„Ostatni Taniec"

46 11 0
                                    

- Już wychodzisz? - słyszę za sobą krzyk Rama.
Niepewnie odwracam się na pięcie i spoglądam na wysokiego chłopaka w sportowej kurtce. Ściskam mocniej już prawie pusty kubek po piwie i biorę głęboki wdech.
- Tak właściwie to wybierałam się do domu... bo miałam odwieźć Betty - uśmiecham się sztucznie.
- Dobrze wiem, że nie ma u nas w szkole żadnej Betty - chłopak przewraca oczami, a ja zamieram. - Nie jestem pijany - dodaje po chwili, nachylając się nade mną.
Zauważam kilka sprzeczności. Chłopak gra w drużynie reprezentacyjnej, a nie pije na największej imprezie roku. Czuję jego oddech na swoim policzku, nie wyczuwam alkoholu. Nie kłamie. Naprawdę jest trzeźwy.
- A więc? Dlaczego uciekasz? - pyta zaciekawiony, opierając się bokiem o framugę drzwi. Stoimy w części odrobinę odciętej od reszty wielkiego salonu Jake'a, więc słyszymy się nawzajem, co na imprezach jest dość niespotykane.
- Nie mam już ochoty na ten... cały hałas i tłok - wzdycham tylko, kiwając głową. - Dokładnie, po prostu to nie dla mnie. Głośna muzyka, jeszcze głośniejsi ludzie. Lodówka pełna alkoholu, a dzieciaki wciąż przynoszą własne wyposażenie... Nie widzę w tym nic fajnego. Więc się stąd zwijam.
Ram patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Przechyla głowę i uśmiecha się promiennie.
- Ktoś cię wystawił? - pyta prosto z mostu.
- Zaraz, co? - dziwię się, szukając w poprzedniej mojej wypowiedzi czegokolwiek, po czym mógłby tak wnosić.
- Pytam, czy zostałaś tu sama. Czy twoi znajomi zniknęli z twojego pola widzenia, a ty zmywasz się, bo nie znasz prawie nikogo oprócz nich - wyjaśnia, ale to nie sprawia, że czuję się w jakikolwiek sposób bardziej swobodnie w tej dziwnej konwersacji z chłopakiem, którego kojarzę jedynie przez to, że zdarza mi się chodzić na mecze reprezentacji szkolnej.
- Znaczy, ja... - usiłuję coś na szybko wymyślić, ale nie jestem w stanie się skupić. Muzyka dudni mi w uszach, a ja w końcu daje za wygraną. - Tak. Zgubiłam Josha - mówię szybko i stosunkowo cicho, spuszczając głowę i wbijając wzrok w buty.
- Co? - Ram nachyla się bliżej. Nie usłyszał. Przeklinam się pod nosem i powtarzam odrobinę głośniej.
- Zgubiłam Josha. Byłam tu z nim i kilkoma innymi znajomymi - tłumaczę spokojnie, jakbym wcale nie umierała w tej chwili od środka. - Nie ma sensu tu zostawać, jeśli... Jeśli oni gdzieś poszli. Są już za pijani, by szukać mnie sami z siebie, a tu jest za głośno, by do nich zadzwonić.
- Histeryzujesz - słyszę jedynie w odpowiedzi. Chłopak, widząc moją minę, szybko się poprawia: - Na pewno nie jest z nimi aż tak źle. Josh i spółka, znani imprezowicze. Heather i on cały czas się tu pokazują. Nigdy nie widziałem ich w szczególnie złym stanie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - mówię, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. - Daj mi znać, jeśli znajdziesz gdzieś Jareda. Albo powiedz mu, że pojechałam do domu.
- Nie mam jak się z tobą skontaktować. Nie zdążyłaś podać mi swojego numeru - zauważa dość trafnie.
- Oj, no tak - wzdycham i szybko wyciągam dłoń. Chłopak podaje mi swój telefon, a ja zapisuję swój numer w jego kontaktach. - Do poniedziałku - żegnam się z nim, oddając mu telefon z uśmiechem na twarzy. Chłopak salutuje, również unosząc kąciki ust.
Ruszam do drzwi, a po chwili czerwony samochód znika za zakrętem, kierując się do mojego domu.

Nie zdążyłam nawet dojechać do domu, a mój telefon już zaczyna wibrować jak szalony. Wiadomość po wiadomości. Nie spoglądając nawet na wyświetlacz, uznaję, że to Ram i ignoruję kolejne nadchodzące SMS-y. Telefon nie przestaje wibrować przez całą drogę, więc pogłaśniam muzykę i skupiam się na drodze. Gdy nareszcie dojeżdżam do domu, wbiegam pod prysznic i zmywam makijaż i zapach piwa. Pozbywam się tych okropnych kolczyków, wyciągam soczewki, przebieram się w wygodną piżamę i wpadam na łóżko, zapominając całkowicie o natłoku wiadomości na moim telefonie. Chcę tylko spać, spać i...

~~*~~

- Widziałeś kogo? Z kim? Kiedy? Jak? Zaraz, co?!
Nic do mnie nie dociera. Moje serce przestaje bić, a moje ciało przestaje wykonywać moje rozkazy. Wszystko rozmazuje mi się przed oczami, nic nie widzę. Nie mogę już nawet normalnie oddychać. Normalnie? Ba, nie mogę oddychać w ogóle. Rozłączam się i dopiero teraz mogę zacząć płakać. Łzy płyną po moich policzkach, a ja krztuszę się nimi, próbując opanować oddech. Nie potrafię jednak tego zrobić. Nie umiem zapanować nad niczym, co robię. Tracę kontrolę i mam tego pełną świadomość. Czy właśnie tak czuje się osoba ze złamanym sercem? Nie mam pojęcia. Spoglądam na piórnik ze złotymi inicjałami i wzdycham ciężko. Może ja też byłam z nim nieszczera.
C.M.
Może wcale nie powinnam teraz płakać.

Two Friends, True Friends | Dear Evan HansenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz