„Akcja: Kibel"

59 10 3
                                    

Wyłożyłam się wygodnie na łóżku i otworzyłam laptopa. Upewniłam się, że nie wyglądam dziwkarsko i kliknęłam ikonkę skype'a. Zadzwoniłam do jednego z aktywnych użytkowników i czekałam. Czekałam bardzo długo. Naprawdę długo. Zdążyłam się nieźle wynudzić-
- Lena? - głos Jareda wybudził mnie z pół-snu. - Cześć...
- Hej, Jared - uśmiechnęłam się delikatnie. - Czemu nic nie mówiłeś?
- O czym..? - spytał, poprawiając okulary na nosie.
- O tym, że wyjeżdzasz - przekrzywiłam głowę, ciekawa jego odpowiedzi.
- Och... Nie sądziłem, że mogłoby cię to interesować... - wzruszył ramionami.
- Żartujesz? Bardzo mnie to interesuje! - pokręciłam głową. - Gdzie teraz będziesz mieszkać?
- Kilkadziesiąt kilometrów od Nowego Jorku - westchnął ciężko.
- Aż tak daleko? - uniosłam brwi. - Dlaczego?
- Musiałem się stąd wynieść. Wiesz, nowe życie, nowi ludzie - oparł się wygodniej na kanapie, na której siedział. - Wszystko mnie przytłaczało, a tu mogę zacząć od nowa.
Spuściłam wzrok. - Bardzo mi przykro.
- Nie musi ci być przykro, bo nic strasznego się nie dzieje - przewrócił oczami. - Po prostu ustawię się na nowo.
- Czy... ja i Evan możemy do ciebie przyjechać? W jakiś weekend, w wakacje..? Kiedyś?
Chłopak uśmiechnął się i spuścił wzrok. - Byłoby super.
Również się uśmiechnęłam. - Byłoby... genialnie.
- Wyślę ci dokładny adres później. Teraz idę się rozpakować.
- Wyślij mi zdjęcie nowego pokoju!
- Pewnie - wyszczerzył się do kamerki, a ja zachichotałam. - Pa!
- Pa! - pożegnaliśmy się i rozłączyłam rozmowę.
Zamknęłam laptopa i westchnęłam, przewracając się na plecy. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Czułam się dziwnie i nie rozumiałam tego, co się ze mną działo. Byłam jednocześnie szczęśliwa i smutna.
Jęknęłam i sięgnęłam po telefon, sprawdzając, czy nie dostałam żadnej wiadomości. Niestety nie.
- Lena! Idziesz na film? - usłyszałam krzyk z dołu i uśmiechnęłam się do siebie. Czyżby Evan znów serwował dobrą komedię albo animowany film dla młodzieży?
- Już biegnę! - odkrzyknęłam tylko, wstając z łóżka i sunąc do drzwi, szukając po drodze kapci.

~~*~~

~Zoe

- Nie wiem, czy spuszczanie tego w kiblu to dobry pomysł - mruknęłam, spoglądając na brata z lekkim obrzydzeniem.
- Masz jakiś lepszy pomysł? - uniósł wzrok i chwilę patrzył na mnie pytająco. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi na swoje pytanie. - Tak myślałem. Skupmy się więc na pierwotnym planie. Spuszczamy zielsko w kiblu i udajemy, że go tu nigdy nie było.
- Niech ci będzie - jęknęłam cicho.
Connor otworzył torebkę i wsypał całą jej zawartość do muszli klozetowej. Po chwili patrzenia, jak owoce jego uzależnienia toną w wodzie z kibla, pociągnął za sznureczek, a spłuczka zaczęła działać.
- Teraz tu jebie marihuaną - stwierdziłam, patrząc na niego znacząco.
- Od czego są odświeżacze powietrza? - Connor pomachał mi butelką przed twarzą, po czym zaczął psikać.
- Chcesz nas zagazować?! - o mało nie zakrztusiłam się od tego całego odświeżania. - Jesteś chory, czy co?!
- Teraz się zorientowałaś? - prychnął, zamykając butelkę i chowając ją do szafki. - Na trzy otwierasz drzwi, uciekamy, a potem je zamykasz - powiedział, otwierając okno.
Zaczęliśmy wspólnie odliczać. Na trzy obydwoje wyskoczyliśmy z pomieszczenia, a ja zamknęłam za nami drzwi. Nareszcie mogłam swobodnie oddychać, co potraktowałam jak zbawienie po tym, co przed chwilą przeżyłam w tej cholernej łazience.
- Tata cię za to zabije - mruknęłam niezadowolona. - A mnie za współudział...
- Myślisz, że wolałby, żebym to wszystko wypalił? - ponownie nie otrzymał odpowiedzi. - Dokładnie, też tak sądzę.
- Dobra, to co teraz? - uniosłam brew.
- Teraz udajemy, że nic się nie stało i idziemy do swoich pokojów, jak gdyby nigdy nic - wzruszył ramionami.
- Deal - kiwnęłam głową i pomaszerowałam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi z impetem.

Two Friends, True Friends | Dear Evan HansenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz