24. #Good Day?

88 3 0
                                    

Opowiedziałam im o studiach, o mieszkaniu, o rodzicach. Wszystkim co było istotne. Po długiej i ciekawej rozmowie wróciłam do swojego chwilowego pokoju. Wyjełam z walizki torebkę i przepakowałam potrzebne rzeczy. Mieliśmy jechać właśnie do sklepu.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałam w aucie wyglądając przez okno. Wszystko było takie samo jak sprzed lat. Moja podstawówka, do której uczęszczałam przed wyjazdem do Polski prawie się nie zmieniła. Plac zabaw przed nią był wzbogacony tylko o kilka nowych huśtawek i zjeżdżalni. Wymijaliśmy małe znajome domki, przy chodniku, po którym niegdyś malutka dziewczynka dreptała z fioletową teczuszką trzymając mamę za rękę. Pamiętałam każdą trawiastą górkę, po której skakałam śmiejąc się do łez. Ogromne pole do zabawy, przez które biegłam wpadając w objęcia mamy.

Na rondzie skręciliśmy w prawo. Moim oczom ukazała się długa uliczka. Po lewej stronie znajdował się mój stary blok. Ciekawe kto tam teraz mieszka. Ujrzałam ścieżkę, a przy niej ceglaną ścianę, która miała w sobie małe przerwy. Chowałam się tam zawsze i straszyłam rodziców, gdy szliśmy do sklepu. Pamiętałam każdy moment mojego życia spędzony tutaj.

To miejsce było dla mnie bardzo ważne. Tak ważne, że nie myślałam już nawet o Reece'ie i moich przyjaciołach, których zostawiłam samych, martwiacych się o mnie. Liczyło się to, co teraz. Musiałam się nacieszyć tym co teraz mam i przypomnieć sobie wszystko po kolei. Nie chciałam znowu tego stracić.

Przejechaliśmy przez drugie rondo i Maciek kierował się na parking ogromnego Marketu. Pomyślałam, że to nie w porządku z mojej strony. Nie dawałam znaku życia. Nie wiedziałam co mogli teraz przeżywać. Serce mówiło mi, żebym oddała się temu co mam teraz, jednak rozum zwyciężył. Wyciągnęłam z torebki telefon i wysiedliśmy z auta.

Cały mój wyświetlacz był zawalony wiadomościami. Natalka dzwoniła do mnie dwanaście razy, Maja siedem, a Weronika sześć. Nawet Blake próbował się do mnie dodzwonić trzy razy. Miałam kilka powiadomień z instagrama i messengera. Nie zamierzałam ich czytać, a tym bardziej na nie odpisywać. Tysiące wiadomości przyszło w ciągu kilku godzin od mojego zniknięcia.

Nie zrobiłam tego jakoś specjalnie, żeby sprawdzić czy się o mnie martwią. Zwyczajnie chciałam odpocząć i zapomnieć...

Kierowaliśmy się w stronę wejścia. Tak dawno tu nie byłam, jednak ten sam ochroniarz stał przy wejściu, a mała kawiarenka po prawej stronie niewiele się zmieniła. Wzięłam wózek i prowadziłam go. W siedzonku posadziłam Adzia i jechaliśmy razem wymijając kolejno regały. Nie myślałam wtedy o zdrowym jedzeniu.

Wzięłam sobie to co kocham, a mianowicie krewetki, małże, kabanosy, bekon, chipsy, galaretki w kubeczkach, pączki w czekoladzie, moje ulubione lody, milkshake'a, frappuchino ze Starbucks'a i rzecz jasna Reese's. Gdy tylko na nie spojrzałam, zrobiło mi się nie dobrze. Mimo, że miałam na nie ogromną ochotę w ostatniej chwili je odłożyłam.

Mały chłopczyk spojrzał się na mnie wybuchając śmiechem. Z jednej strony było mi smutno ale miałam ich i wiedziałam, że w każdej sytuacji mogę na nich liczyć. Od zawsze byli dla mnie jak rodzina. Mogłabym schrupać tego słodziaka. W kilka sekund potrafił zmienić mój grymas w szeroki uśmiech.

Ja wzięłam wszystko co chciałam i stałam z wózkiem i Adrianem przy kasie. Kolejki były ogromne ale i tak czekałam na Basię, Maćka i Filipa, bo poszli jeszcze po coś, czego zapomnieli. Wyciągnełam z torebki telefon i pierwsze co zobaczyłam to wiadomość od pani, która miała się do mnie odezwać w sprawie pracy.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
my place... | R.B Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz