Te parędziesiąt minut ,które zajęło mu dojście do siebie upłynęło i w beznadziejnym otępieniu.
Nie lubię go w takim stanie.Nie podoba mi się to że nie mówi mi o wszystkim co się dzieje.Nie chcę żeby przejmował się całym tym burdelem ,który dzieje się w okół jego osoby.
Fuknęłam zła na samą siebie.
To że zależało mi w jakiejś części na jego osobie było jak przystawienie rewolweru do skroni podczas rosyjskiej ruletki.
Teraz albo zginę przez własną głupotę ,albo cudem uniknę śmierci.
Pytanie jakim kosztem.
Budzę się z letargu ,kiedy brunet otwiera ciężkie powieki.Wstaję ze swojego fotela czując że drżą mi nogi ,ale nie zważając na to usiadłam mu na kolanach zadziwiając go tym.Oparłam się o szeroką pierś ,która uniosła się przez wciągnięte ze świstem powietrze.
-Co się stało?-spytał.
-Nic-wzruszyłam ramionami.
Nie pewnie objął mnie jedną ręką i nie wiem czy robił to bardziej dla mnie niż dla siebie ,ale nie narzekam.Brunet opiera brodę na dłoni tak samo zamyślony powoli dochodząc do siebie.
-Myślisz że zadziała?-odzywa się po chwili.
-Nie mam pojęcia-odparłam-Zawsze możemy to wypróbować-proponuje unosząc wzrok na jego profil.
-A potem co byś zrobiła z tymi ludźmi-pyta unosząc brew, a jego kącik warg drga w krzywym uśmiechu.
-Dobrze wiesz co-mruknęłam-Wiesz kim jestem i co robię.
-Wiem-przytaknął.
Dzień zleciał nam w dziwnie cichej i dziwnej atmosferze.Nikt nie włączył telewizora,nie puścił muzyki ,ani się nie odzywał.Dopiero wieczorem James przyszedł do mojej sypialni pytając się czy może zostać na noc.
O dziwo wstałam pierwsza i pierwszym co zobaczyłam po obudzeniu się to nasze odbicie w lustrze stojącym przy szafie.
Brunet spał jeszcze wtulony w mój bok z lekko rozchylonymi wargami oraz rozczochranymi włosami.Wplątałam palce we własne po czym sapnęłam.Wbiłam wzrok w jego odbicie.
-Zrobimy tak-zaczęłam szeptem-Będę z tobą do końca,stanie się co się stanie ,ale...-odgarnęłam mu parę kosmyków z czoła-Ty pojedziesz do przyjaciół ,a ja zniknę z twojego życia tak szybko jak się pojawiłam.Co ty na to? -spytałam retorycznie wiedząc że nieświadomy mojej paplaniny Barnes nie odpowie-I tak nie masz nic do powiedzenia-dodałam całując go w czoło-A nawet ,gdyby.Jesteś zimowym żołnierzem.Znajdziesz mnie i wygarniesz mi wszystko wprost.
Zakończyłam monolog wyciągając w jego stronę dłoń i głaszcząc jego policzek pokryty słabym zarostem.Pochyliłam się delikatnie całując jego rozchylone wargi.Tym razem długo nie czekałam na reakcję ,bo po paru chwilach uchylił oczy odsuwając się.
-Zaczynam zastanawiać się czy wczoraj nie wykorzystasz mnie seksualnie-wyszeptał zachrypnięty.
-Sugerujesz mi że nie jestem na tyle atrakcyjna żeby cie uwieść?
-Nic takiego nie powiedziałem-zaprzeczył chyba rozbawiony moją postawą.
-Ale na pewno tak myślisz-odepchnęłam go od siebie ,a on roześmiał się dźwięcznie.
A mi zmiękły kolana.Naciągnęłam bluzkę niżej na dupę pamiętając to że powinnam się teraz bardziej pilnować i jak na razie nie pokazywać mu siniaków oraz jeszcze świeżych ran.Wzięłam z szafy ubrania po czym skierowałam się do łazienki.
-Wychodzisz gdzieś dzisiaj?-spytał obracając się w moją stronę i opierając policzek na dłoni.
-Nie-pokręciłam głową-Chyba że masz ochotę.
*****
Dzisiaj krócej.
Ale zbieram pomysły na jakieś fajne zajęcie Buckyemu czasu :)))
![](https://img.wattpad.com/cover/158833821-288-k44790.jpg)
CZYTASZ
Destroyed //Bucky Barnes
FanfictionOd początku wiedziała że to był błąd. Po paru dniach wiedziała że nie będzie łatwo. Po paru tygodniach była pewna że będzie ją to wiele kosztowało. Ale czy dwóch równie zepsutych ludzi jest w stanie sobie pomóc? Kwestia definicji.