Najbardziej ponadczasowym i klasycznym pięknem są piersi kobiety - Johnny Depp

3K 141 12
                                    

   Siedziałam na podłodze z policzkiem opartym o ramię przyglądając się mężczyźnie wyciągniętemu na łóżku. Jego pierś unosiła się spokojnie, ramiona obejmowały poduszkę, na której opierał głowę ciemne oczy wbił w przeciwległą ścianę uparcie walcząc ze zmęczeniem. Wyciągnęłam się nieco żeby sięgać do niego i móc wodzić po jego skórze palcami.

-O czym myślisz?-spytałam widząc że coś go męczy.

-O tym że mamy łóżko jak moja cela w Hydrze, a ty siedzisz na podłodze-przekrzywił głowę żeby móc mi się swobodnie przyglądać.

-Nie o to pytam-westchnęłam mrużąc oczy-Dobrze o tym wiesz.

-Wiem-przyznał przez chwilę wodząc wzrokiem za moimi palcami-Ale to bez sensu-zmarszczył się-W życiu nie powiedziałaś mi nic co byłoby w jakimkolwiek stopniu przydatne. Może prócz instrukcji obsługi ekspresu.

-Bo nie jestem odpowiednim człowiekiem do radzenia i prawienia morałów-przyznałam cofając dłoń żeby spleść ją z drugą pod brodą-Jestem zdegenerowaną jednostką zdolną do zamachu skierowanego w stronę świata.

-Zawsze możesz powiedzieć że będzie dobrze-tu i ja się uśmiechnęłam.

   Oboje wiedzieliśmy że nie mogę tego powiedzieć. Obiecałam być wobec niego szczera, a to na pewno nie należało do zapewnień czy obietnic, które mogłabym spełnić. Było zbyt...Długoterminowe i ogólne.

-Nie mogę-przypomniałam mu o tym-Ale to na zdecydowanie więcej sensu niż byś chciał żeby miało.

-Wytłumaczysz?-migał się dalej.

-Nie wierzę w to że robisz z siebie idiotę tylko po to żeby nie odpowiadać na moje pytanie, czyżby Zimowy Żołnierz się bał?-zagadnęłam sięgając do jego twarzy

   Pogłaskałam zarośnięty policzek czując jak brunet nakrywa moją dłoń swoją na chwilę wtulając się w nią. 

-Jamie?-wyrwałam go z zamyślenia.

-Martwię się że go zawiodę-westchnął ciężko-Że nie jestem...Nie będę już tym Buckym, za którym tęsknił i ,o którego walczył. Pamiętam tak cholernie mało!-jęknął przecierając oczy dłońmi-Zawiodę go, odbije mi i skończę jako eksperyment-podsumował-Tego jest tak dużo-wyszeptał sfrustrowany.

   Milczałam po prostu przeglądając mu się jak zawsze i skubiąc materiał zabłąkanej maski. Spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek marszcząc się. Zabrał mi przedmiot rzucając go gdzieś na podłogę.

-Lepiej ci?-spytał.

-Poniekąd-przyznałam widząc na jak po jego twarzy przemyka cień zawodu i dezaprobaty-Ważne jest że tobie jest lepiej-wzruszyłam ramionami.

-Powiedz coś-poprosił.

-Co?-zapytałam podnosząc się z ziemi żeby usiąść obok niego na łóżku.

-I kto tutaj robi z kogo idiotę?-uniósł brew-Powiedz cokolwiek.

-Cóż-zawahałam się-Na pewno nie jesteś tym kim byłeś, mogę cie też zapewnić że za miesiąc nie będziesz tym kim jesteś teraz-uśmiechnęłam się licho-Ale zawsze będzie w tobie coś ze "starego ciebie". Puki pamiętasz chociaż strzęp tego co było to na pewno go nie zawiedziesz-zapewniłam-Nie odbije ci bo jakoś to rozwiążemy i nie będziesz eksperymentem.

   To było czymś czego dokonam oraz dopilnuje choćby miała to być moja ostatnia rzecz. W akcie swojej czystej i bezgranicznej hipokryzji nie dam go nikomu skrzywdzić. Proste.

   James zagryzł wargę analizując moje słowa, ale nie dałam mu na to dużo czasu bo musnęłam jego usta swoimi ocierając je o siebie w delikatnym,słodkim pocałunku. Wciągnął powietrze widocznie obruszony moim działaniem, ale nie zaoponował układając dłoń na moim policzku i pogłębiając pocałunek.

   Przerzuciłam nogę przez jego biodra siadając na nich i ujmując jego twarz w dłonie drażniąc się z nim nie dając mu do końca tego czego chciał. Jak gdyby jeszcze wiedział co chciał. Roześmiałam się kiedy skapitulował akceptując mój nagły przypływ czułości. Jego znikąd znalazły się na moim biodrach ściskając je żeby upewnić się że jestem realna, jego i tutaj. Poruszyłam nimi w niemej zgodzie, a zaraz później wścibskie palce znalazły się pod moją bokserką.

-Cholera jasna!-warknął kiedy mozolnie zabrałam się do rozpinania i rozsznurowywania wszystkich wiązań w jego stroju bojowym.

-Ja też tak uważam-parsknęłam ostatecznie pomagając mu zdjąć z siebie koszulkę.

   Jego oczy na chwilę zaświeciły się kiedy z czystą fascynacją przejechał palcami po moim ciele. Nigdy tego nie rozumiałam i nigdy nie planowałam zrozumieć. Byłam wychudzona, blada i miałam naprawdę drobne piersi. A on widział mnie milion razy. Zawsze tak samo zachwycony oraz rozbrojony pięknem, którego nie dane mi było zobaczyć.

   Podniósł się na protezie, "swoją" dłoń zaciskając na mojej piersi i całując mnie nieco już nieco mocniej. Nim zdążyłam się z orientować leżałam pod nim, a on z tym samym błyskiem w oczach majstrował przy moim rozporku uważnie obserwując wszystkie moje reakcje. Zdjął mi jeansy razem z bielizną znów tylko na chwilę pochylając się żeby mnie pocałować i nie dała nic moja dezaprobata, ani próba zatrzymania go. Wyprostował się mocując nerwowo z nieubłaganym stroje Zimowego Żołnierza.

-Wzięło ci się na czułości-zakpiłam zajmując się jego spodniami podczas, gdy ten ogłupiały próbował pozbierać mózg z podłogi.

   Rozpinał kaftan.

   Kiedy w końcu się z tym uporaliśmy zatopiłam palce w jego włosach w końcu całując tak jak chciałam. Mężczyzna położył mnie na pościeli przerywając już tylko po to żeby przez krótką chwilę nacieszyć się moim odsłoniętym biustem i obsypać moje ciało ostatnimi pocałunkami.

***

   Leżałam wtulona w jego pierś. Skóra pod moim policzkiem była rozgrzana, a pokój zdominował zapach seksu i jego ciężkich perfum. Nie wiedziałam, która jest godzina. Nie wiedziałam ile ludzi w tym czasie chciało się do nas dobić. Nie wiedziałam co działo się na bożym świecie, który w tej chwili zdawał się nawet nie zauważać że nasza dwójka wyłamała się z jego kieratu.

-Boję się-przełamał ciszę, która zaległa w pokoju-Kurewsko się boję że kiedyś mi cie zabraknie-oparł brodę na mojej głowie chyba pierwszy raz niekoniecznie oczekując ode mnie odpowiedzi.

-Mówiłam że jestem okropnym człowiekiem-roześmiałam się gorzko-Będę-wyszeptałam-Nie zawsze kiedy będziesz mnie potrzebował, nie zawsze na czas i nie zawsze tak jakbyś tego chciał, ale będę-obiecałam.

-Kocham cię-ścisnął mnie nieco mocniej jakby bał się że za chwilę wstanę i po prostu go zostawię.

-A ufasz mi?-pocałowałam jego skórę.

-Tak-poczułam jak jego mięśnie zadrżały kiedy wstrzymywał się przed wzmocnieniem uścisku żeby nie zrobić mi krzywdy.

-Więc powiedz że mi wierzysz-poprosiłam wyswobadzając się na tyle żeby złapać jego policzki w dłonie i popatrzeć w jego pełne obawy oczy.

   To był jeden z tych momentów, w których Barnes otwierał się przede mną całkowicie zostając całkowicie bezbronnym i oczekującym pomocy, której choćbym nie wiem jak się starał nie potrafiłam mu zapewnić. 

-Wierzę-zapewnił zaciskając powieki.

-Najwyżej rzucimy wszystko i wyjedziemy w pizdu, tak?-zaproponowałam chcąc nieco go rozluźnić.

-Tak-uśmiechnął się blado.

   Tak jakby chciał żeby to był nasz plan A.

    Ale to pewnie tylko moje gdybania.

*****

Człowiek może mieć dużo romansów, ale miłość jest jedna, jedyna i basta.

Nie ważne ile ff do szuflady bym nie napisała i tak ostatecznie wracam do Buck'a/Sebastiana.

Tęsknie za tym ff i za wami :<

Destroyed //Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz