Wstałam ze swojego fotela uprzednio włączając odpowiednią aplikację mającą zaburzyć odbiór kamer w samolocie.Odgarniam leniwie włosy po czym zajmuję miejsce na skrzyżowanych kolanach przysypiającego bruneta.Odgarniam mu łagodnie włosy z twarzy widząc jego zaniepokojenie nerwowością ludzi na pokładzie.
-Spokojnie to tylko ja-wyjaśniam cicho.
-Jesteś niemożliwa-szepcze rozespany po czym przygarnia mnie ramieniem do swojej piersi i wtula policzek w moje włosy.
Ostatnie noce naprawdę znosił bardzo kiepsko ,tak jakby co najmniej jego ciało samo podświadomie wiedziało co planuję zrobić.Do tego wszystkiego doszło zmęczenie długą podróżą i zmianą strefy czasowej.I nerwy związane ze spotkaniem Rogersa oraz rozpoczęciem całej burzy związanej z jego osobą.
Dlatego nie drgnęłam nawet na milimetr pozwalając mu chociaż trochę odpocząć i co jakiś czas posyłając znużone spojrzenia stewardessą,które notorycznie zerkały na mnie z zazdrością.
Przepraszam.
Sama nie wiem "dlaczego" i "co" on we mnie widzi.
Słysząc że samolot podchodzi do lądowania wyswobodziłam się z jego objęć wprawiając go w konsternację.Spojrzał na mnie rozespany próbując cokolwiek zrozumieć ,ale wyręczyła mnie rudowłosa stewardessa ,która dotknęłam lekko jego ramienia z uśmiechem oznajmiając że podchodzimy do lądowania i moja koścista dupa powinna zająć już swoje miejsce.
Zeszłam mu z kolan odprowadzając rudowłosą spojrzeniem mówiącym tyle co "pilnuj social mediów".Zapięłam pasy mimo wszystko wyciągając nogę tylko po to żeby oprzeć ją na jego kolanie.
Pogładził podbicie stopy palcami patrząc na mnie i wyczekując wyjaśnienia tego co przed chwilą się stało.
-Jamie patrzysz ,a nie widzisz-oznajmiłam ostatecznie z pobłażliwym uśmiechem po czym wsunęłam stopy do wysokich czarnych obcasów.
Parsknął kpiąco w końcu łapiąc o co chodzi ,a ja tylko pokręciłam głową z cierpkim uśmiechem.
Samolot wylądował ,my przebrnęliśmy przez wszystkie pierdoły związane z lotniskiem i zamówiliśmy taksówkę.Uśmiechnęłam się witając ze starszym mężczyzną siedzącym za kierownicą po czym ze zdziwieniem przyjęłam fakt że Barnes oparł się bezceremonialnie o moje ramię żeby kontynuować drzemkę.Podałam odpowiedni adres kierowcy przeczesując palcami ciemne włosy.
-Tam nie ma żadnego hotelu-stwierdził po chwili marszcząc brwi.
-Nie ma-zaprzeczyłam całując go we włosy-Spokojnie już dzisiaj nigdzie cię nie ciągnę.Jedziemy do mieszkania-oznajmiłam.
Złapał aluzję już nic nie mrucząc tylko przymykając podkrążone oczy żeby jeszcze trochę odespać.Wbiłam wzrok w widok za oknem spokojnie akceptując dłuższą przeprawę przez zakorkowane miasto.
-Żołnierz?-spytał staruszek kiedy stanęliśmy w kolejnym korku.
Otrząsnęłam się z letargu patrząc na niego pytająco.
-Tak-przytaknęłam przyjmując jego wygodną wersję.
Uśmiechnął się do lusterka kiwając lekko głowę ,a ja przejechałam palcami po barku leżącego na mnie mężczyzny od razu chowając nieśmiertelniki ,które wypadły mu z pod koszulki.
-Musi panią bardzo kochać-stwierdził po chwili-Wojna to straszna rzecz ,nie każdy ma na tyle siły żeby z niej wrócić.Ale jeśli ma się do kogo...To zmienia postać rzeczy.
Nie odpowiedziałam już po czasie tylko wskazując odpowiednią kamienicę.Obudziłam bruneta i po wyregulowaniu rachunku wspinam się po schodach starego budynku.Zdziwiony doborem miejsca lokum Barnes nie odzywał się ani słowem.Dopiero kiedy weszliśmy do świeżo wyremontowanego mieszkania ,a ja zajęłam się sprawdzaniem barku stanął obserwując wszystko tak jakby starał sobie cokolwiek przypomnieć.
-Czemu to?-spytał zachrypnięty.
-Bo to odnowione mieszkanie z czasów kiedy mieszkałeś na Brooklynie-odparłam upijając łyk whiskey-Nie masz pojęcia ile kosztowało mnie odkupienie kamienicy i niedopuszczenie do wyburzenia jej.
Posłałam mu spojrzenie typu "mówiłam że mogę wszystko?" i nie czekając na jakąkolwiek reakcję sparaliżowanego nalałam alkoholu do kolejnej szklanki popychając ją po blacie wyspy kuchennej w jego stronę.
*****
To cooo?
15 komentarzy i wstawiam kolejny?
CZYTASZ
Destroyed //Bucky Barnes
FanfictionOd początku wiedziała że to był błąd. Po paru dniach wiedziała że nie będzie łatwo. Po paru tygodniach była pewna że będzie ją to wiele kosztowało. Ale czy dwóch równie zepsutych ludzi jest w stanie sobie pomóc? Kwestia definicji.