Po skończonej konwersacji ze Starkiem.Skończonej przez Rogersa ,który "90 lat w lodzie wysiedział ,ale skórzana kanapa najwyraźniej gryzie go w dupę..." oddałam urządzenie Jamesowi.
Najważniejsze jest załatwione.Dla rządu dalej jest martwy.Psychologowie i lekarze obejdą się smakiem na pieniądze Tony'ego.A sam Barnes przyjedzie do nich kiedy tylko będzie chciał.
Chwilę stałam za nim skonsternowana i niepewna czy powinnam go zostawić z przesadnie nakręconym Steve'em.
Ostatecznie jednak nie czułam się na siłach żeby mu towarzyszyć.
Wiecie.Ja nie byłam pijana.Bycie między byciem trąconą ,a pijaną jest wielkie i gustowne foyer w ,którym to jeszcze bardzo dobrze funkcjonuje.Ale kurewsko tego teraz żałuję.Chciałabym żeby tak było.
Nawet lodowaty prysznic nie zmył ze mnie rozgoryczenia swoim zachowaniem.Zdenerwowana uderzyłam pięścią w kafelki ,ale kiedy i to nie pomogło darowałam sobie.Wyszłam ,ubrałam randomową koszulkę i bieliznę po czym położyłam się do łóżka.Byłam zła na siebie za to jak zareagowałam na ten telefon oraz na to że wcale chyba nie chciałam jego wyjazdu.
Ale to mogę tłumaczyć swoimi egoistycznymi pobudkami...Tym że jestem raczej egoistką.
Boże, sama sobie nie wierzę.
Nakryłam się pościelą mając ochotę krzyczeć ze złości ,ale ostatecznie sobie to darowałam.Po czym zasnęłam nie mając siły nawet na opierdalanie samej siebie.
***
Nie musiałam otwierać oczu żeby wiedzieć że jest wieczór.Tak samo jak nie musiałam ich otwierać żeby wiedzieć że wszedł do pokoju.Stawiał prawie bezgłośne kroki,jego oddech był kontrolowany i spowolniony,a jedynym co go zdradzało to...Nic.Zachowywał się jak drapieżnik na polowaniu, a tu chuj.
Ofiara dostała szóstego zmysłu.
Usiadł na podłodze opierając się plecami o łóżko i odchylając głowę do tyłu z przymkniętymi oczami.Wyciągnęłam rękę wplatając w jego włosy palce ,a on drgnął nie spodziewając się chyba tego.
Szach mat bitch.Zostałam ninja.
-Nie chciałem cie budzić.
-Nie szkodzi i tak kiepsko spałam-mruknęłam przeczesując kosmyki-Co się stało?
-W zasadzie nic-odparł-Mam pytanie-dodał po dłuższej chwili namysłu-Zrobiłabyś coś dla mnie?
Tak.
Uchyliła nieba.
Kurwa.
A to tylko parę tygodni.
Jutro może go nie być.
-Tak-odparłam zrezygnowana.
-Przedstawisz im się innym imieniem? Nową tożsamością?-zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc go-Chce mieć pewność że będziesz zawsze tą samą osobą ,którą poznałem.Nie chce żebyś zmieniała się przez nich.Chcę mieć coś stałego.
Zaniemówiłam na chwilę zaprzestając nawet bawić się jego włosami.Przełknęłam ciężko ślinę bo w planach miałam usunięcie się w cień po jego wyjeździe i ewentualne oglądanie go z monitorów.Ale ,oh.On chciał mieć ze mną kontakt.
Podniosłam się na łokciach wyciągając rękę żeby odwrócić do siebie jego twarz.Po raz pierwszy widział moją twarz bez makijażu i soczewek ,ale nie okazał żadnego zdziwienia moim wyglądem.Przeciwnie z zainteresowaniem typu:gdy trzeba wy myśleć nową taktykę obronną i zmienić temat.
Huh.Był w tym wszystkim bardziej pogubiony niż ja.
-Wiesz że nawet jak wyjedziesz to zawsze będziesz mógł na mnie liczyć?-spytałam czując jak robi mi się sucho w gardle.
-Znikniesz-stwierdził.
-Nie zniknę-zaprzeczyłam kładąc się na brzuchu i wbijając w niego czerwone spojrzenie-A nawet jakby to jesteś zimowym żołnierzem tak? Co to dla ciebie jedna hackerka-parsknęłam na rozluźnienie.
-Nic-odparł tak samo nie zobowiązującym tonem.
Trwaliśmy chwilę w milczeniu przyglądając się sobie nawzajem ,a potem on wstał i otrzepał dłonie.
-Ja będę szedł-szepnął w końcu-Dobranoc.
-Zostań ze mną-wypaliłam bez zastanowienia.
Nie odezwał się po prostu wychodząc.Prychnęłam pod nosem i odwróciłam się na drugi bok.Jednak po dłuższej chwili mogłam poczuć jak materac ugina się pod ciężarem drugiej osoby.
Jebany poszedł się tylko przebrać.
*****
Kocham was za gwiazdki i komentarze <3
Mam dzięki temu motywację do pisania.
Zdjęcie wstawię w najbliższym czasie ponieważ teraz wtt odmawia mi posłuszeństwa.
Już wiem jak poczuł się Stark kiedy technologia wymknęła mu się spod kontroli ;-;
CZYTASZ
Destroyed //Bucky Barnes
FanficOd początku wiedziała że to był błąd. Po paru dniach wiedziała że nie będzie łatwo. Po paru tygodniach była pewna że będzie ją to wiele kosztowało. Ale czy dwóch równie zepsutych ludzi jest w stanie sobie pomóc? Kwestia definicji.