Mijałam się z nim już parę dni.Ja z braku laku wróciłam do pracowanie 24h/7 ,a on zajmował się sobą.Oglądał telewizję,siedział w papierach lub książkach ,a treningi przeniósł na godziny nocne ,kiedy koszmary wyrywały go ze snu.
Oparłam czoło na dłoniach kiedy zorientowałam się że jest noc.Łatwo tracić rachubę ,gdy siedzi się w pomieszczeniu bez okien i otaczając cie same monitory.Włożyłam okulary ,które miały odciążyć moje przemęczone oczy po czym napiłam się kawy odchylając na fotelu.
Kiedy w końcu pojawiłam się znowu na powierzchni poczułam jak kret i błogosławiłam okulary ,które były dostosowane do każdej możliwej sytuacji.Weszłam na piętro po czym przystanęłam w uchylonych drzwiach pokoju Jamesa.
Weszłam do niego po cichu po czym zajęłam miejsce na jego łóżku.Przeciągnęłam palcami po jego włosach.Poderwał się ciężko dysząc jakby nabieranie powietrza sprawiało mu ból i złapał moją rękę zanim zdążyłam go dotknąć.Posłał mi przerażone spojrzenie ,a jego wilgotne od łez policzki przyprawiły mnie o suchość w gardle.
Cholera.
Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku ,który natychmiastowo ustąpił po czym objęłam go ciasno.Odwzajemnił uścisk zaciskając drżące ręce na mojej talii.
-Chcesz o tym porozmawiać?-spytałam szeptem nie wiedząc co robić w takich sytuacjach.
-Nie-odparł zachrypnięty do granic możliwości.
***
-Między nami wszystko w porządku?-spytał.
-Tak-podniosłam wzrok z nad blatu patrząc na niego.
Był ubrany w ciężkie wojskowe buty,czarne bojówki,granatową koszulkę i narzucony na nią płaszcz sięgający kolana płaszcz.Odepchnęłam się od biurka splatając dłonie na zapadniętym brzuchu .
-Idziesz gdzieś-zauważyłam błyskotliwie.
-Tak-przytaknął-Dlatego przyszedłem-jeden z kącików jego warg drgnął nieznacznie-Potrzebuję broni.
Przekrzywiłam głowę patrząc na niego rozleniwiona i zaciekawiona
-Po cholerę?-spytałam-Planujesz na nowo przyjmować zlecenia?-spytałam kąśliwie.
Widząc ukłucie bólu w jego oczach i przykryte kpiną zeszłam z tonu.Westchnęłam.
-Weź tłumiki z łaski swojej-westchnęłam opierając policzek na dłoni.
-Dziękują-posłał mi firmowy uśmiech.
Podszedł ,pochylił się i...Skinęłam.Oparł się rękami o podłokietniki fotela całując mnie krótko.
-Ale jak kogoś postrzelisz to nie licz na moją pomoc-zmrużyłam oczy kiedy odszedł do wskazanego przeze mnie miejsca.
-Oboje wiemy że i tak byś mnie ratowała-parsknął przewieszając sobie karabin przez ramię.
Nie odpowiedziałam obserwując jak z bezczelnym uśmiechem podpieprza mi broń.
-Weź sobie całą torbę Zima-mruknęłam ,a on parsknął korzystając z mojej dobroduszności i puszczając mimo uszu to jak go nazwałam-Gdzie będziesz?
-Na polu.
I poszedł z długą z wyposażeniem perfekcyjnym do zabicia prezydenta.
Westchnęłam zastanawiając się ile można bawić się pieprzoną bronią.Efektownie wstałam ubierając swoje oficerki i sowiecki płaszcz .Wyszłam na drogę kierując się na wspominane przez niego pole.
Siedział na zamarzniętej ziemi nie zauważając na razie że idę w jego stronę.Chwilę później był gotowy do oddanie strzału,ale orientując się w kogo celował opuścił broń wypuszczając z płuc powietrze.
-Naprawdę myślisz że agenci Hydry od tak szli by do ciebie w pojedynkę,nie uzbrojeni ,przez puste pole...?-spytałam unosząc niedowierzająco brew-Jak ci idzie?
-Lepiej niż z ekspresem do kawy-parsknął cierpkim śmiechem-Strzelałaś z tego?
-Jeszcze nie miałam okazji-odparłam przekrzywiając głowę-Preferuję raczej pistolety i to tylko w ostateczności.
-Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?-sarknął.
Do tej pory nie miałam ciebie.
-Do tej pory raczej ograniczałam narażanie się na minimum-margnęłam.
-Chodź pokażę ci jak strzelać-mruknął podnosząc się z ziemi.
Podeszłam do niego posłusznie.Ustawił odpowiednio moje stopy po czym pomógł mi z pozycją i trzymaniem tej kupy żelastwa.Wycelowałam czując na policzku jego oddech zamieniający się w parę.
-To musi być dla ciebie łatwiejsze niż oddychanie-mruknęłam czując to z jaką łatwością przychodzą mu takie rzeczy.
-Poniekąd chyba tak-przytaknął-To tak jakby ktoś kazał ci teraz użyć komputera.
Oddałam strzał czując jak mężczyzna sztywnieje ,wstrzymując oddech.Zdezorientowana puściłam lufę odchylając się i patrząc na niego zdziwiona jego reakcją.
Przełknął ślinę próbują się pozbierać.
-Wszystko w porządku?-spytałam.
-Tak-odparł mechanicznie-Muszę się tylko przyzwyczaić.
*****
10 komentarzy i wstawiam kolejny?
CZYTASZ
Destroyed //Bucky Barnes
FanfictionOd początku wiedziała że to był błąd. Po paru dniach wiedziała że nie będzie łatwo. Po paru tygodniach była pewna że będzie ją to wiele kosztowało. Ale czy dwóch równie zepsutych ludzi jest w stanie sobie pomóc? Kwestia definicji.