#27 Coś w jej oczach musi być dymem w moich płucach.

4.7K 291 48
                                    

   Mijałam się z nim już parę dni.Ja z braku laku wróciłam do pracowanie 24h/7 ,a on zajmował się sobą.Oglądał telewizję,siedział w papierach lub książkach ,a treningi przeniósł na godziny nocne ,kiedy koszmary wyrywały go ze  snu.

   Oparłam czoło na dłoniach kiedy zorientowałam się że jest noc.Łatwo tracić rachubę ,gdy siedzi się w pomieszczeniu bez okien i otaczając cie same monitory.Włożyłam  okulary ,które miały odciążyć moje przemęczone oczy po czym napiłam się kawy odchylając na fotelu.

   Kiedy w końcu pojawiłam się znowu na powierzchni poczułam jak kret i błogosławiłam okulary ,które były dostosowane do każdej możliwej sytuacji.Weszłam na piętro po czym przystanęłam w uchylonych drzwiach pokoju Jamesa.

   Weszłam do niego po cichu po czym zajęłam miejsce na jego łóżku.Przeciągnęłam palcami po jego włosach.Poderwał się ciężko dysząc jakby nabieranie powietrza sprawiało mu ból i złapał moją rękę zanim zdążyłam go dotknąć.Posłał mi przerażone spojrzenie ,a jego wilgotne od łez policzki przyprawiły mnie o suchość w gardle.

   Cholera.

   Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku ,który natychmiastowo ustąpił po czym objęłam go ciasno.Odwzajemnił uścisk zaciskając drżące ręce na mojej talii.

-Chcesz o tym porozmawiać?-spytałam szeptem nie wiedząc co robić w takich sytuacjach.

-Nie-odparł zachrypnięty do granic możliwości.

***

-Między nami wszystko w porządku?-spytał.

-Tak-podniosłam wzrok z nad blatu patrząc na niego.

   Był ubrany w ciężkie wojskowe buty,czarne bojówki,granatową koszulkę i narzucony na nią płaszcz sięgający kolana płaszcz.Odepchnęłam się od biurka splatając dłonie na zapadniętym brzuchu .

-Idziesz gdzieś-zauważyłam błyskotliwie.

-Tak-przytaknął-Dlatego przyszedłem-jeden z kącików jego warg drgnął nieznacznie-Potrzebuję broni.

   Przekrzywiłam głowę patrząc na niego rozleniwiona i zaciekawiona

-Po cholerę?-spytałam-Planujesz na nowo przyjmować zlecenia?-spytałam kąśliwie.

   Widząc ukłucie bólu w jego oczach i przykryte kpiną zeszłam z tonu.Westchnęłam.

-Weź tłumiki z łaski swojej-westchnęłam opierając policzek na dłoni.

-Dziękują-posłał mi firmowy uśmiech.

   Podszedł ,pochylił się i...Skinęłam.Oparł się rękami o podłokietniki fotela całując mnie krótko.

-Ale jak kogoś postrzelisz to nie licz na moją pomoc-zmrużyłam oczy kiedy odszedł do wskazanego przeze mnie  miejsca.

-Oboje wiemy że i tak byś mnie ratowała-parsknął przewieszając sobie karabin przez ramię.

   Nie odpowiedziałam obserwując jak z bezczelnym uśmiechem podpieprza mi broń.

-Weź sobie całą torbę Zima-mruknęłam ,a on parsknął korzystając z mojej dobroduszności i puszczając mimo uszu to jak go nazwałam-Gdzie będziesz?

-Na polu.

    I poszedł z długą z wyposażeniem perfekcyjnym do zabicia prezydenta.

   Westchnęłam zastanawiając się ile można bawić się pieprzoną bronią.Efektownie wstałam ubierając swoje oficerki i sowiecki płaszcz .Wyszłam na drogę kierując się na wspominane przez niego pole.

  Siedział na zamarzniętej ziemi nie zauważając na razie że idę w jego stronę.Chwilę później był gotowy do oddanie strzału,ale orientując się w kogo celował opuścił broń wypuszczając z płuc powietrze.

-Naprawdę myślisz że agenci Hydry od tak szli by do ciebie w pojedynkę,nie uzbrojeni ,przez puste pole...?-spytałam unosząc niedowierzająco brew-Jak ci idzie?

-Lepiej niż z ekspresem do kawy-parsknął cierpkim śmiechem-Strzelałaś z tego?

-Jeszcze nie miałam okazji-odparłam przekrzywiając głowę-Preferuję raczej pistolety  i to tylko w ostateczności.

-Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?-sarknął.

   Do tej pory nie miałam ciebie.

-Do tej pory raczej ograniczałam narażanie się na minimum-margnęłam.

-Chodź pokażę ci jak strzelać-mruknął podnosząc się z ziemi.

   Podeszłam do niego posłusznie.Ustawił odpowiednio moje stopy po czym pomógł mi z pozycją i trzymaniem tej kupy żelastwa.Wycelowałam czując na policzku jego oddech zamieniający się w parę.

-To musi być dla ciebie łatwiejsze niż oddychanie-mruknęłam czując to z jaką łatwością przychodzą mu takie rzeczy.

-Poniekąd chyba tak-przytaknął-To tak jakby ktoś kazał ci teraz użyć komputera.

   Oddałam strzał czując jak mężczyzna sztywnieje ,wstrzymując oddech.Zdezorientowana puściłam lufę odchylając się i patrząc na niego zdziwiona jego reakcją.

   Przełknął ślinę próbują się pozbierać.

-Wszystko w porządku?-spytałam.

-Tak-odparł mechanicznie-Muszę się tylko przyzwyczaić.

*****

10 komentarzy i wstawiam kolejny?


Destroyed //Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz