-Z kim rozmawiasz?-spytał schodzący z piętra Barnes.
Rozcierał jasne oczy,jego twarz nabrała koloru i cholera...Wspominałam już że James z rana jest jednym z lepszych widoków? Cholera.Przypominam.
-Ze Starkiem-przerwałam przed chwilą wspomnianemu w monologu.
Upiłam łyk kawy opierając brodę na ręce i uważnie obserwując bruneta.Przystanął na chwilę mierząc mnie trochę zbyt długim spojrzeniem po czym podszedł całując mnie w policzek.
-Carmen?-Anthony przypomniał o swojej "obecności".
Mężczyzna burknął coś pod nosem.Po czym bezceremonialnie dotknął czerwonej słuchawki na ekranie telefonu.Odchyliłam głowę patrząc na niego z zainteresowaniem ,ale on bardziej zajęty był obmacywaniem mnie.
-Carmen?-uniósł brew wkładając rękę do mojej kieszeni.
-Nie chciałeś żebym była dla nich tą samą osobą-odmruknęłam-Adrienne miała być "twoja".
-Tak-przytaknął wydobywając z odmętów kieszeni sfatygowanego szluga.
Zmrużyłam oczy ,gdy go odpalił zaciągając się mocno.
-Przykro mi ,ale to podobno cholernie niezdrowe ,wiesz?-spytał kiedy na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech.
-A ty mam rozumieć w ten sposób troszczysz się o moje zdrowie?-spytałam kpiąco.
-Jasne-skinął-Tworów Hydry się to nie tyczy.Czytałem drobny druczek.
Posłałam mu mordercze spojrzenie ,ale on tylko parsknął uchylając okno.Wzdrygnęłam się czując chłodne powietrze na nagich ramionach.Widząc to zdjął z siebie rozpinaną bluzę okrywając mnie nią i siadając po drugiej stronie wyspy.
-Twory Hydry również nie czują zimna?-spytałam.
-Czują ,ale chyba trochę w inny sposób-zmarszczył nos-O czym z nim rozmawiałaś?
Zmarszczyłam brwi analizując jego zachowanie.
-Pytał czy będziesz na balu noworocznym-mruknęłam podając temat może 10 minut naszej konwersacji.
-A będziemy?-spytał.
-Nie wiem co planujesz w sylwestra-wstałam podpierając się na rękach i pochylając w jego stronę-Ale ja na pewno nie planuję lotu do Nowego Jorku z ekipą Avengers i resztą tajniaków.
Zabrałam mu z ust papierosa ,który chwilę balansował w jego wargach.
-Nawet na jeden dzień?-jego mina wyraźnie zrzedła.
-James zrobię dla ciebie dużo ,ale nie będę ryzykować życia po to...-zacięłam się sama nie wierząc w swoje słowa-Nieba bym ci uchyliła ,ale nie możesz oczekiwać że sama zawiążę sobie pętle na szyi.
Przełknęłam ślinę bo dla mnie samej to było ciężkie.Co nie zmienia faktu że przebywanie tam byłoby porównywalne do próby samobójczej.
Jestem hackerką,mordercą i największym bankiem informacji na tym globie.
Tacy jak ja muszą uważać na to co robią.A to że przywiązałam się do niego,spowiadam mu się i pomagam wcale mi nie pomaga.
-Muszę się przejść-szepnęłam czując jak brakuje mi powietrza.
Wstałam po czym ubierając zwykłe trampki walające się gdzieś przy wyjściu opuściłam dom przygryzając filtr wypalonego papierosa.Wcisnęłam ręce mocniej w kieszenie jego bluzy idąc w stronę wyjazdu z posesji i mając ochotę krzyczeć.
Jestem taka głupia.
Skrzywdzę jego.Skrzywdzę siebie.I najgorszy jest fakt że bardziej martwię się o niego niż o własną dupę.
I to że w ogóle myślę o uczuciach.
***
Wróciłam późnym wieczorem.Wypruta z emocji ,przemarznięta do szpiku i wybitnie niezadowolona.Weszłam do domu przez taras i te cholerną przeszkloną ścianę ,w którą tak bardzo lubił się patrzeć James ,zanim jeszcze zaczęliśmy jeździć do miasta.
Siedział po ciemku na fotelu opierając polik na ręce.Posłałam mu tylko przelotne spojrzenie nie wiedząc co powiedzieć bo wstał i zam nic nie mówiąc skierował się na górę.
-Brawo ty pieprzona egoistko-wyszeptałam do siebie odgarniając czarny kosmyk za ucho.
*****
Wspominałam że nie nie lubię tej sielanki? ;)

CZYTASZ
Destroyed //Bucky Barnes
FanficOd początku wiedziała że to był błąd. Po paru dniach wiedziała że nie będzie łatwo. Po paru tygodniach była pewna że będzie ją to wiele kosztowało. Ale czy dwóch równie zepsutych ludzi jest w stanie sobie pomóc? Kwestia definicji.