#31 Gdy kobiety decydują się na śmierć, wybierają bardziej romantyczne sposoby-

4.7K 279 24
                                    

   Usiadłam obok niego z kieliszkiem wina i papierosem.Przerzuciłam nogi przez jego uda wbijając wzrok w przeszkloną ścianę.Z odtwarzacza sączyła się spokojna dla odmiany muzyka i gdyby nie napięcie między nami byłabym zadowolona z tej chwili. 

   James przez ostatnie trzy dni po prostu zbyt dużo myślał.

-To nie zdrowe-napomniał sunąc palcami po mojej nodze.

-W końcu dopadnie mnie karma-odparłam prawie beztrosko

-Wiesz że nie oto mi chodzi-pokręcił głowę odwracając się w poją stronę.

-Wiem-skinęłam-Jesteś na to zbyt dobry-uśmiechnęłam się blado i pochyliłam żeby mógł zaciągnąć się z moich ust.

   Odsunęłam się z westchnięciem.Ujęłam jego policzek kciukiem pocierając zaczerwienioną od mojej szminki wargę.Wydęłam je z niezadowoleniem obserwując jego twarz.

-Coś się stało?

-Chyba nie-odmruknęłam-Nad czym tak myślisz?

-Nad tą całą sytuacją-zabrał mi papierosa zaciągając się nim.

-I do jakich wniosków doszedłeś?-uniosłam pytająco brew.

-Że każde wyjście jest beznadziejne-westchnął przymykając oczy.

-Oh-westchnęłam-Więc wybierz te najmniej bolesne-poradziłam.

   Parsknął cierpkim śmiechem.

   Pochylił się podpierając ręce po bokach mojej głowy  i przyglądał chwilę z uwagą studiując moje rysy.Pocałowałam go delikatnie przerywając mu tę niezwykle zajmującą czynność.Oddał leniwie pocałunek po czym znowu wrócił do zwykłego przypatrywania się mojej twarzy.Odgarnęłam mu włosy za ucho zastanawiając się co we mnie widzi.

-Pojedź ze mną do Nowego Jorku-poprosił  w końcu przerywając ciszę między nami.

-James...-jęknęłam rozpaczliwie.

-Powiedziałaś że dasz mi gwiazdkę z nieba-przypomniał-Jeżeli nie wywoła ona wojny-pochylił się muskając swoimi wargami moje usta.

-Wiesz że nie mogę tego zrobić-wyszeptałam.

-Możesz bo jesteś mądrzejsza -pocałował mnie w szyję ,a ja odchyliłam głowę dając mu większy dostęp-Spacyfikowałaś Zimowego Żołnierza...-pocałował mnie mokro-Wysadziłaś bazę Hydry...I wszystko pięknie zatuszowałaś...Zrób to dla mnie-poprosił zatrzymując się przy obojczyku.

-Dla ciebie-jęknęłam z bólem.

-Żeby mi pokazać że chociaż przez pięć sekund nie byłem dla ciebie tylko zabawką-potwierdził wracając do mojej skóry.

-Dobrze ,pojadę z tobą do pieprzonego Nowego Jorku-zgodziłam się zagryzając wargę.

   Przerwał ,dumny z siebie podnosząc się i siadając na moich biodrach.Oblizał zaróżowione wargi ułożone w jego charakterystycznym uśmiechu.Spojrzałam na niego spod rzęs.

-Zmanipulowałeś mnie gnojku-stwierdziłam z wyrzutem.

-Dałaś się zmanipulować-poprawił.

-Dałam się zmanipulować-zrezygnowana.

-Czyli...-zaczął niepewnie.

-Wypierdalaj spać-warknęłam teatralnie przykładając wierzch dłoni do czoła-O tej godzinie dzieci i takie gnoje jak ty chodzą spać.

-A ty?-podniósł się z moich bioder.

   Zsunęłam się niżej na narożnik  dalej udając tragiczne osłabienie spowodowane jego zachowaniem i moją deklaracją.

-A ja muszę się narżnąć i to przetrawić-odparłam.

   Parsknął wychodząc z pomieszczenia.

   Wlałam w siebie cudem utrzymane w kieliszku wino. Po czym wzięłam butelkę i wychyliłam tyle ile się dało.Otarłam wargi wierzchem dłoni ,po czym drżącymi rękami odgarnęłam włosy.

-Brawo-pogratulowałam sama sobie-Właśnie zgodziłaś się na samobójstwo.

   Wypiłam wino.Rosyjską wódkę.Stoczyłam się do pracowni.Strzaskałam monitory,podarłam papiery,wywróciłam stoły,rozstrzelałam manekiny i żarówki.Osunęłam się po drzwiach siadając na odłamkach szkła po czym zwyczajnie rozpłakałam się bez łez ,a płacz przeszedł w histeryczny śmiech.

   Zamknęłam pomieszczenie.Ogarnęłam się względnie i po cichu weszłam do swojej sypialni przymykając drzwi.Zasunęłam zasłony ,wsunęłam się pod pościel i przytuliłam do pleców skulonego Barnesa.

-To gorsze niż jakbyś dał mi pistolet i kazał przystawić sobie do skroni-wyszeptałam wykończona ,po czym pocałowałam w bark i zasnęłam.

*****

Cieszę się że się podobało :')


Destroyed //Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz