4. ,,Zostaniesz moją dziewczyną? "

32.1K 829 1.4K
                                    


Obudziłam się. Wyjrzałam przez okno. Słońce dopiero wzchodziło. Musiałam zasnąć w ubraniu. Wstałam  i przeciągnęłam się. Nigdy więcej nie usunę w staniku.

Nigdy więcej.

Spojrzałam na zegarek. 18.34.

Że co?

Szybko pobiegłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Słyszałam rozmowy z dołu. Czyli ten dzień jeszcze się nie skończył. Czyli słońce dopiero zachodzi. Jestem totalną debliką. Jak można się tak pomylić?

Znowu opadłam na łóżko, wzdychając ciężko. Spałam jakieś dwie godziny. Moja biedna sukienka! Muszę się wybrać na zakupy z dziewczynami. Wzięłam telefon z szafki. Miałam kilka powiadomień z facebooka i instagrama. Sprawdziłam wszystkie i wyłączyłam urządzenie. Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Mruknęłam ciche ,,proszę".

- Nareszcie się obudziłaś - zobaczyłam w progu Lukasa. Co o tutaj robi? Naprawdę, nie mam ochoty na jego głupie żarty.

- Idź sobie.

- Należało ci się. Za tą koszulkę - tłumaczył się.

- Po co tu przyszedłeś?

- Chciałem pogadać - burknął. On chce pogadać? To coś nowego!

- No to gadaj. I przyznaj, że mama kazała ci tutaj przyjść.

- Nie... No może. Nieważne - machnął ręką i przeczesał nią włosy. Zawsze tak robił, gdy się denerwował lub stresował. - Gdzie mogę usiąść? Nie będę stać w progu, przecież.

No, przecież.

- Oh, faktycznie. Przepraszam, że od razu ci tego nie zaproponowałam - uśmiechnęłam się sztucznie. - Na podłodze. Jest cała twoja.

Ale miło.

Niech nie liczy na nic więcej. To i tak, że pozwoliłam mu siedzieć na mojej podłodze. Gdybym miała zły humor, kazała bym mu stać na korytarzu. Niech się cieszy.

Chłopak zamknął drzwi i usiadł na dywanie. Na moim dywanie? Ja mu dam, gałgan jeden.

- Nie! Nie na moim dywanie. Powiedziałam podłoga, a nie dywan - powiedziałam. Westchnął ciężko i usiadł na podłodze, tak jak mu kazałam.

- I widzisz? Właśnie o tym mówię. Nie musimy być najlepszymi przyjaciółmi, ale chodzi tylko o to, abyśmy się szanowali. Nie jestem jakimś psem, żeby siedzieć na podłodze.

Jesteś, kundlu.

-Chcę się wziąć w garść - mówił dalej - i pokazać nauczycielom, rodzicom i wszystkim znajomym, że umiemy się normalnie zachowywać. Wystarczy, że nie będziemy wchodzić sobie w drogę i ignorować. To w zupełności wystarczy, aby inni i zmienili o nas zdanie.

- Od kiedy obchodzi cię zdanie innych?

- Nie o to chodzi. Chodzi o to, że mam dość ciągłego wchodzenia sobie w drogę. Tak jak w podstawówce. Nie chcę ciągle chodzić do dyrektora, słuchać tego samego. To tyle.

- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytałam zaciekawiona. Byłam naprawdę zdumiona, że jego mózg wymyślił jako pierwszy taką zmianę w naszym życiu.

To ja powinnam być pierwsza.

- Nie wiem. Tak jak mówiłem wcześniej... - przerwałam mu.

- Tak, tak, wiem. Naprawdę uważasz, że dzięki ignorowaniu siebie i tak dalej, nauczyciele i wszyscy inni zmienią o nas zdanie? Co najwyżej mogą pomyśleć , że kłótnia wisi w powietrzu i tylko czekać, aż obydwoje wybuchniemy. Ignorowanie się totalnie ich nie przekona, a wręcz przeciwnie - stwierdziłam. Ja to jednak jestem mądra.

Poznajmy się inaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz