Prolog i wstęp do fabuły

6.5K 196 27
                                    

2 lata wcześniej...

Tego dnia Akademia Królewska rozgrywała ważny mecz. Trafiali gol za golem. Jednak ich przeciwnik skrywał dobrego zawodnika. Za dobrego.

Nagle rozległ się świst. Potężna, ognista kula zmierzała ku kapitanowi Królewskich. Jude Sharp nie miał gdzie uciec. Jednak jedna z zawodników rzuciła się ku niemu. Odebrała piłkę i... Zemdlała. Wokół rozbrzmiały krzyki tak głuche, jakby ktoś nałożył jej na uszy dźwiękoszczelne słuchawki. Po chwili wszędzie panowała już tylko ciemność.

~~~

Minęły  dwa lata od tych feralnych wydarzeń.

Chwil, które z każdym powrotem wywołują we mnie emocje nie do opisania. Łzy same pchają się do oczu, a poczucie winy usilnie próbuje doprowadzić mnie do szaleństwa.

Jakbym już taka nie była...

Teraz jednak wszystko miało się zmienić. Znów mogłam wziąć stery życia we własne dłonie i nim kierować.

Nowa szkoła winna była tylko mi w tym pomóc.

Oczywiście nigdy nie może być zbyt piękne, prawda?

Mój brat nie pałał optymizmem co do tej decyzji i bardzo sprytnie przeciągnął również na swoją stronę naszych rodziców.

Dlaczego?

Zwykle bronił się argumentami, iż chce dla mnie jak najlepiej i tylko w ten sposób może o mnie zadbać. Większej bzdury w życiu nie słyszałam, ale ta czerwonowłosa gnida zawsze miała nade mną przewagę. Wyćwiczone, niczym pacierz, sztuczki manipulacyjne. I to właśnie one prawie doprowadziły do zmiany decyzji rodziców.

Całe szczęście do niej nie doszło. Mówiąc krótko, było już na to o wiele za późno. Zostałam przyjęta do publicznego liceum, które miało być dla mnie początkiem tego, o czym marzyłam w momencie przekroczenia progu swojej ostatniej szkoły.

Wolności. Wymarzonego zwieńczenia obserwacji na każdym kroku mojego życia. Ale czego ja się spodziewałam po Akademii, w której głównym atutem uczniów była siła umysłu i ciała? No właśnie nie wiem... A fakt, że mój brat był tak jedną z najbardziej poważanych osób, przytłaczał mnie z dnia na dzień. No bo wiecie, każdy oczekiwał ode mnie, że będę dokładnie taka jak on. I może gdyby nie to, że w tamtym czasie byłam cholernie zniszczona psychicznie, może nigdy nie uwiązali by mnie na sznurku złożonej przysięgi? Może nawet nigdy by mi się to nie zaczęło podobać? Nie wiem, teraz zostało mi tylko gdybanie i wytykanie sobie własnych błędów. A wiecie jaki jest mój największy problem? Nigdy nie umiałam się na nich uczyć.

I właśnie w taki sposób trafiłam do Liceum Raimona.

~~~

Pomimo dość wczesnej pory, powietrze zdawało się być bardzo ciężkie i nieprzyjemnie ciepłe. Przekonywałam się o tym z każdym kolejnym, nabranym do płuc wdechem, który zamiast błogiej przyjemności, fundował mi odruch wymiotny.

W zasadzie, nie wiem czym tak bardzo się stresowałam. Na pewno nie było to związane z nową szkołą. Moja nastoletnia kariera ma już za sobą aż cztery takie placówki. Podstawówkę zmieniałam, bo musiałam. Liceum zaś, gdyż potrzebowała tego moja chora psychika.

Nie byłabym w stanie oglądać dłużej tych twarzy, które wrażenie miałam zawieść. Może nawet rozgniewać, zrazić do siebie w jakiś sposób. Nie wiem. Po prostu chciałam uciec gdzieś, gdzie nikt by mnie nie znalazł. I tak właśnie było.

Szkoły zaś bać się samej w sobie nie mogłam.

Cholernie za to bałam się ludzi. Ale nie tych, którzy mogli mnie poznać przez skandal sprzed dwóch lat. Tych, których mogłam już znać i mieć przyjemność lub nie z nimi przebywać.

Tak, to na pewno było jedną z moich największych obaw. Ludzie, od których chciałam się raz na zawsze odciąć.

Idąc do Raimona nie miałam w zamyśle się od razu ze wszystkimi przyjaźnić. W zasadzie, to nigdy nie ciągnęło mnie do posiadania dużej grupy znajomych. Dwójka w zupełności mi wystarczyła. Jednak gdy straciłam i ją... Moje życie stało się jedną wielką przystanią samotnika.

I wcale jakoś bardzo na to nie narzekam. Czasem po prostu trochę mi ich brakuje... Brakuje mi kogoś, z kim mogłabym pogadać o głupiej plamie na suficie, a nie całej paczki znajomych, która tylko siliłaby się, żeby wyciągnąć mnie z domu na imprezę czy cokolwiek takiego.

Nie czuję się w tym ani trochę.

W ogóle ostatnio jakoś coraz mniej czuję się w czymkolwiek.

Nawet najdrobniejsze przyjemności sprawiają mi cierpienie duszy.

Wszytko sprowadza się do jednych i tych samych wspomnień.

Naprawdę chciałam zacząć żyć od nowa. Z dala od wspomagaczy i mojego brata.

Choć to drugie powoli się spełnia.

Xavier nie widzi we mnie już niczego szczególnego od czasu mojego odejścia ze szkoły.

Królewska Napastniczka [✓ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz