~3~ "Nie ma to jak piątek"

3.1K 156 18
                                    

Kilka dni później /piątek po południu/

Pov. Veronica

Wróciłam do domu od razu po szkole. Nadal nie potrafię znieść faktu, że jestem z tą dwójką w klasie. Na każdej lekcji czuję te przenikliwe spojrzenia przeszywające moją osobę.

No i oczywiście jest jeszcze Evans, który prawdopodobnie za cel wziął sobie uprzykrzanie mi życia. Klasa idealna.

Przynajmniej Silvia i Celia mnie rozumieją. Nie pytają o piłkę, po prostu są.

Czasami naprawdę mam wrażenie, że brakuje mi właśnie takich osób.

~~~

Weszłam do swojego królestwa znajdującego się na drugim piętrze w rezydencji państwa Foster. To chyba jedyne miejsce, któremu udało się zatrzymać czas, klimat dawnych lat i moich wielkich zamiłowań.

Ściany poobklejane były plakatami Strefy Footballu lub różnymi zdjęciami, których nieudolnie usiłowałam się pozbyć. Sentyment mi nie pozwalał. Na komodzie leżała piłka, a obok niej zdjęcie mojego brata i kilka innych ramek. Oprócz tego, w środku znajdowały się również meble takie jak szafa, łóżko, dywan, toaletka czy szafka nocna. Jednak najlepsze było w tym wszystkim ogromne okno. Śmieszne, czyż nie? Ale to właśnie ono dodawało wszystkiemu niepowtarzalnego klimatu nocnych ucieczek i pomarańczowych zachodów słońca. Dorastała do niego solidna gałąź dębu. Służyła mi często jako kryjówka. Lecz dziś, dzięki niej dostać się miałam do ogrodu. Często tak robiłam, gdy chciałam ukryć, że gdzieś wychodzę. Pomimo, iż nasi rodzice nie mieszkali z nami, pomoc domowa była nad wyraz wścibska.

Jako iż dzisiejszy dzień dostał jednak niezbyt ciekawe zakończenie, błędem byłoby się nie wymknąć. Do domu, po obozie treningowym, wrócić miał właśnie mój kochany brat. Nie chciałam się z nim spotkać ani minąć na korytarzu. W naszym wykonaniu każda rozmowa zeszła by na szkołę i jaką to złą decyzję podjęłam.

Powinnam mu chyba zwrócić uwagę, że się powtarza.

No cóż, starość nie radość, Xavier ma już początki solidnej sklerozy.

Po krótkiej chwili namysłu spędzonej na przebiegnięciu ogrodu, postanowiłam przejść się pod wieżę widokową. Lubiłam chodzić tam jako dziecko. Wtedy wszystko było normalne...

Cel mojego spaceru od domu oddalony był o jakieś dwadzieścia minut drogi. Chłodnawy wietrzyk delikatnie muskał moją twarz. Oczy zaś wbite miałam w ognistą kulę sunącą po niebie. Za chwilę powinna zniknąć za linią horyzontu i zostawić na świecie jedynie lekką, zanikającą poświatę.

Zachody Słońca są naprawdę cudowne, wschody zaś magiczne. Szczególnie te po ciężkim dniu.

W końcu dotarłam na miejsce. Gdy weszłam na górę, czar, który towarzyszył mi od domu tak po prostu prysł. Zamiast pustek, które zwykle tutaj świeciły, w moim polu widzenia znalazł się Mark wraz z dwójką innych chłopaków. I cóż by to było za życie, gdyby nie byli nimi Axel i Jude? No właśnie, żadne. A na pewno nie moje. Chciałam taktycznie zawrócić, jednak nie zdążyłam tego w miarę szybko uczynić. Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

- Veronica! Coś się stało? - zapytał znajomy głos.

- Nie. Czemu pytasz Evans? - starałam się odpowiadać w miarę możliwości lekceważąco.

Po prostu chciałam stamtąd odejść. Czy to takie dziwne?

Zapewne tak.

- Wydawało mi się, że... Z resztą nie ważne. Chciałbym Ci kogoś przedstawić. To moi najlepsi przyjaciele - Axel Blaze i Jude Sharp.

- Chodzą z nami do klasy Mark, wiem jak się nazywają. - żebyśmy tylko tak się znali... - Muszę iść. Cześć.

To chyba była najbardziej niezręczna rozmowa, jaką odbyłam w całym swoim życiu. Jak najszybciej odeszłam od trójki chłopaków i po chwili spaceru wróciłam do domu.

Brawo Veronico, należy ci się nagroda za najgorzej zaplanowaną akcję odwrotu.

Ale co ja mogę poradzić, że na ich widok moje nogi miękną a w gardle staje ogromna gula? No właśnie niewiele...

Pov. Jude

Gdy weszła na górkę... Poczułem jak coś mnie ściska od środka. Nie wiem czy był to smutek czy cholerna złość. Wszyscy mówili nam, że Veronica Foster nie żyje. A tu proszę, nagle chodzi z nami do jednej klasy i ma się bardzo dobrze. Tylko po co? Dlaczego nas okłamała?

Dlaczego my pozwoliliśmy jej odejść? Uwierzyliśmy w puste słowa, które nas omamiły.

Widziałem, że Axel'a boli to tak samo jak mnie. Nie słuchałem zbytnio o czym rozmawiała z Mark'iem. Nie obchodziło mnie to. Po tylu latach nawet się do nas nie odezwała...

A my nie byliśmy lepsi.

Potem odeszła, a Evans ponownie znalazł się przed naszą dwójką.

- Chłopaki, czy wy znacie się z Veronicą Foster? - zapytał, a w jego głosie wyczuć można było zawahanie.

Ciarki przeszły mi po plecach na dźwięk jej imienia. Znamy? To zbyt mało powiedziane...

Całe szczęście, Axel zareagował w miarę szybko.

- Nie. - rzucił bezbarwnie.

Na zewnątrz wyglądał jak najmniej czująca na świecie osoba, jednak w środku musiał dusić ogromną burzę emocji.

W dalszej rozmowie ani słowem nie wspomnieliśmy już o tej fioletowowłosej nastolatce, która jeszcze dwa lata temu grała ze mną w szeregach zespołu Akademii Królewskiej.

Naprawdę aż tak się zmieniła? Widocznie tak. I cholernie mnie to boli.

Zresztą nie tylko mnie.

Będziemy musieli w końcu z nią to wyjaśnić. Najlepiej jak najszybciej.

Choć czuję, że tej rozmowy nie będzie można zaliczyć do najmilszych. O ile w ogóle do niej dojdzie.

Królewska Napastniczka [✓ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz