35 ~ Wciąż żywy martwy~

1.4K 75 11
                                    

- Vera. - głos tuż za moimi plecami wydawał się być śmiertelnie poważny.

- Co się dzieje Zohen?

Zarzucając na ramię nisko opuszczony, czarny plecak, odwróciłam się w kierunku mojego rozmówcy, żeby nie tworzyć wokół siebie kolejnej, ignoranckiej bańki.

Tak jak przypuszczałam - nie wyglądał jakby chciał porozmawiać ze mną o nowym menu w kawiarence akademickiej. Jego twarz spowijał dziwny strach. Strach, którego nie potrafiłam pojąć.

- Trener chce z tobą rozmawiać. - wyszeptał, rozglądając się przy tym rozpaczliwie na boki.

Nikt jednak nie byłby w stanie tego usłyszeć. Szatnia powoli czyściła się z zawodników, kolejno przechodzących przez czarne, na wpół otwarte drzwi.

Jednak bardzo dobrze rozumiałam uwagę i ostrożność z jaką Zohen wypowiadał kolejne słowa. Ściany tutaj wszędzie miały uszy. Nie dało się zaufać nikomu ani niczemu.

- Skąd wiesz? - zapytałam, wskazując chłopakowi, aby odszedł trochę dalej od niewielkiego tłumu, przy którym staliśmy.

To nie było podobne do trenera, by podawał wiadomości poprzez zawodników. Zazwyczaj byli to jego w pełni zaufani ludzie ze sztabu.

Zohen rozejrzał się jeszcze na wszelki wypadek, by upewnić się, że na pewno nikt nie będzie w stanie nas podsłuchać, co stało się już lekko irytujące, po czym znów zaszczycił mnie swoim głosem.

- Słyszałem jak ci ludzie w garniturach o tym rozmawiali. Mają cię do niego zaprowadzić, gdy wyjdziemy z szatni.

- Wiesz o co może chodzić? - zaprzeczył ruchem głowy. - Cholera. Nie mam teraz na to czasu.

Musiałam przecież jak najszybciej skontaktować się z Kirą. A on na złość wszystkiemu upierał się, abym wróciła do domu.

Nie wiem jaki miał w tym interes, ale nie śmiałam wątpić w jego fałsz.

Nawet jeśli miałam lekko go od siebie odsunąć, w tamtym momencie liczyło się tylko jedno. Jego rzekoma wiedza na temat naszego brata.

Gosh, jak to dziwnie brzmi.

- Naprawdę nie słyszałeś niczego więcej?

- Nie. - Zohen znów zaprzeczył.

Nie miałam żadnego punktu odbicia, niczego, co pomogłoby mi się tak po prostu wymknąć. Nawet sztuczka ze znikaniem i meteorytem nie była już możliwa. Medalion został w domu.

Pozostawało tylko jedno wyjście.

Po prostu opuścić szatnię jak gdyby nigdy nic i liczyć, że nikt nie złapie mnie aż do samego wyjścia z terenu akademii.

- Myślisz, że chodzi o Xaviera?

- Naprawdę nie wiem. Ale nie chcę z nim teraz rozmawiać. - rzuciłam, orientacyjnie wychylając się do przodu, by zobaczyć czy nikt nie nadchodzi z korytarza.

Na całe szczęście był pusty. Lub tylko taki miał się wydawać.

- Rozumiem. - odpowiedział z dość neutralnym wyrazem twarzy.

Chyba każdy z drużyny wiedział o naszych perypetiach z trenerem. Niektórzy przechodzili obok nich obojętnie, innych denerwowały, a w jeszcze innych - właśnie takich jak Zohen, wzbudzały pewnego rodzaju współczucie. Choć nie wiem czy do końca szczere. Ale nie nad tym chciałam się rozwodzić w tamtym momencie.

Najważniejsze było wydostanie się z domniemanej klatki.

- Dobra, chodź. Takie stanie nie ma najmniejszego sensu. - mruknęłam lekko poirytowana swoim własnym zachowaniem, po czym zwartym krokiem ruszyłam ku drzwiom wyjściowym. - Co ma być to będzie. Ale dzięki za ostrzeżenie Zohen.

Królewska Napastniczka [✓ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz