16 ~Rozgrywka czas start~

2K 108 41
                                    

Kolejne dni obozu mijały w akompaniamencie deszczu i ćwiczeń, głównie halowych. Cóż, czego spodziewać się po październiku? To naprawdę bardzo nieprzewidywalny miesiąc. Tym bardziej, że jeszcze tydzień temu szczycił się upałami jakich mało.

I szczerze mówiąc miałam nadzieję, że wytrwają do Halloween, a tradycji stanie się zadość.

W moje urodziny lało odkąd pamiętam.

A kolejna rocznica tylko miała mnie w tym utwierdzić.

~~~

Wstawanie w weekendy nigdy nie było moją mocną stroną. No bo hey, skoro mogę sobie dłużej pospać, to czemu by tego nie wykorzystać?

Jednak na obozie za punkt honoru wzięłam sobie wstawanie o siódmej.

I jak można się domyśleć - oczywiście nie podołałam. Obudziłam się kilka minut po ósmej, w czym utwierdził mnie hałas dobiegający zapewne z jadalni.

Postanowiłam więc, że skoro i tak już nie śpię, to szybko się ogarnę, a jak dobrze pójdzie, to może nawet zdążyłabym na śniadanie.

Zgarnęłam więc z torby świeże ubrania wraz z bielizną i zamknęłam się w łazience na, jak na mnie, krótką chwilę, po której zakończeniu zamierzałam schodami w dół ku jadalni.

Oczywiście wcześniej zamykając drzwi na jeden z dwóch kluczy, które otrzymaliśmy.

Wchodząc do środka pomieszczenia na pewno nie spodziewałam się tak małej ilości osób konsumujących swoje porcje śniadania. Zwykle o tej godzinie w jadalni zastać było można jeszcze całą drużynę.

Ale nie wydało mi się to jakoś szczególnie dziwne. W tamtym momencie moim głównym zainteresowaniem stał się stolik znajdujący się najbliższej tak zwanego szwedzkiego stołu i osoby przy nim siedzące.

Eric i Shawn.

Zgarnęłam więc kubek z kawą, która nie wyglądała jakoś bardzo zachęcająco i dosiadłam się do, ku mojemu zdziwieniu, speszonych chłopców.

- Hejka. - przywitałam się, biorąc pierwszy łyk kawy.

Chwilę później pożałowałam tego ruchu. Wygląd w tym przypadku odzwierciedlał okropny smak napoju kofeinowego, który odsunęłam od siebie z grymasem na twarzy.

Nigdy więcej.

- Wesołego Halloween Vera. - rzucił Eric, na moment odrywając się od kanapki z serem, która wyglądała na pewno lepiej niż moja kawa.

Nie miałam jednak ochoty na cokolwiek bardziej treściwego, choć okropny posmak próbował mnie do tego przekonać z każdą kolejną chwilą.

- A, tak. Wesołego. - mruknęłam zaspanym głosem, nie do końca jeszcze rozumiejąc co dzieje się wokół.

Chociaż myślę, że nawet gdybym rozumiała - nie przejęłoby mnie to jakoś bardzo. Nigdy nie przepadałam za obchodzeniem własnych urodzin. Życzenia spływały tylko od najbliższego grona, o ile w ogóle takowe o nich pamiętało.

Xavier i rodzice zawsze pamiętali.
Axel i Jude też.

Ale nawet jeśli by zapomnieli, to co z tego? Przecież nie mogłam ich za to winić. Każdemu się zdarza.

Jeszcze przez jakiś moment towarzyszyłam chłopakom przy śniadaniu, jednak ku mojemu zdziwieniu po pewnym czasie ich towarzystwo totalnie mnie męczyło.

Zachowywali się inaczej.

Ale przecież każdy ma prawo do gorszego dnia.

Postanowiłam więc, że skoro i tak nie miałam nic ciekawego do roboty, to zrobię sobie trening, którego zapewne trener Raimona by mi zabronił.

Królewska Napastniczka [✓ZAKOŃCZONE✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz