Biorąc pod uwagę wszystkie wskazówki Jasona, starałam się być na bieżąco z materiałem, jednak było to nieziemsko trudne. To znaczy, nie byłoby trudne, gdyby to faktycznie była dziedzina, która mnie interesuje, jednak od dawna wiedziałam, że prawo to nie moja bajka i zdecydowałam się studiować ten beznadziejny kierunek tylko przez wpływ przyjaciela na moją decyzję. Nie zrozumcie mnie źle, podziwiam wszystkich, którzy są w stanie studiować prawo, po prostu mnie osobiście ono nudzi i sprawia niemałe trudności.
Jeśli chodzi o te trudności to pojawiły się one dość szybko. Najpierw miałam problem jedynie z prawoznawstwem, z którym na szczęście Jason mógł mi pomóc. Niestety w pewnym momencie i on się poddał. No bo ile można tłumaczyć to samo?
- Shy to wcale nie tak
- Ale przecież właśnie powiedziałeś to samo – zaprotestowałam, kiedy chłopak po raz kolejny skrytykował mój sposób rozumienia normy kompetencyjnej – I dokładnie to samo jest zapisane tutaj – wskazałam kartkę, na której zapisałam najważniejsze zagadnienia z ćwiczeń.
- Shylene... - westchnął Jason, przeczesując ciemne włosy ręką – Nie wiem czy jestem w stanie ci dalej pomagać. Nie patrz tak na mnie – dodał, widząc moją minę – Mogę ci wyjaśnić parę zagadnień na bieżąco, ale nie siedzieć nad całym materiałem. Miałem to trzy lata temu i części sam nie pamiętam, na dodatek mam też inne obowiązki, które ostatnio zaniedbałem...
No tak, wiedziałam o jakie obowiązki chodzi. I to nie było prawo gospodarcze, na które zawsze narzeka, że trudne i że nie zda. Nic z tych rzeczy. To była jego dziewczyna, Nicole, z którą zaczął się spotykać jakoś na początku października.
- Dobra, to pójdę na dyżur do doktora Martina – odpowiedziałam, próbując nie dać po sobie znać, jak bardzo mnie to zabolało. Nie było to trudne, gdyż Jason nigdy nie zauważał emocji innych, chyba że były ewidentnie wypisane na twarzy. Co nie zmieniało faktu, że było mi przykro. Spędzał ze mną dwie godziny tygodniowo, jeśli dobrze poszło, a i to większość tego albo omawialiśmy prawoznawstwo, albo słuchałam o jego życiu. Resztę swojego czasu poświęcał Nicole, a ja zaczęłam żałować, że nie zdecydowałam się na inny uniwersytet bliżej domu i przyjaciół z liceum.
- Dobry pomysł, to ja już idę
I tyle go widziałam. Tego dnia obiecałam sobie, że jeśli sytuacja się nie zmieni, a ja zaliczę pierwszy rok, złożę podanie na inny uniwersytet i spróbuję się tam przenieść. Zresztą, nawet gdybym nie zdała, mogłabym ponownie przejść rekrutację i to na kierunek, który faktycznie mnie interesował.
Po wyjściu Jasona sprawdziłam dyżury doktora Martina, a następnie umówiłam się z Zoey do kina. Potrzebowałam przyjaciółki, a ona była najlepsza.
- Nie wierzę, że to zrobił – powiedziała dziewczyna, kiedy opowiedziałam jej co zrobił Jason.
Przez kilka minut mogłam posłuchać o ignorancji i bezczelności mojego, chyba, przyjaciela, co zdecydowanie podniosło mnie na duchu i dało chęci do życia na następne kilka dni albo przynajmniej kilka godzin.
- No zrobił, a ja teraz muszę iść na dyżur do Martina
- Do Martina? To czemu mówisz to tak niechętnie? Ostatnio byłaś nim zachwycona
- Zoey, to było miesiąc temu, a mi naprawdę się nie chce iść na uczelnię w piątek wieczorem, bo tylko wtedy przyjmuje studentów. Pewnie specjalnie wybrał taki dzień, żeby nikt nie przyszedł i mógł iść do domu
- Nawet jeśli to pokrzyżujesz mu plany
- Raczej to on pokrzyżował moje – powiedziałam, wpatrując się w nadjeżdżający autobus, który miał mnie zabrać do domu.
Zanim nadszedł piątek, musiałam przeżyć okropny czwartek. Był to mój znienawidzony dzień na uczelni. Nie dość, że miałam dużo zajęć, to jeszcze te mało lubiane. Serio. Po co mi ekonomia albo doktryny polityczno-prawne? Moje odczucia podzielali też inni studenci, gdyż było ich coraz mniej na wykładach i ćwiczeniach. Wyjątek stanowiła łacina i prawoznawstwo. Serio, nie wiem jak to się działo, ale na tych przedmiotach niemal zawsze byli wszyscy.
- Pan Adams? Pani Hawkins? Pan...
To był dopiero początek zajęć, a ja już przestałam słuchać. Byłam zmęczona, a doktryny, które skończyły się przed pięcioma minutami dały mi w kość do tego stopnia, że jedyne na co miałam ochotę to wejść pod kołdrę i iść spać. Sprawy nie ułatwiała też pogoda. Szaro, zimno i deszczowo. Komu chciałoby się robić cokolwiek?
- Shy, to ty – szturchnął mnie, siedzący koło mnie Ross. Poznaliśmy się zaraz na początku roku akademickiego i na szczęście trafiliśmy do jednej grupy na ćwiczeniach. W przeciwnym razie nie znałabym nikogo na start.
- Tak? – podniosłam głowę, wpatrując się w wykładowcę.
- Panno Wilson, byłbym wdzięczny gdyby pani uważała, przynajmniej przy sprawdzaniu obecności. No chyba że nie zależy pani na zaliczeniu
Kiwnęłam głową, cicho przepraszając, jednak jego słowa dały mi do myślenia. Mimo to, próbowałam się skupić na reszcie zajęć i chyba poszło mi całkiem nieźle. No, poza faktem, że nie zgłosiłam się ani razu i nie dostałam plusika. Zresztą, nie bardzo mi na nim zależało. Lubię zdawać egzaminy i zaliczenia, wiedząc, że zaliczyłam, bo faktycznie umiem, a nie dlatego, że miałam plusy, chociaż i tak nigdy nie wiesz czy one się przydały czy nie.
Gdy tylko zajęcia się skończyły, zaczęłam się pakować, jednocześnie rozmawiając z Rossem o filmie, na którym ostatnio byłam z Zoey. Chłopak chciał zabrać na niego swoją dziewczynę, z okazji rocznicy, co uważałam za genialny pomysł, bo ta komedia romantyczna była genialna.
Wychodząc, poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Kiedy się odwróciłam, mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem doktora. Albo miałam wrażenie, albo był mną zawiedziony. Gdy zorientował się, że na niego patrzę, złapał za telefon i z obojętną miną wyszedł z sali zaraz za nami.
CZYTASZ
Ponad prawem || ZAKOŃCZONE
RomancePewnego dnia Shylene zostaje wezwana do dziekana na uczelni. W chwili gdy do sali wchodzi jeden z jej wykładowców wie, że mają poważny problem. Zanim zauważa, Alec postanawia opowiedzieć całą prawdę, bez względu na konsekwencje. Jaka jest prawdziwa...