Sam to złoty człowiek. Naprawdę. Nie wiem, co bym bez niego zrobił. Wyszedłem z jego mieszkania późnym popołudniem, właściwie to czując się dobrze. Serio. Wcale nie myślałem tak bardzo o tym, co zrobiła mi Agnes. Aż sam byłem w szoku, że ze spokojem przyjąłem to do wiadomości. Chyba tak właśnie miało być. Może zerwanie z nią zmieni moje życie na lepsze? Może było to potrzebne, żebym zrozumiał coś innego? Zmienił punkt widzenia?
-Można? - nagle do sali weszła jakaś dziewczyna.
-Tak, tak. Zapraszam - gestem zachęciłem ją do zajęcia miejsca. Sala była już prawie pełna, bo zbliżała się piętnasta piętnaście. Tak, Shylene też siedziała na swoim miejscu. Dzisiaj się nie spóźniła ani nie przyprowadziła jakiegoś napalonego palanta. Całe szczęście.
-Panie doktorze, kiedy poda pan zagadnienia na kolokwium?
-Myślę, że za około dwa tygodnie. No może trzy... - odpowiedziałem chłopakowi z pierwszego rzędu.
-No dobrze, moi państwo. Jest równo piętnasta piętnaście, więc zaczynamy - oznajmiłem, odpalając prezentację.- Tym razem omówimy rodzaje przepisów prawnych. Temat jest dość długi, więc rozbijemy go sobie na dwa spotkania - dodałem, opierając się o blat biurka.
Jakoś tak płynnie zagłębiłem się w prowadzenie zajęć, nie mając większych problemów z koncentracją. Moje myśli ani razu nie padły na Agnes i jej ostatni wyczyn. Za to, gdy moi studenci robili ćwiczenie, moja wyobraźnia posunęła się o wiele wiele dalej. Dałem im na przyporządkowanie przepisów ponad dziesięć minut, więc usiadłem przy biurku, mogąc bezkarnie przyglądać się Shy. Siedziała dokładnie na przeciwko mnie i ze skupieniem kartkowała zeszyt. Dopiero po raz pierwszy tak w pełni uświadomiłem sobie, że jestem w niej zakochany. Nawet w myślach nie mogłem w to uwierzyć, ale to była najprawdziwsza prawda. Ona jest cudowna. Wprost nie mogłem oderwać od niej wzroku, gdy kosmyk włosów co jakiś czas wchodził jej w oczy, a zdezorientowana Shy poprawiała go nerwowym ruchem dłoni. Jakoś tak wyobraziłem sobie naszą przyszłość. Najpewniej jakiś duży dom z ogródkiem. I trójka dzieci. Koniecznie...
-Panie doktorze? - nagle z tych jakże cudownych rozmyślań wyrwał mnie głos Shy. Cóż za przypadek...
-Tak? - spytałem, posyłając jej intensywne spojrzenie.
-Czy jeden rodzaj przepisu może pasować do dwóch przykładów? - spytała, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. W pewnym momencie aż poczułem, że moje policzki robią się ciepłe.
-Ee... Tak. Tak! - odpowiedziałem pewnym głosem, żeby ukryć zmieszanie, które wywołała u mnie jej osoba.
-Rozumiem. Dziękuję - mruknęła niewyraźnie i wróciła do ćwiczenia.
Już do końca tych zajęć nie mogłem się na niczym innym skupić. Nie zapracowała dzisiaj na plusa, ale gdy wyszła, wpisałem przy jej nazwisku jednego. Tak na wszelki wypadek.
-Martin, uważaj! - do porządku przywołał mnie donośny głos Sama. Po zajęciach miałem tylko krótką przerwę. Snułem się po korytarzu jak nienormalny. Czułem się tak oderwany od rzeczywistości, że prawie wpadłem na przyjaciela, który niósł gorącą kawę.- Co ty odwalasz, stary? - spytał, odciągając mnie na bok.
-Nic takiego - rzuciłem pod nosem.- Słuchaj, możemy się dzisiaj spotkać? To dla mnie bardzo ważne.
-Ty szczęściarzu... Stacy akurat zaprosiła koleżanki i kazała mi wybyć z domu na cały wieczór - zaczął się śmiać, po czym klepnął mnie w ramię.- To co? O siódmej u Brooksa?
-Jesteś cudowny! - prawie pisnąłem, przytulając go na misia, a sekundę później dziarsko przemierzając korytarz. Jestem niemal pewny, że Sam z wrażenia aż poparzył się kawą.
***
Jakoś dotrwałem do wieczora, jak nigdy ciesząc się na spotkanie z Samem. Czułem, że może zaczyna się dla mnie coś nowego. Teraz jest ten moment, żeby pomyśleć o sobie, a nie marnować czas na ludzi, którzy są toksyczni (wiadomo, o kim mowa). Jednak Agnes w czymś mi pomogła - dzięki naszemu rozstaniu zrozumiałem, że tak naprawdę chyba nigdy jej nie kochałem. Po prostu żyłem w złudzeniu, że tak jest, bo ona mi to wmawiała, czyniąc swoim niewolnikiem. Ciekawe, czy Brandon zostanie z nią na dłużej? Już mu współczuję...
-Oo, jesteś! - przywitał mnie Sam.- Korki mnie zatrzymały - usiadł obok mnie na wysokim stołku barowym.
-Nie szkodzi - mruknąłem, gestem przywołując naszego znajomego barmana, a przy okazji właściciela lokalu.
-Sam! - Eddie Brooks ewidentnie ucieszył się na jego widok.- W końcu! - podali sobie energicznie ręce.- Co słychać, stary?
-Wiesz... Właściwie to nic nowego. W pracy gonią, Stacy nadal wredna, a Alec znowu zwierza mi się ze swoich problemów sercowych - wyjaśnił, wskazując kątem oka na mnie.
-Oj, Martin, od początku wiedziałem, że z ciebie romantyk - przyznał, ręką pocierając swoją długą brodę.
-Już mnie nie kompromituj, bałwanie - zacząłem się śmiać, w myślach zabijając Sama rakietą od tenisa.
-Co wam podać, przyjaciele? - spytał Brooks.
-To, co zawsze - odpowiedział za nas Sam. Zdecydowanie miałem ochotę na podwójne whisky z lodem, czyli nasze stałe zamówienie.
-Już się robi - mruknął brodacz, znikając na zapleczu.
-No opowiadaj - przyjaciel klepnął mnie w rękę, w celu zachęty do zwierzeń.- Jak się trzymasz po tym, co Agnes odwaliła?
-Agnes? Nie o nią tu chodzi - machnąłem ręką, prawie wysypując miseczkę z orzeszkami, którymi poczęstował nas przed chwilą Eddie.
-Podziwiam cię. Zawsze wiedziałem, że wredna z niej suka, ale spodziewałem się po tobie jakiejś depresji czy coś... - zamyślił się, patrząc gdzieś w dal.
-Nie. Agnes to była jedna wielka pomyłka. Zrozumiałem to dopiero teraz.
-Lepiej późno niż wcale.
-Dokładnie, Hall.
-Przejdziesz w końcu do sedna? Czy będziesz owijał w bawełnę dalej?
-Kocham Shy - wypaliłem tak nagle, że sam poczułem się zaskoczony.
-Jestem pod wrażeniem, Martin. Znamy się tyle lat, a wciąż mnie zaskakujesz, przyjacielu - posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
-Dwa razy whisky z lodem - nagle pojawił się Brooks.- Coś się stało?
-Alec się zakochał - wyjaśnił Sam i oboje zaczęli dziwnie mi się przyglądać.- W studentce.
-Nieźle - przyznał brodacz, robiąc oczy jak orbity.- Nie patrz na to, co ludzie pomyślą. Będzie dobrze - klepnął mnie w ramię i poszedł obsługiwać pozostałych klientów.
-Eddie ma rację, stary. Nie myśl o Fieldsie. Jakoś to będzie. Jeśli ją naprawdę kochasz, nie możesz tego popsuć. Jeśli to zrobisz, osobiście opowiem twoim studentom, jak tańczyłeś nago w Parku Freemana.
-Ani mi się waż! - krzyknąłem, rumieniąc się na to wspomnienie.- Byłem kompletnie pijany.
-To mało powiedziane - zaczął się śmiać.- obyś z Shy miał lepsze wspomnienia. Kibicuję wam - posłał mi pełne otuchy spojrzenie.- To się musi udać.
CZYTASZ
Ponad prawem || ZAKOŃCZONE
RomancePewnego dnia Shylene zostaje wezwana do dziekana na uczelni. W chwili gdy do sali wchodzi jeden z jej wykładowców wie, że mają poważny problem. Zanim zauważa, Alec postanawia opowiedzieć całą prawdę, bez względu na konsekwencje. Jaka jest prawdziwa...