Rozdział 17

2.3K 62 0
                                    

     W nocy niewiele spałem. Koniec końców Agnes nie była obrażona, co uważam za swój wielki sukces, ale jednak ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że Shy widziała, jak się całujemy. Jestem niezmiernie ciekawy, co sobie wtedy pomyślała. Czy była o mnie zazdrosna? Czy ona w ogóle coś do mnie czuje? Mam nadzieję, że kiedyś się tego dowiem, bo obecnie czuję się z tego powodu fatalnie.

-Na którą dzisiaj idziesz? - spytała Agnes przy śniadaniu.- Bo podobno coś tam odwołali, nie?

-Tak, Fields zarządził godziny rektorskie do dwunastej. Jednak za to będę siedział do późna, bo mam kolejne zebranie katedry.

-Dobra, to ja w takim razie wyjdę z Rebeccą na paznokcie, bo do mnie pisała.

-Spoko. Co będziesz sama siedziała? - mruknąłem, przeżuwając tosta.

Dzisiejszy dzień był jakiś taki smętny i ponury. Spokojnie pojechałem na uczelnię, właściwie to przez chwilę nie myśląc o wczorajszym wieczorze. Może to wszystko samo się jakoś ułoży? Byłoby wspaniale.

-Oo, cześć Alec! - gdy tylko przekroczyłem próg kafejki, przywitał mnie Sam. Siedział przy pustym stoliku i sprawdzał jakieś kartkówki.

-Hej - przysiadłem się do niego. Postawiłem plecak na stole i położyłem na nim głowę, będąc w stanie skrajnej rezygnacji i braku jakichkolwiek chęci do życia.

-Co jest? - spytał mój przyjaciel.- Znowu coś z tą studentką? - postanowiłem opowiedzieć mu o wczorajszym wieczorze. Naprawdę potrzebowałem się wyżalić, a Sam był do tego najbardziej odpowiednią osobą.

-Ja nie wiem właściwie, co teraz będzie, ale na razie zdam się na los - skończyłem ten jakże pasjonujący monolog, przeczesując ręką potargane włosy i zabierając Hallowi kawę.

-Czekaj... - zaczął się zastanawiać.- Czyli ona naprawdę na ciebie leci! - krzyknął triumfalnie.

-Kto leci, panowie? - nagle przerwał nam Caleb, który nie wiadomo, kiedy tu właściwie przyszedł.

-Niee, nic. Taki program w telewizji - mruknął Sam, machając ręką. Kolega tylko popatrzył na nas tajemniczym wzrokiem, po czym opuścił kafejkę, pogwizdując pod nosem.- A co do tych zajęć to ona poprosiła mnie, żebym jej tłumaczył logikę zamiast ciebie - dodał, gdy zostaliśmy sami.

-Ale... Po co tak właściwie?

-Nie wiem, ale to trochę dziwne, nie uważasz? Może też się boi rozwoju wydarzeń? W końcu jesteś jej wykładowcą, bałwanie - posłał mi cios w ramię, śmiejąc się w najlepsze.

-Mądry się znalazł - aż przewróciłem oczami.

***

Dni znowu niemal przelatywały mi przez palce, aż dotarłem do czwartku, który jak na złość dłużył się niemiłosiernie. Wczoraj w nocy oglądałem francuski serial, który polecił mi Sam, więc byłem skrajnie wyczerpany i snułem się po wydziale jak skończony idiota. Ile bym dał za godzinę drzemki...

-Dzień dobry, moi państwo! - przywitałem moich studentów, starając się wykrzesać chociaż minimalne pokłady entuzjazmu.- Proszę wchodzić - gestem zaprosiłem spóźnionych. Za oknem nagle zaświeciło słońce i miałem nadzieję, że trochę mnie to rozbudzi.- Mamy równo godzinę piętnastą piętnaście, więc będziemy zaczynać - spojrzałem na zegarek, po czym odpaliłem prezentację.

-Przepraszamy za spóźnienie - nagle do sali wpadła Shy, a za nią jakiś wysoki blondyn. Bardzo się zdziwiłem, ale oczywiście nie dałem tego po sobie poznać.

-Nic się nie stało. Proszę usiąść - poleciłem formalnym tonem. Następnie wziąłem głęboki wdech i rozpocząłem zajęcia.- Czy ktoś jest z innej grupy? - spytałem po wyczytaniu listy obecności.

-Ja, panie doktorze - rękę podniósł dryblas, który tak w ogóle usiadł obok Shy, bo Ross się nie pojawił.- Sean Matthew, grupa druga.

-Dobrze, dziękuję - mruknąłem i wróciłem do prezentacji.- Dzisiaj zajmiemy się następnym rozdziałem z podręcznika, który omówił z państwem na ostatnim wykładzie z prawoznawstwa doktor Animals - wyjaśniłem, wyświetlając prezentację. Kątem oka zerkałem na Shy i Seana. Wydawał się być niezwykle zadowolony z tego, że siedzi obok dziewczyny, bo cały czas coś do niej szeptał lub po prostu się uśmiechał. Z miejsca stwierdziłem, że nie lubię typa i będę mieć na niego oko.

-Shy, przestań już z nim pisać - powiedział do niej na tyle głośno, że usłyszałem.

-To mój chłopak - mruknęła bardzo cicho.- Sean, odsuń się - zaczęła chichotać, gdy próbował zabrać jej z rąk telefon.

-Daj to - położył urządzenie obok siebie i posłał Shy swój kolejny głupi uśmieszek.- Teraz jesteś ze mną - spojrzał jej w oczy. Natychmiast podszedłem bliżej ich ławki i dostrzegłem, że stykają się kolanami, dokładnie jak ze mną podczas dyżurów.

-Wiedzą może państwo? - nagle odchrząknąłem, żeby zwrócić ich uwagę.

-Eee... - Shy nagle poczerwieniała na twarzy i spuściła wzrok na podłogę.

-Mógłby pan doktor powtórzyć pytanie? - spytał Sean.

-Niestety nie, proszę pana. I radzę na przyszłość bardziej uważać - powiedziałem w miarę przyjaźnie, żeby nikt nie nabrał podejrzeń i wróciłem do tłumaczenia języka prawnego.

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz