Rozdział 7

2.8K 74 18
                                    

     Dni mijały bardzo szybko, aż w końcu nadszedł czas na moje kolejne zajęcia. Byłem trochę przeziębiony i do ostatniej chwili nie byłem pewny, czy pojawię się na uczelni. To przez te urodziny. Odbyły się na dachu wieżowca, a Agnes zabroniła mi ubierać kurtkę, bo nie pasowała do marynarki. W efekcie leżałem cały weekend w łóżku, z gorączką. Do tej pory nie czuję się najlepiej.

-Przepraszam za spóźnienie - mruknął jakiś student, w ostatniej chwili wpadając do sali.

-Zapraszam pana, już zaczynamy - wstałem od biurka, a mój wzrok od razu spoczął na Shylene. Jeszcze dobrze się nie rozpakowała, a już robiła coś w telefonie. Z kim można aż tyle pisać?- Dzisiaj mówimy zagadnienia związane z...

-Przepraszam, można jeszcze? - nagle w drzwiach pojawiła się jakaś niska dziewczyna.

-Oczywiście - rzuciłem przyjaźnie, w duchu wkurzając się na niepunktualność mojej grupy.- Po pierwsze: źródła prawa dzielą się na... - zacząłem omawiać podstawowe kwestie. Szczerze mówiąc to nie przepadam za tym tematem. Do tego jestem chory, a tu trzeba prowadzić zajęcia. No i jeszcze kilka minut temu Agnes napisała mi smsa, że mam zrobić obiad, bo wróci późno. Świetnie.

-To będzie precedens prawotwórczy - Shylene, ku mojemu zdziwieniu, zgłosiła się w pewnym momencie do odpowiedzi.

-Bardzo dobrze - ucieszyłem się, że wie, mimo że nie przerabiałem z nią tego na dyżurze.

-Nie jestem pewien, ale... akt podustawowy? - zgłosił się jakiś chłopak przy następnym ćwiczeniu. Muszę przyznać, że dzisiaj mogę być z moich studentów naprawdę dumny. Chyba w końcu wzięli się za naukę.

Shylene w ciągu zajęć zgłosiła się jeszcze dwa razy, więc nic nie stało na przeszkodzie, żebym dał jej plusa.

-Pani... Wiem! Wilson - rzuciłem w jej stronę tuż po zajęciach.

-Ale ja się zgłosiłam tylko trzy razy - mruknęła z uśmiechem, gdy zatrzymałem ją przy drzwiach.

-W pełni zasłużyła pani na plusa - oznajmiłem, tak naprawdę wpisując jej dwa plusy. A co. Przecież nikt się nie dowie.

-Dziękuję - ucieszyła się i wyszła, zostawiając mnie z dziwnym poczuciem radości.

Do końca tygodnia moje samopoczucie na szczęście się polepszyło. Przeziębienie odeszło w siną dal i znowu mogłem normalnie funkcjonować. No dobra, prawie normalnie.

-Alec! - wrzasnęła Agnes, doprowadzając mnie do porządku. Było późne popołudnie i właśnie jedliśmy spóźniony obiad.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

-Tak, tak - potwierdziłem, starając sobie przypomnieć, o czym mówiła.

-Ostatnio jesteś nie do zniesienia - pożaliła się, aż wywracając oczami.- Co się z tobą dzieje? Masz jeszcze więcej obowiązków?

-Ee... No tak, właściwie to tak - mruknąłem obojętnie.- Studenci bywają w potrzebie, przecież wiesz.

SMS od: Sam

Piwo u Brooksa o 9?

SMS do: Sam

Jasne

-Co znowu robisz?! - tylko odpisałem, a ona znowu zaczęła się drzeć.- Z kim piszesz?

-Z Samem - westchnąłem.- Wychodzę z nim na piwo o 9.

-Coo? Żadne piwo. Dzisiaj to ja idę do Meghan i masz mnie odebrać, bo będziemy piły wino.

-Weźmiesz taksówkę - spławiłem ją i wstałem od stołu. Czasami mam jej naprawdę dość.

Wieczór na szczęście nadszedł szybko i nie musiałem długo czekać, żeby w końcu spotkać się z przyjacielem poza uczelnią. Zdecydowanie tego było mi trzeba - paplania Sama i staromodnego pubu Brooksa.

-No i widzisz stary, takie są baby - zaczął się śmiać, gdy skończył opowiadać o najnowszych wyczynach Stacy. Czasami się zastanawiam, co on w niej widzi.

-Agnes jest coraz gorsza - postanowiłem się wyżalić.

-Wydaje ci się. Od początku taka była, ale ty pewnie widzisz to dopiero teraz.

-Możliwe - wziąłem łyk piwa.- Wiesz co? Mam jeszcze jeden problem.

-Wal śmiało. Wujek Sam zawsze cię wysłucha - posłał mi pokrzepiający uśmiech.

-Ale to dość dziwne i boję się twojej reakcji.

-Wszystko jest dziwne. Wyluzuj. Przecież chyba nie kręcisz z jakąś studentką, prawda? - spytał, a ja od razu zacząłem się krztusić.- Alec? Wszystko w porządku? - przysięgam, że było źle, bo aż zrobiło mi się ciemno przed oczami. Na szczęście samo przeszło. Inaczej kopnąłbym w kalendarz w starym pubie, na oczach najlepszego przyjaciela. Mało dostojne odejście z tego świata.

-Tak. Już tak - opadłem na barowy stołek i z wrażenia aż przeczesałem ręką włosy.- O matko...

-Na to bym nie wpadł, wiesz? Ty i studentka... No no...

-To nic takiego. Po prostu ją lubię. Wyróżnia się na tle innych. Z wyglądu trochę przypomina Agnes.

-No to chyba średnio, bo twoja dziewczyna to zołza - parsknął śmiechem.

-Ale z charakteru jest zupełnie inna. Taka... odważna. Imponuje mi.

-Ktoś zdołał zaimponować Alexandrowi Martinowi? Niebywałe... Muszę to zapisać w kalendarzu - spojrzał na mnie z aprobatą.- Zakochałeś się?

-Ja... Nie! Nie, no co ty?

-Alec, nie żartuj. To poważna sprawa. Wiesz, jakie mogą być tego konsekwencje, prawda?

-Sam, ja... Nie wiem. Po prostu nie wiem. Ostatnio coraz częściej o niej myślę i... Nie. To bez sensu.

-Nic nie jest bez sensu. Pamiętaj, że zawsze będę po twojej stronie. Cokolwiek zdecydujesz zrobić - poklepał mnie po ramieniu.

-Dzięki - spojrzałem na niego z uśmiechem. Po rozmowie z Samem i wyrzuceniu tego z siebie poczułem lekką ulgę. Jeszcze nie wiem, co zrobię, ale wiem jedno - Samuel to najlepszy słuchacz na świecie.

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz