Rozdział 8

2.7K 71 3
                                    

Nie wiem na co w tamtej chwili byłam bardziej zła – na siebie, że nie potrafię tego rozwiązać, na Halla, że nie potrafi tego wytłumaczyć, na Jasona, że robi wszystko, żeby mnie unikać czy też może na Patricka Denby'ego – autora tego cholernego podręcznika do logiki. Nic nie rozumiałam. Kompletnie nic! Ja nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy z logiką. W przypływie złości złapałam książkę i rzuciłam nią przez pokój. Z cichym plaskiem uderzyła o drzwi i spadła na drewnianą podłogę. W moich oczach powoli zaczęły zbierać się łzy bezsilności, które ostatnio pojawiały się coraz częściej.

- Widzę, że nauka idzie ci wręcz w zabójczym tempie – usłyszałam znajomy głos, który przerwał moje rozmyślania.

Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, w drzwiach stał Jason. Oparty o futrynę, przyglądał mi się z zaciekawieniem. Zmierzyłam go szybko wzrokiem. Nadal byłam zła za to, że unikał mnie przez ponad tydzień, nie odbierał moich telefonów ani nie odpisywał na SMS-y.

- Jak wszedłeś? – zapytałam bezmyślnie, wpatrując się w ekran laptopa przed sobą.

- Leslie mnie wpuściła – odparł, wchodząc w głąb i zamykając za sobą drzwi. Nadal trzymał moją książkę do logiki, z której, jak zdążyłam już zauważyć, w wyniku długiego lotu liniami ShyAir, wypadła kartka. – Shylene, co się dzieje? – zapytał, siadając na łóżku.

- Nic

- Słońce, nie mogę ci pomóc, jeśli nie powiesz mi co się stało

Słońce... Głupi wyraz, a niesie ze sobą tyle wspomnień.

- Kiedy to w ogóle nie jest prawda – zaprotestował Jason, patrząc to na mnie, to na książkę.

- Nie wiem co robiłeś w liceum, ale skoro to jest w podręczniku to musi być prawda – odparłam, patrząc na chłopaka.

Siedzieliśmy na ławce w parku. Było bardzo ciepło, dlatego pozbyliśmy się bluz i cieszyliśmy się ogrzewającym nas słońcem.

- Nigdy nie zgodzę się z faktem, że zaręczyny to przyzwolenie mężczyźnie na dostęp do kobiety. To zdecydowanie jest już umowa, słońce

- Mówisz jak prawnik

- Kochana, ja studiuję prawo

I tymi słowami skończyła się nasza debata. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde pogrążone w swoich myślach. Było miło, nie niezręcznie. Tak... idealnie.

- Wiesz, że częściej zawiera się małżeństwo z osobą, która ma takie samo wykształcenie co ty? – zapytał nagle, przerywając ten przyjemny stan.

- No co ty, w życiu bym na coś takiego nie poszła

- A na co byś poszła, słonko?

Był wtedy tak blisko. Zdecydowanie przed moimi studiami mieliśmy o wiele lepszą relację, mieszkając tysiące kilometrów od siebie.

- Mam problem z logiką – odpowiedziałam, zanim zadał kolejne pytanie – Chyba po prostu wybiorę się na dyżur do Halla

No i niestety musiałam się przejść na ten dyżur. Nie dlatego, że faktycznie chciałam. Powiedziałam to tylko po to, żeby Jason dał mi spokój. On tymczasem zabrał mojego laptopa i w moim imieniu, z mojego maila umówił mnie na indywidualny dyżur u doktora. Po prostu świetnie. Nawet nie zapytał mnie o zdanie, ustalając z prowadzącym dzień i godzinę. Tym oto sposobem, w poniedziałek o dziewiętnastej trzydzieści szłam na wydział, żeby jakimś cudem zrozumieć logikę.

Bez problemu znalazłam odpowiednią salę i zapukałam, jednak doktora jeszcze nie było. Usiadłam na krześle, które stało w korytarzu i spojrzałam na zegarek. Byłam trochę przed czasem. Niestety ten czas szybko mijał, a doktora nadal nie było. Piętnaście minut po umówionej godzinie, zaczęłam powoli ubierać kurtkę, po dwudziestu wstałam, kierując się do wyjścia z budynku. Nie udało mi się jednak dojść do schodów, gdy pojawił się zziajany doktor, mamrocząc pod nosem przeprosiny i coś o korkach. Wzruszyłam ramionami, mówiąc, że nic się nie stało, chociaż w rzeczywistości byłam zła, bo zmarnowałam prawie pół godziny, czekając na niego, aż w końcu się pojawi.

- Proszę sobie usiąść – wskazał krzesło przy biurku, a sam zajął miejsce po drugiej stronie – Słucham, z czym pani ma problem

- Ze wszystkim – odparłam bez namysłu.

- Tak pani nie pomogę

- Ale ja mówię całkiem poważnie, od początku tego działu mam problem ze wszystkim. Nie potrafię zrobić żadnego zadania, a teoria jest tak niezrozumiała, że na własną rękę nie zamierzam jej odkrywać

- No nie, ma pani rację. To przejdźmy do zadań, a teoria wyjdzie w praktyce

Siedziałam tam blisko godzinę. Jednak ten czas się opłacił. Wyszłam z uczelni z poczuciem, że coś umiem. Może niewiele, ale zawsze to minimum, które jest niezbędne do zaliczenia przedmiotu, a póki co, tyle mi wystarczyło.

Wychodząc z uczelni zauważyłam na parkingu dwa samochody. Czarnego Hyundaia i białego Lexusa. Hyundai należał na Halla, to wiedziałam. Przez moment czułam się obserwowana, jednak pokręciłam głową, mówiąc sobie, że to tylko moje wyobrażenie. Zresztą, samochód musiał należeć do jakiegoś wykładowcy, bo tylko oni i pracownicy dostają kartę, żeby przejechać przez szlaban, a przeciętnego pracownika nie stać było na takie auto. Niespokojne uczucie powoli mnie opuszczało, gdy zauważyłam ruch w samochodzie. Było to irracjonalne, ale przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Przez dłuższy czas czułam jednak, że ktoś mnie obserwuje. I to nie mogło być złudzenie.

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz