Rozdział 26

2.1K 53 2
                                    


Nie wiedziałam już kto utrzymuje większy dystans – ja czy Alec. Jak na to co między nami mogłoby być po jego deklaracji, zachowywaliśmy się niedorzecznie. Wiedziałam, że musimy sobie wyjaśnić pewne sprawy i dojść do porozumienia. Jednak strach przed konsekwencjami był zbyt duży, bym mogła pozwolić sobie na powiedzenie mu prawdy. Cieszyłam się, że tamtego wieczoru powiedziałam Hallowi wszystko co leżało mi na sercu i nie dawało spokoju przez większość czasu. Nieoczekiwanie zyskałam sprzymierzeńca, który faktycznie mógł mieć wpływ na tę sytuację i pomóc mi w jakikolwiek sposób, chociaż sam zarzekał się, że nie ma opcji, żeby cokolwiek podpowiadał któremukolwiek z nas. Jednak był jedyną osobą, którą mogłam poprosić o radę w tej sprawie. Do tego jako jedyny wiedział o wszystkim, a ja powoli naprawdę zaczynałam mu ufać.

- Dzień dobry – przywitałam się z Hallem, wchodząc na wydział.

- Dzień dobry pani Wilson – odpowiedział, przepuszczając mnie w drzwiach.

Skierowaliśmy się do szatni, by oddać mokre od śniegu płaszcze. Na dworze prószyło tak mocno, że ledwo widziałam gdzie idę. Liczne płatki śniegu pozostały na moich ciemnych włosach.

- Rozmawiałaś ostatnio z Aleckiem? – zapytał Hall, kiedy szliśmy korytarzem, w którym nie było nikogo.

- Nie, ostatni raz przed tym jak rozmawiałam z panem. Mam wrażenie, że mnie unika – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.

- Shy, ty jak nikt inny powinnaś wiedzieć z czego to wynika. No i nie byłbym taki pewny czy Alec cię unika – uśmiechnął się lekko.

- A niby co innego?

- Musisz to sama rozwiązać Shylene

- Ale...

- Porozmawiaj z nim – przerwał mi, po czym wszedł do jakiejś sali, zostawiając mnie samą z moimi myślami.

Przez większość wykładu z doktryn polityczno-prawnych nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje dookoła mnie. Byłam zbyt pochłonięta roztrząsaniem słów doktora Halla. Raz na jakiś czas podnosiłam głowę, żeby spisać coś z prezentacji. W pewnym momencie na ekranie pojawił się tekst, który wkrótce miał zmienić wszystko.

W doktrynie z reguły nie pojawia się żadna wzmianka o miłości. Wyjątek stanowi doktryna chrześcijańska, która w głównej mierze oparta jest na miłości, sprawiedliwości oraz wierze. Jednak z tych trzech wartości wiara i miłość są uważane za coś, co jest ponad wszelką doktryną i nie może być przez nie ograniczane.

I wtedy zrozumiałam. Za bardzo się zastanawiałam, szukałam plusów i minusów, miałam wątpliwości do tego co może się zdarzyć złego i ile przez to stracimy, zamiast skupić się na tym ile możemy zyskać i co tak naprawdę tracimy nie będąc razem. W tamtej chwili pierwszy raz od dawna poczułam, że wiem co mam zrobić i że odzyskuję kontrolę nad swoim życiem.

Po wykładzie napisałam do Jasona SMS-a z prośbą o spotkanie. Jeśli miałam powiedzieć Alexandrowi co do niego czuję, musiałam wyjaśnić sprawy z moim przyjacielem. Bo Jason był tylko moim przyjacielem. Kochałam go, ale bardziej jak brata, kochałam go miłością, którą kocha się najlepszego przyjaciela, a nie osobę, z którą chciałoby się spędzić resztę życia.

- Coś się stało Shy? – zapytał chłopak, kiedy usiadł naprzeciw mnie w niewielkiej kawiarni niedaleko wydziału.

- Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie, nie patrząc mu w oczy.

- Shy... - Jason położył rękę na mojej, co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy. Był taki kochany, a ja miałam złamać mu serce.

Podniosłam głowę i wtedy go zobaczyłam. Alec stał przy kontuarze, czekając na swoje zamówienie. Byłam tak przejęta tym co mam zaraz zrobić, że nawet nie zauważyłam jak wchodzi do środka. Patrzył na mnie, a w jego oczach widziałam zawód. Odebrał od kasjerki swoją kawę, po czym wyszedł z kawiarni.

- Jason, ja... pogadamy później – rzuciłam i niewiele myśląc, wybiegłam z lokalu, chcąc dogonić Aleca.

Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jego szczupłej sylwetki, jednak nigdzie jej nie dostrzegłam. Po chwili zobaczyłam jak wyjeżdża z parkingu. Nie było sensu biec za nim ani krzyczeć, bo i tak nic by to nie dało.

- Shy, wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą głos Jasona.

Odwróciłam się. Chłopak stał za mną, trzymając w jednej ręce moją kurtkę, a w drugiej telefon.

- Ubierz się, jest zimno – podał mi ubranie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Dzięki

- Powiesz mi o co chodzi? Ja też mam ci ważną rzecz do powiedzenia

- W takim razie ty pierwszy – mruknęłam, bo już straciłam całą odwagę na mówienie prawdy.

- Shy, nie obraź się, jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłem mieć, ale teraz kiedy już nie potrzebuję przykrywki, bo rodzice zaakceptowali to kim jestem to możemy się rozejść – oznajmił, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

- Czekaj, czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że używałeś mnie jako przykrywki, żeby nie mówić swoim rodzicom, że jesteś gejem?

- Shy...

- Nie wierzę... Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!

- Shy...

- Zostaw mnie

Wzięłam od niego swój telefon i w pośpiechu ruszyłam przed siebie. Zanim się zorientowałam gdzie idę, stałam pod drzwiami mieszkania Zoey, czekając aż przyjaciółka otworzy. Była jedyną osobą, z którą miałam ochotę porozmawiać. Czułam się wykorzystana, chociaż wiedziałam, że sama nie byłam fair w stosunku do Jasona. Trzymałam się go tylko dlatego, że bałam się przyznać, nawet sama przed sobą, że mogę czuć coś więcej do Martina.

Gdy Zoey mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka.

- To tylko moje przeczucia czy naprawdę przyda nam się wino?

- Coś się stało? – zapytałam, wiedząc, że dziewczyna pije białe wino jedynie wtedy, gdy ma jakiś problem. Normalnie w grę wchodził tylko czerwone. Nie wiem od czego to zależy, ale ciekawa przypadłość.

- Masz sporo do nadrobienia. Siadaj

Rozłożyłyśmy się wygodnie na kanapie w towarzystwie ciastek, chipsów i wina, gotowe, by obgadać wszystkie nasze problemy i wymyślić jakieś rozwiązania.

- Mike zaprosił mnie na kilka randek – zaczęła, a ja myślałam, że ręce mi opadną.

- Przecież to dobry znak

- Poczekaj, nie przerywaj. Ostatnio się okazało, że te wszystkie randki przygotowuje i wymyśla Sean. Kilka razy przyjechał po mnie zamiast Mike'a, bo Mike nie miał na to czasu. Wczoraj czekaliśmy na niego po zajęciach i przyznał, że to jego zasługa, te nasze spotkania. Shy, on zna mnie lepiej niż Mike, a podobno to z Mikiem się spotykam. Mike nie wie jakie filmy lubię oglądać, podczas gdy Sean potrafi wymienić wszystkie moje ulubione tytuły...

- Zoey...

- Muszę zerwać z Mikiem

- Przykro mi – przytuliłam przyjaciółkę

- A mi nie. Chciał być ze mną tylko po to, żeby być z kimkolwiek. Nie ma co dalej w to brnąć – powiedziała, a ja przyznałam jej rację, chociaż w jakiś sposób próbowałam usprawiedliwić chłopaka, gdybym tego nie zrobiła byłabym hipokrytką. I tak nią byłam...

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz