Rozdział 40

1.9K 63 0
                                    

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, ale świadomość, że Leslie jest na zajęciach i nikt nie otworzy zmusiła mnie do wstania. Od powrotu do Filadelfii i wizyty u Zoey nie wychodziłam z łóżka. Dopiero gdy usiadłam w swoim pokoju, dotarło do mnie co się stało. Nie chciałam nigdzie wychodzić, nie miałam na nic ochoty. Nawet kiedy Les zaproponowała, że zamówimy sobie na kolację pizzę, nie chciałam jej jeść. Czułam się jakbym grała w jakimś dennym romansidle, w którym dziewczyna rozpacza po odejściu czy zdradzie chłopaka i chociaż bardzo nie chciałam się tak zachowywać, to było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłam funkcjonować w miejscach, gdzie byłam z nim, to było zbyt trudne i zbyt bolesne. Przynajmniej nie musiałam się martwić o zajęcia. Odkąd zdecydowałam się rzucić studia, czułam się trochę lepiej.

Zwlekłam się z łóżka, zawijając szczelnie szlafrokiem, po czym zerknęłam przez wizjer. No tak, mogłam się tego spodziewać. W nocy skończyła się konferencja, więc było do przewidzenia, że rano Alec stanie przed moimi drzwiami. Przyznam, że trochę mnie zabolało, że nie zostawił wszystkiego w Chicago i nie przyjechał do mnie. To tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta cholerna ruda małpa nie była na konferencji przypadkiem, a on najzwyczajniej w świecie grał na dwa fronty. Nie było innej opcji.

Już miałam wrócić do łóżka, kiedy usłyszałam jego głos.

- Shy, wiem, że tam jesteś. Otwórz proszę...

Nie słyszałam tego głosu kilka dni i nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniłam. Nie chciałam go dłużej w swoim życiu – tego byłam pewna. Ale przecież trzeba sobie wszystko wyjaśnić, prawda? Zanim zorientowałam się co robię, drzwi były otwarte, a ja mogłam podziwiać Alexandra Martina w pełnej klasie. Miał na sobie ciemne spodnie, błękitną koszulę i czarną marynarkę, a na to narzucony rozpięty płaszcz. Poczułam się głupio i niekomfortowo, stojąc przed nim w zwykłej piżamie i puchatym szlafroku. Szybko jednak odsunęłam od siebie to uczucie, to nie rewia mody. Trzeba wszystko wyjaśnić, żeby zamknąć ten rozdział w życiu.

- Shy.. – na mój widok na twarzy Alexandra pojawiło się coś na kształt ulgi – Nie masz pojęcia jak się martwiłem. Tyle czasu spędziliśmy z Samem, szukając cię w Chicago, nawet byłem na policji...

- I do głowy ci nie przyszło, że pojechałam do domu. Brawo, rzeczywiście inteligencja na miarę doktora – parsknęłam, wracając do pokoju.

- Shy... - westchnął, ale poszedł za mną.

- Shy, Shy, Shy, umiesz powiedzieć coś innego? – powoli zaczynałam się denerwować.

- A dasz mi dojść do słowa? – warknął, patrząc mi prosto w oczy.

No to mam, pierwszy raz udało mi się go zdenerwować. Cóż, zdarza się. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na łóżku. Dopóki byłam u siebie w domu, czułam się w miarę pewnie.

- Zdaję sobie sprawę z tego, co widziałaś w Chicago – powiedział cicho, bawiąc się palcami i unikając mojego wzroku – Wiem jak to wyglądało – dodał po chwili – I nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie co pomyślałaś i jak się po tym poczułaś – głos mu zadrżał, ale starał się tego nie pokazywać – Ale musisz wiedzieć, że nie chciałem tego, nie chciałem Nicole, nadal nie chcę

- Alec przestań, to nie ma sensu – mruknęłam – Najwidoczniej ten związek od początku był skazany na porażkę

- Chyba nie chcesz powiedzieć... - zaczął, patrząc na mnie zdziwiony – Nie Shy, nie ma takiej opcji. Nie teraz, kiedy zaczęło nam się układać!

- To nazywasz „układaniem"?! Całowałeś inną dziewczynę! Moją koleżankę ze studiów, której szczerze nienawidzę, a do tego swoją studentkę!

- Shy, zastanów się – było widać, że stara się opanować – Jakie jest ryzyko umawiania się ze studentami? – zapytał takim tonem, jakby to były zajęcia.

- Duże

- A konsekwencje?

- Wyleciałbyś

- Dokładnie. Wiesz, że lubię uczyć bardziej niż pracować w kancelarii

- No tak

- To ryzykowałbym aż tak i pocałował ją przy innych studentach?

Tu mnie miał. Nie zrobiłby czegoś takiego. Może Hall tak, ale nie on.

- Teraz mi wierzysz? – zapytał, opierając dłonie na moich kolanach.

- Tak... Przepraszam, w ogóle o tym nie pomyślałam – westchnęłam.

- Ja też przepraszam, bo zbyt łatwo dałem się jej podejść

- Oj tak – odpowiedziałam z uśmiechem.

Siedzieliśmy tak kilka minut, rozmawiając o tym co mnie ominęło na konferencji. Poniekąd żałowałam, że nie zostałam, bo sporo straciłam. I nie mówię tu wcale o zajęciach, bo słuchanie wywodów podstarzałych profesorów nie jest wymarzonym zajęciem, ale to co się stało po panelach... Pijany Hall, Hall tańczący na stole, wyproszenie rudej małpy z jakiejś restauracji... Całkiem sporo było tych rzeczy.

- Jest jeszcze coś – westchnął Alec, sięgając do kieszeni marynarki – Tylko obiecaj mi, że mimo wszystko nie rozmyślisz się i i tak będziemy razem

Kiwnęłam głową, na co on podał mi kartkę. Nie spodziewałam się wiadomości jaką na niej zobaczę. Jednak byłam o krok przed szantażystą. Albo rudą małpą, bo to mogła być ona.

- Nie widzę w tym problemu – przyznałam, nie patrząc na Martina.

- Czyli jednak, chcesz się rozstać?

- Nie, Alec, ja rezygnuję ze studiów. A to rozwiązuje cały problem

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz