Rozdział 28

2.1K 65 0
                                    

Siedziałam w pokoju i użalałam się nad sobą. Inaczej nie można tego nazwać. Byłam niesamowicie zła na siebie, że wybrałam akurat to miejsce na spotkanie z Jasonem. Na dodatek nie dałam rady zrobić tego, co miałam w planach. Nie mogło wyjść gorzej, po prostu nie mogło. I to wtedy, kiedy już wiedziałam czego chcę, kiedy w końcu się zdecydowałam, wszystko musiało pójść źle. Poczułam jak po policzkach płyną mi łzy, nawet nie starałam się ich kontrolować, nie było sensu.

Na tę myśl zerwałam się z kanapy. To nie było bez sensu. Zamiast dramatyzować powinnam spróbować wszystko naprawić. Chciałam zacząć od Jasona, ale nie wyszło przez pojawienie się Martina. W takim razie powinnam zacząć od Martina, uświadomić go co czuję i wyjaśnić, że jak tylko zerwę z Jasonem możemy zacząć się spotykać.

Kiedy tylko powiedziałam to na głos zdałam sobie sprawę jak beznadziejnie to brzmi. Iść do dorosłego faceta z takim tekstem... Potrzebowałam to przemyśleć, naprawdę przemyśleć. Niewiele myśląc, zabrałam kurtkę i wyszłam z domu. Alkohol miał być tym, co miało przynieść ulgę, choćby na chwilę.

Wybrałam pierwszy lepszy lokal, weszłam do środka i usiadłam przy barze. Zamówiłam piwo, po czym przyglądałam się ludziom siedzącym w pobliżu. W pewnym momencie mój wzrok padł na jakiegoś faceta wokół którego stał krąg ludzi. Wszyscy się śmiali albo poklaskiwali. Przez tłum ciężko było zauważyć co się dzieje, ale nie chciałam się pchać między nich. Nie interesowały mnie błazenady pijaków. W pewnym momencie mężczyzna za barem wyszedł do niego i przegonił ludzi. Podszedł do zataczającego się faceta, a następnie posadził go na jednym ze stołków.

- Jeszcze jednego Eddie – powiedział facet, a ja zamarłam. Znałam ten głos. Znałam i chciałam słuchać go codziennie.

Spojrzałam na nich akurat w momencie kiedy Eddie kręcił odmownie głową.

- Nie stary, nic już dzisiaj nie wypijesz – oznajmił mu kategorycznym tonem, po czym odszedł obsługiwać klientów.

- W takim razie pójdę gdzie indziej – krzyknął w jego kierunku zdenerwowany Martin, próbując założyć na siebie płaszcz.

Jego nieporadne ruchy spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu sprawiły, że portfel wypadł mu z kieszeni. Odruchowo schyliłam się, żeby mu go podać.

- Ej, co robisz! – obruszył się, ale kiedy podałam mu własność, spojrzał na mnie zdezorientowany – Shy...

Nie byłam pewna czy się nie przesłyszałam. Wprawdzie nie dopiłam nawet tego piwa, które zamówiłam, ale było bardzo prawdopodobne, że wyobraźnia płata mi figle.

- Shy... Dlaczego mi to robisz? – wyszeptał i wtedy już byłam pewna, że to się dzieje naprawdę.

- Nie chciałam – powiedziałam cicho, a po moich policzkach po raz kolejny tego dnia spłynęły łzy – Bardzo nie chciałam, po prostu... - nie skończyłam, bo niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Poczułam się inaczej niż z Jasonem, bezpiecznie, przyjemnie... - Nie możemy tu być – odsunęłam się od niego, przypominając sobie gdzie jesteśmy. Bar to najlepsze miejsce, żeby spotkać kogoś z uczelni, a to by mogło się skończyć tragicznie.

- Daj spokój, Shy – mruknął, próbując znów mnie przytulić.

- Ktoś nas może zobaczyć – odpowiedziałam, odsuwając się – Lepiej wróćmy do domu

- Wrócisz ze mną – zapytał, łapiąc mnie za rękę.

- Panie d...

- Alec, pamiętaj, zawsze Alec

- Dobrze, Alec, odprowadzę cię, bo jesteś w tragicznym stanie. Gdzie mieszkasz? – zapytałam, próbując zachować spokój, chociaż wewnętrznie miałam ochotę rzucić się w jego ramiona i mieć resztę totalnie gdzieś. Jednak za bardzo bałam się konsekwencji, które mogłyby mieć miejsce.

- Zaprowadzę cię, chodź – objął mnie w pasie i poprowadził do wyjścia, lekko się zataczając.

To będzie długa droga – przemknęło mi przez myśl, ale nie chciałam nic mówić. Gdyby nie był tak pijany byłabym przeszczęśliwa.

- Dlaczego zmieniłaś zdanie? – zapytał po kilku minutach ciszy.

- W sprawie?

- Mojej, dlaczego raptem się zgodziłaś być ze mną?

- Ja nie..

- Shy, nie kłam. Gdybyś nie chciała ze mną być, nie wyszłabyś ze mną

- Po prostu nie chcę, żeby ktoś cię widział w takim stanie – odpowiedziałam, wiedząc, że kłamię. On też wiedział.

- Shy... - jęknął, odwracając mnie tak, że staliśmy twarzą w twarz.

Patrzyłam w jego oczy i wiedziałam, że już po mnie. Czułam, że to on, że to on jest tym jedynym, właściwym, kimś, z kim chcę być.

- Masz rację – przyznałam, podchodząc krok bliżej. Nie do końca wiedziałam skąd u mnie ta odwaga, ale podobało mi się to. Nawet jeśli był pijany i miał niczego nie pamiętać następnego dnia – Masz rację, chcę z tobą być, ale się boję, że mogą cię zwolnić, że będziesz mnie nienawidził za to i wszystko źle się skończy

Patrzył na mnie w milczeniu, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Może to był błąd? Może nie powinnam mu nic mówić? Nagle poczułam jego usta na swoich i zapomniałam o całym świecie. Było mi cudownie, czułam się jak w niebie i nie chciałam przestawać. Jednak gdy zabrakło nam tchu, musieliśmy odsunąć się od siebie.

- Nie masz pojęcia co przez ciebie przeżywałem – wyszeptał, opierając swoje czoło o moje i muskając delikatnie moje wargi.

- Masz rację, nie wiem, ale teraz chodźmy już stąd, zanim ktoś nas zobaczy

Martin w jednej chwili jakby otrzeźwiał. Złapał mnie za rękę i przyspieszył kroku, szedł już o wiele stabilniej niż kilka minut wcześniej.

Po niecałych dziesięciu minutach dotarliśmy pod nowoczesny blok. Alec zaczął wpisywać kod do domofonu, a ja cofnęłam się kilka kroków.

- Gdzie idziesz? – zapytał, gdy już otworzył drzwi.

- Do domu. Obiecałam, że cię odprowadzę. Jesteś już u siebie i...

- Shy, wejdź. Proszę – powiedział cicho – Powinniśmy porozmawiać

- Wolałabym, żebyś był trzeźwy, kiedy będziemy rozmawiać – odpowiedziałam, po czym zaczęłam iść w kierunku własnego mieszkania.

Kochani, dzisiaj krótko, ale mam nadzieję, że przynajmniej ciekawie ;) 
Chciałybyśmy Wam życzyć szczęśliwego nowego roku i udanego sylwestra. Bawcie się do białego rana!
Kat x Viki

Ponad prawem || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz