Z okazji Dnia Kobiet chciałybyśmy Wam życzyć wszystkiego co najlepsze oraz spełnienia marzeń. Z tej też okazji rozdział zamiast jutro oddajemy w Wasze ręce dzisiaj. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego dziewczyny!
Wpadłam do pokoju, szybko pakując wszystkie rzeczy do walizki. Nie chciałam dłużej być w tym miejscu. To co zrobił Alec, sprawiło, że moje marzenie zobaczenia Chicago stało się najgorszym koszmarem. Bardzo chciałam móc zadzwonić do Zoey albo do Jasona, żeby wszystko im opowiedzieć i wyżalić się, ale nie mogłam. Byłam zdana sama na siebie i to z własnej winy, bo przecież nikt nie kazał mi wchodzić w związek z doktorem, który jednocześnie był moim nauczycielem.
Wrzucałam swoje rzeczy na oślep, nie dbając o składanie ubrań i inne drobiazgi. Moim jedynym celem w tamtej chwili było wydostać się z budynku, z tego przeklętego miasta. Jedna myśl ciągle nie dawała mi spokoju. Czy gdybym nie pojechała na konferencję to między Alexandrem a Nicole doszłoby do czegoś więcej? W mojej głowie cały czas rozgrywała się ta przeklęta scena. Alec, ruda małpa, pocałunek...
Poczułam jak do moich oczu napływają łzy, ale nie miałam czasu na płacz. Istniało ryzyko, że Martin przyjdzie do mojego pokoju, a raczej przyjdzie z Nicole do jej pokoju... Było mi już naprawdę wszystko jedno, nie chciałam tylko go oglądać. Zapięłam zamek walizki, złapałam plecak i wyszłam z pokoju, zostawiając swoją kartę na stoliku przy drzwiach. Nie przewidziałam tylko jednego.
- Shy? A gdzie ty idziesz? – Hall właśnie wyszedł ze swojego pokoju, trzymając się ręką za głowę. Ewidentnie miał ciężką noc.
- Na spacer – odpowiedziałam zanim pomyślałam. Kto normalny wybiera się na spacer z plecakiem i walizką?!
- Taa, jasne – mruknął, taksując mnie wzrokiem – Chodź tu – i zanim zdążyłam zaprotestować, stałam w przedpokoju Halla i Martina – Teraz nikt nas nie usłyszy, więc słucham. Co ty robisz?
Cały czas patrzyłam na swoje buty, nie mając odwagi podnieść wzroku. Wiedziałam, że gdy tylko powiem prawdę, rozpłaczę się jak małe dziecko, a to nie było mi potrzebne. Musiałam myśleć trzeźwo, jeśli chciałam wrócić do domu.
- Nic – uparcie obstawiałam jedną wersję, chociaż wcale nie miała sensu. Na dodatek głos mi zadrżał, co nie było dobrym znakiem.
- Jeśli to coś z Alkiem to wiesz, że możesz mi powiedzieć. Zawsze byłem po waszej stronie – nie dawał za wygraną Hall.
Zrezygnowana spojrzałam na niego, a po moich policzkach spłynęło kilka łez.
- On.. on.. pocałował Nicole – wyszeptałam tak cicho, że nie byłam pewna czy usłyszał.
Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, żeby wiedzieć, że doskonale słyszał co powiedziałam i nie był z tego faktu zbyt zadowolony. Już miał coś mówić, ale mu przerwałam.
- Przepraszam, ale muszę iść. Nie chciałabym się na niego natknąć – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam na korytarz.
Winda wydawała się ryzykowna, podobnie jak główne schody. Spojrzałam w lewo, gdzie na drzwiach widniał spory napis Schody dla personelu. Złapałam za klamkę i zeszłam w dół.
***
Podróż zajęła mi sporo czasu. Jednak gdy stanęłam na peronie w Filadelfii poczułam ulgę. Po ponad dwudziestu godzinach rozmyślań nadal nie żałowałam swojej decyzji. Podjęłam też dwie inne, ale jedną z nich chciałam skonsultować z dwiema ważnymi dla mnie osobami.
Do mieszkania weszłam tylko po to, żeby zostawić bagaż. Nie chciałam nic jeść, nie chciałam iść spać pomimo zmęczenia. Chciałam tylko porozmawiać z Zoey. Wsiadłam do autobusu, który zawiózł mnie prosto do domu dziewczyny.
- Shy? Co ty tu robisz? – zapytała mnie przyjaciółka, otwierając drzwi – Nie miałaś być na konferencji?
- Mieli jakieś problemy techniczne i pozwolili nam wrócić wcześniej – powiedziałam, wchodząc do jej mieszkania. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że kłamanie nigdy nie szło mi tak dobrze jak po tym, kiedy zaczęłam umawiać się z Alexandrem. Kolejny minus tego związku.
- Rozumiem. Chcesz coś do picia?
- Nie, ale chcę pogadać – od razu przeszłam do rzeczy, nie chcąc przedłużać dziwnego uczucia dyskomfortu.
- Co się stało? – Zoey wyraźnie się zaniepokoiła.
- Chcę zrezygnować... ze studiów – powiedziałam spokojnie, obserwując ją – To nie są studia dla mnie, nie czuję się tu najlepiej...
- Shy, jeśli przyszłaś mnie pytać o zgodę, to niepotrzebnie. To musi być twoja decyzja, ty masz być z tego zadowolona. Czy będzie mi przykro, jeśli odejdziesz? Jasne. Będzie mi ciebie brakowało. Ale to nie znaczy, że wszystkie decyzje masz uzależniać ode mnie
Miała rację. Wiedziałam, że to powie, ale i tak musiałam to usłyszeć od niej. Dla pewności.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, na co brunetka mnie przytuliła – A jak z Seanem? – zapytałam po chwili, zdając sobie sprawę, że przecież sprawy mogły już pójść nieco dalej, mimo że dzień wcześniej rozmawiałyśmy przez telefon.
- Wiesz... - zaczęła, ale przerwał jej dzwonek do drzwi.
- To ja już lepiej pójdę – zaśmiałam się, wstając z kanapy – Dzięki za wszystko
- Jakbyś czegoś potrzebowała, to wiesz gdzie mnie szukać – odpowiedziała Zoey, odprowadzając mnie do drzwi.
- Cześć, Sean. Pa, Sean – przywitałam i od razu pożegnałam stojącego w drzwiach blondyna.
CZYTASZ
Ponad prawem || ZAKOŃCZONE
RomancePewnego dnia Shylene zostaje wezwana do dziekana na uczelni. W chwili gdy do sali wchodzi jeden z jej wykładowców wie, że mają poważny problem. Zanim zauważa, Alec postanawia opowiedzieć całą prawdę, bez względu na konsekwencje. Jaka jest prawdziwa...