Rozdział 31

81 8 5
                                    

Ada

Zabolało. Bardzo mnie zabolało. Jego słowa zraniły mnie potwornie. Pocięły moje serce jak najbardziej ostry nóż. Sprawiły, że poczułam się jak ostatnia idiotka. Czy ja naprawdę potrafię mu pomóc? Czy naprawdę myślałam, że się we mnie zakochał? Że nasza tamta noc coś zmieniła? A teraz jeszcze straciłam jego przyjaźń.

Ocieram jeszcze raz łzy, które wywołały jego słowa i wzdycham głośno. Przechodzę przez ulicę i kieruję się w stronę przystanku. Jest już późno i nie chcę wracać sama ciemnymi uliczkami. Kupuję bilet i zajmuje miejsce przy oknie. Za trzy minuty odjazd. Wyglądam za okno i patrzę na miasto spowite ciemnością. Tylko światła latarni powodują, że widzę cokolwiek. Moje myśli biegną do Krystiana. Wyglądał zupełnie inaczej. Przekrwione oczy, zmęczony wyraz twarzy i jego ton głosu. Naprawdę przestraszyłam się go w tamtej chwili. Myślałam, że mnie uderzy. W głębi serca czułam, że nie zrobiłby tego. Brzydził się przemocy. Ale widziałam, że nie był dzisiaj sobą. Coś się stało i go dobiło. I miało to związek z małą dziewczynką. Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie słyszałam czegoś w wiadomościach. Bingo. Przecież ... jaka jestem głupia. Dziewczynka zabita przez swojego ojca, a jego żona w szpitalu w ciężkim stanie. Krystian ostatnio w końcu często chodził przygnębiony. Martwię się o niego. Bardzo. Mimo tego, że mnie zranił i złamał mi serce.

Krystian

Chodzę ostatnio nieźle przybity. Nie odzywam się do nikogo i nawet z Martyną nie wymieniam kilku zdań. W samochodzie panuje cisza. Piekielna cisza, która nas pochłania. Jestem nieobecny podczas jazdy i przesłuchań. Zadaję pytania bez większego namysłu. Zauważa to dyżurny i prosi, żebym wziął się w garść. Ma rację. Zachowuje się, jakbym nie wiedział wcześniej co nie czeka. Byłem przygotowany na widok ludzkich ciał, ale czy da się przywyknąć do patrzenia na małe, skatowane dziecko?

Przebieram się w dres i jadę na siłownię, żeby wyrzucić z siebie ciężar pracy. Spędzam na niej dwie godziny, ale wcale nie czuję się lepiej. Moje ciało jest zmęczone, ukarane, ale głowa pracuje cały czas. Nic nie może mi pomóc, gdy moje myśli pochłania mrok. W nocy budzę się kilkukrotnie zlany potem i czasem nawet do rana nie mrużę oczu. Mam już dość. To nie jest życie.

Ada

Budzę się z samego rana, sądząc po słońcu przebijającym się przez firankę. Podnoszę się z łóżka i przeciągam, żeby rozprostować kości. Chyba jakoś krzywo się położyłam, bo boli mnie prawa łopatka. Nagle robi mi się niedobrze. Mdli mnie i czuję, że będę wymiotować. Biegnę do łazienki i otwieram szybko klapę sedesu. Wymiotuję kilkukrotnie i wyczerpana opieram się o wannę. Biorę kilka głębokich wdechów i zastanawiam się, co to było. Przecież jadłam to samo, co Lenka i Anastazja. Sięgam po swój ręcznik i przecieram nim usta, żeby pozbyć się nieprzyjemnej wydzieliny. Spuszczam wodę i oddycham głęboko.

- Wszystko w porządku? – zagląda do środka zaspana Anastazja. Ma na sobie wygniecioną koszulę nocną, a włosy sterczą jej na wszystkie strony.

- Nie. Zwymiotowałam. – mówię do zmartwionej przyjaciółki. Patrzy na mnie przez chwilę, po czym podchodzi bliżej. Siada na wannie i podaje mi szczoteczkę z pastą do zębów. Ja sama tkwię na chłodnej podłodze, gdzie jest mi w tej chwili bardzo wygodnie.

- Ada... posłuchaj... wtedy jak ... spaliście ze sobą... Zabezpieczyliście się? – o mały włos krztuszę się pastą. Wypluwam szybko do wanny i patrzę na nią zszokowana. Ona pyta poważnie. Cholera... czy my... O Boże... nie... to niemożliwe.

- Nie zrobiliście tego? – kręcę głową przerażona i zaczynam płakać. To nie może być ciąża. To zatrucie. Boże... żeby to było tylko zatrucie. Ja nie dam sobie rady. Nie będę dobra matką. Ja nic nie wiem o opiece nad dzieckiem.

- Spokojnie to tylko moje podejrzenie. – myśli przez chwilę i wstaje jak porażona. - Czekaj... miej oko na małą, skoczę po test. – kiwam głową i ocieram łzy. Boże... tylko nie ciąża. Wstaję i podchodzę zdenerwowana do lustra. Czy wyglądam inaczej? Te same policzki, włosy. Jezu... ja nawet nie wiem, jakie zmiany zachodzą podczas ciąży. Chwila... brzuch. Staję bokiem i podwijam koszulkę. Cholera... ostatnio nie mieściłam się w spodnie. Czyżby Anastazja miała rację? Zakrywam się, bo nie chcę dłużej na niego patrzeć. Idę do Lenki i kładę się obok niej. Łzy spływają mi po policzku, a ja zaczynam intensywnie dedukować. To już trzy miesiące. Nie miałam okresu przez ten czas i nawet nie zauważyłam tego. Ale jestem głupia. Moje myśli biegnę w stronę Krystiana. Czy on chce tego dziecka? Czy chciałby zostać ojcem? Cholera... Ada jaka ty jesteś głupia. Który facet chce dziecka po jednonocnej przygodzie? Boże... co ja sama wymyślę? Usunięcie nie wchodzi w grę. To jednak moje dziecko i ja je stworzyłam razem z Krystianem.

Po kilku chwilach wraca Anastazja. Podaje mi test i tłumaczy jak go zrobić. Zamykam się w łazience i już po dłuższej chwili patrzę na wynik. Anastazja wchodzi do środka zaalarmowana moim płaczem i siada obok mnie. Trzyma moją dłoń i mówi, że będzie dobrze.

- Nie będzie. Ja nie mam pieniędzy. Nie potrafię obchodzić się z noworodkiem. – wyduszam z siebie zapłakana.

- Zobacz, pomagałaś mi. Pilnowałaś małą, czasem przewijałaś. Dasz radę. Pomogę ci.

- Jak sobie to wyobrażasz? My ledwo dajemy radę z opieką na Lenką. – wyrzucam z siebie.

- A Krystian? To też jego dziecko. Powinnaś mu powiedzieć.

- Nie wiem. On... nie chce dzieci. Takie mam odczucia. – mówię szczerze. Zauważyłam, że gdy jakieś do niego podchodziło był miły, ale później ten uśmiech znikał.

- Ale to jego obowiązek. Ada sama nie dasz rady. Musi ci pomóc. Chociaż alimenty płacić. Bo oczywiście zbliżać się nie powinien. Nie po tym co ci zrobił.

- Anastazja... - zaczynam , chcąc go bronić.

- Nie. Ada on cię skrzywdził. Musisz go trzymać z daleka dla własnego dobra. – mówi poważnie.

- Anastazja... ale wiesz, że ja go kocham. – wycieram łzy i wzdycham głęboko. Powiedziałam to. Pierwszy raz w życiu powiedziałam to na głos. Jednak Anastazja nie wydaje się być zaskoczona.

- Wiem.

- Wiesz? – pytam zszokowana.

- Domyśliłam się. Inaczej byś tak nie przeżywała tego wszystkiego. – głaszcze mnie po policzku i zakłada kosmyk za ucho.

- Jaka ja jestem głupia! Czemu zawsze wszystko się wali? – odsuwam się jak oparzona.

- Bo taki jest świat. Zawsze coś musi się popsuć.

- Będę matką... - nagle to do mnie dochodzi.

- Idź do ginekologa niech potwierdzi to, co wyszło na teście, Czasem testy zawodzą.

- Pójdziesz ze mną? – pytam po chwili. Boję się, że nie dam rady i stchórzę.

- Pewnie. – przytula mnie mocno i powtarza, że będzie dobrze. Ja sama w to jednak nie wierzę.

Tom 2 ,,Jesteś moim aniołem''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz