Rozdział 12

76 8 0
                                    

Krystian

Patrolujemy dzisiejszego dnia Mokotów. Mamy oboje dobre humory, więc fajnie nam się jeździ od rana. Martyna popija kawę i denerwuje mnie tym. Śmieje się z mojej udawanej wkurzonej miny, którą przybieram prowadząc. Ona może posilić się kawą, a ja siedzę o suchym pysku. Temat rozmowy schodzi na małżeństwie, nawiązując do ostatniej sprawy awantury domowej.

- Nie wiem Krystian. Po co komu małżeństwo? Tylko więcej kłótni o głupi papierek. – wzdycha wkurzona.

- Wiem, ale ludzie się tym nie przejmują. – uważnie obserwuję sygnalizator i czekam na zielone.

- Masakra jakaś. – kręci głową zniesmaczona. – A u ciebie co słychać? - zmienia temat.

- Nic ciekawego. – wrzucam jedynkę i ruszam.

- Nic ciekawego? Aż nie chce mi się wierzyć. – śmieje się pod nosem i czeka na rozwinięcie. Po chwili jednak praca nam przerywa.

- 00 do 07 zgłoś się. – odzywa się dyżurny.

- Zgłaszam się. – odpowiada Martyna, podnosząc krótkofalówkę do ust.

- W pobliżu was rozpętała się jakaś bójka. Robi się ostro. Blok numer dwadzieścia trzy. Ulica kwiatowa piętnaście. Jedźcie tam.

- Przyjęłam. Jedziemy tam. Bez odbioru. – kieruję się we wskazaną stronę i szukam wzrokiem bójki. Martyna nie włączyła koguta, żeby ich nie spłoszyć. Po chwili jesteśmy na miejscu. Wysiadamy z radiowozu i podbiegamy do młodzieniaszków.

- Policja! Proszę się odsunąć. – krzyczę, ale z nie otrzymuje żadnej reakcji. Okładają się nawzajem pięściami i nie zwracają uwagi na podbiegających do nich policjantów. Rozdzielamy ich i uspokajamy. Po chwili możemy wreszcie ich skuć i wezwać dodatkowy patrol. Musimy ich przesłuchać na komendzie, ale nie możemy ryzykować, że zaczną coś kombinować w samochodzie. Gdy przyjeżdża kolejny radiowóz, zabieramy jednego z nich i wieziemy do dyżurnego. Po dwudziestu minutach jesteśmy na miejscu.

- Dobra, to teraz powiedz nam kolego, co było powodem bójki. – zaczynam przesłuchanie.

- Dlaczego się pobiliście? – pomaga mi Martyna. Gówniarz siedzi jednak z założonymi rękami i milczy. Taka postawa mnie najbardziej wkurza.

- Zaczniesz mówić? – podnoszę głos, co nie skutkuje. Patrzę na Martynę i pokazuję, żebyśmy wyszli. Inny policjant wchodzi od niego i ma go popilnować.

- Zagrajmy, że tamten sypnął. – zakładam ręce na piersi, a Martyna potakuje. Odczekujemy kilka minut, po czym wracamy.

- Okej nie chcesz to nie mów. Twój kolega zaczął sypać. To ty zacząłeś bójkę.

- Wcale nie! – podnosi głos i wreszcie patrzy na nas. – To nie ja.

- To jaka jest twoja wersja?

- To on się na mnie rzucił, bo znalazłem w swoim ogródku jego marihuanę.

- Jakim cudem się tam znalazła? – próbuję wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

- Nie wiem. Ale... pomyślałem, że skoro jest u mnie to ją wezmę. – wzrusza ramionami. Chwyta się za głowę i chyba sam zdaje sobie sprawę, że głupio postąpił.

- Czyli zamiast zgłosić to o nas, przywłaszczyłeś sobie czyjeś zioło?

- Tak. – kiwa i prosi o adwokata. Zajmujemy się przesłuchaniem drugiego kolegi, ale on nie udziela nam żadnej informacji. Obaj lądują na dołku, a sprawa zostaje przekazana antynarkotykowym. Tak kończy się nasz dzień pracy.

Tom 2 ,,Jesteś moim aniołem''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz