9

827 59 34
                                    


"Najgorsze się dopiero, cholera, zaczyna"

Usłyszałam otwieranie się drzwi, wiedziałam, że był to Hoodie, dlatego też nawet nie odwracałam głowy w jego kierunku.

Zaraz potem, poczułam uginanie się materaca. Dalej nie reagowałam.

Dla nich zabicie jednego człowieka to pestka. Nie obchodzi ich to, czy ktoś miał rodzinę, czy lubił swoje życie. Robią to, bo to ich cel. A dla większości z nich jeszcze sprawia to przyjemność.

Egoiści. Tak, prości egoiści. Których z całego serca nie cierpię. I wrzucę tu wszystkich do jednego wora, bez względu na to, czy robią to, bo muszą, czy nie. Jeżeli by nie chcieli to dawno by sprotestowali.

-Nie zrobię tego - zadeklarowałam - Nie zrobię tego, nawet jeżeli mam umrzeć.

Odpowiedział głośnym westchnięciem.

Niewygodnie było mi rozmawiać leżąc, więc usiadłam po przeciwnej stronie łóżka niż on.

Mimo wszystko, czułam, że może jednak przesadzam, ale w końcu jak ja mam reagować na to, że mam odebrać komuś życie?

-Wyolbrzymiam? - spytałam retorycznie - To wszystko robi ze mnie świra...

Po chwili ciszy oznaczającej jego namysł nad odpowiedzią, w końcu się odezwał.

-Nie dziwię Ci się. Byłem taki sam - odpowiedział nieco przejętym tonem głosu.

Nadal byłam zła, a może bardziej byłam zawiedziona? Tak. Jestem zawiedziona. Zaufałam mu. Niepotrzebnie, przecież to może być przykrywka. Nikomu tu nie mogę ufać. Nie będę żadną z nich. Nigdy. Mogę obwiniać tylko samą siebie.

-Zabij mnie - powiedziałam stanowczo. W tym momencie działałam impulsywnie, ta sytuacja mnie tak cholernie przytłacza. Jakby wszystko kumulowało się wokół mnie, coraz bardziej się zbliżając odcinając mi dostęp do normalnego funkcjonowania. Chciałam to skończyć.

Poczułam, jak materac się odgina. Usłyszałam kroki, a po chwili ujrzałam go przed sobą. Spojrzałam na niego, zadzierając głowę do góry.

-Zrobisz to? - spytałam obojętnie. Przynajmniej starałam się taka być. Chciałam wyglądać na pewną swoich postanowień, i chciałam to czuć, pomimo, że wewnątrz niczego nie byłam przekonana.

Nagle ktoś wparował do pokoju, robiąc przy tym głośny huk. Oboje odwróciliśmy się w tę stronę. To był Masky.

-Mary, idziemy do Operatora! - wykrzyknął wręcz, łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w stronę gabinetu owego "Operatora".

Bałam się. Wciąż nie dowierzam, że takie coś istnieje. Przecież takie istoty są tylko w filmach i legendach, a ja jeszcze mam "pracować" u boku tego czegoś?

Brunet zapukał dwa razy do drzwi, odczekując chwilę, otworzył je.

Wchodząc do tego pomieszczenia czułam jakby inną aurę. Było tu chłodniej, nieprzyjemniej i o wiele bardziej ciemniej, a zaraz przede mną stało to coś.

Patrzyłam się prosto w jego... Oczodoły, a ja czułam, jak on wpatruje się w moje oczy. Czułam się jak w pewnym transie, z którego nawet gdybym chciała, nie mogłabym wyjść. Nie potrafiłam odwrócić wzroku. Gdyby mnie sparaliżowało ze strachu, bałabym się. Ale w tym momencie czułam spokój, którego nie mogłam odczuć, odkąd zastała ta cała sytuacja.

I usłyszałam dźwięk. Dźwięk podobny do tego szumu i pisku, ale ten brzmiał... Melodyjniej. Czułam, jakbym wchodziła w inny świat. Nagle zaczęła pojawiać się biel, która pożerała cały obraz wokół jego twarzy. A jego twarz, z racji tego, że również była biała, całkowicie zlała się z wszystkim. Nie widziałam nic innego prócz białej barwy która była przyjemna dla oka. Czułam, jakbym traciła grunt pod nogami i stała w powietrzu, bądź unosiła się.

Cała ta chwila zakończyła się, gdy upadłam, i całkowicie oddałam się krainie snów.

"Znaleziona Maska" // Eyeless JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz