-Masky-.
Kolejny dzień bez Briana.
Nie czuję się dobrze. Natomiast czuję, że zawiodłem. Mogłem coś jeszcze zrobić.
Rany, co on teraz przeżywa?
Wierzyłem, w niego, nie że nie. Ale gdy wyobrażam sobie co ten starzec mu robi, aż mnie przechodzą ciarki.
Byłem okropnie wściekły na Operatora. Przecież sam mówił, że brakuje mu współpracowników, więc dlaczego to zrobił?
Ta cholerna Mary...
Okej Tim, myśl racjonalnie, nikogo nie obwiniaj!
— Cicho tu ostatnio...
Spłoszony odwróciłem głowę i spojrzałem na tego, który to powiedział. A tym kimś był Jeff.
— Co ty nie powiesz... — oznajmiłem smutnym tonem, zwracając się do wcześniejszej pozycji, kątem oka patrząc na chłopaka, który siadał obok mnie.
— Zawsze gdy przechodzę przez ten korytarz i patrzę na te dr... —
— Wiem. — przerwałem mu. — Mnie też to przygnębia. Najbardziej smuci mnie widok drzwi, które prowadzą do pokojów tych zmarłych.
Ten na to pokiwał głową. Trochę mnie to... zdziwiło. Jeffa nigdy nic nie obchodziło, ale najwidoczniej spora zmiana grupy go przygnębiła, dziwne.
— Od kiedy się przejmujesz takimi rzeczami? — zapytałem, nie chcąc już się dłużej zastanawiać.
— Też się dziwię, nie chcę być Brianem... — powiedział ze smutkiem i rozbawieniem naraz. Gdy wypowiedział to imię, popatrzyłem na niego krzywo.
Długowłosy to dostrzegł i zmienił wyraz twarzy.
— Sorry... — wyszeptał i westchnął. — Też miałem brata. - powiedział, następnie robiąc minę, jakby właśnie nie zdążył się ugryźć w język.
Gdy Jeff to powiedział - zamurowało mnie. Nigdy o tym nie wspominał, bo to nie w jego stylu, ale nie wiedziałem, że ma brata. A raczej miał.
— I co z nim? — spytałem ciekaw.
— Zabiłem go. — zaczął. — Znaczy... Nie wiem. Zaatakowałem go, ale potem się zreflektowałem. Zostawiłem go tak. I nie wiem, czy żyje, czy nie.
Tego się mogłem spodziewać. Głupio mi było, że zapytałem, ale zszokowała mnie wiadomość, że jego brat może żyć, choć Jeff nie do końca wykazywał skruchę.
— Nie chcesz się może dowiedzieć, czy twój brat może jednak żyje? A nawet go odnaleźć? — naszedł mnie dziwny pomysł, który objawił się kompletnie znikąd.
— I gdy go odnajdziemy to mam mu powiedzieć "Cześć, to ja, twój chory psychicznie brat Jeff, który cię chciał zajebać. Przyszedłem z moimi dwoma kolegami mordercami i naszym szefem który jest potworem zabijającym dzieci. Co u Ciebie?" — zarechotał. Również się na to zaśmiałem.
— To przynajmniej się tylko dowiedzieć. Ben nam pomoże. — zachęcałem go. Nie wiem, czy chciałem mu pomóc, czy po prostu ja chciałem wiedzieć co z jego bratem. Cholernie mnie to zaciekawiło, i nawet jak się nie zgodzi to sam to zrobię.
Po chwili zastanowienia Jeff spojrzał na mnie.
— Zgoda. — zadeklarował stanowczo i podszedł do drzwi. — No? Idziemy do tego małego skurwysynka?
Ponownie się zaśmiałem na ten o dziwo zabawny pseudonim i poszedłem za nim.
Nie minęła minuta, a byliśmy tuż przed wejściem do pokoju Bena.
![](https://img.wattpad.com/cover/183428786-288-k873295.jpg)
CZYTASZ
"Znaleziona Maska" // Eyeless Jack
FanfictionŻycie nie mogłoby się tak łatwo potoczyć. W pewnym momencie trzeba zaznać smaku goryczy. A to może nawet zmienić twoje życie. Musi. Poznasz nowe rzeczy. W niektóre zwątpisz, a w niektóre uwierzysz. Dopiero potem się przekonasz, czy faktycznie podjął...