24

738 52 15
                                    


Zbudzona ciągłymi, dość głośnymi krokami zbliżającymi się w moją stronę, otworzyłam momentalnie oczy.

Ucichło.

Gdy nie zobaczyłam nic, postanowiłam podnieść się z miejsca leżenia. Dalej nic.

A więc skąd dochodziły te ciężkie kroki, jak nie z tego pokoju?

Wstając na równe nogi ujrzałam lekko uchylone drzwi od drugiego pomieszczenia.

Rozmyty obraz, który utrzymywał się jeszcze po przebudzeniu nie dawał mi szansy na dokładniejsze rozpoznanie sytuacji.

Zawahałam się. Czy ja faktycznie chcę ujrzeć to, co się tam znajduje?

Ale ciekawość nie dawała za wygraną, przyćmiewając strach. Wychyliłam się lekko zza ściany i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam Jacka opierającego się o ścianę, który ciężko dyszał. Nie wiedziałam o co chodzi, i co się dzieje, dopóki nie dojrzałam, że jego dłoń kurczowo zaciska jego brzuch, tamując... Krew.

Ten widok nie należał do przyjemnych, tworząc w mojej głowie dylemat.

Skoro rana jest na tyle ciężka na jaką wygląda, i nie pomogę mu, to jest możliwość, że brunet umrze. To mi daje upragnioną możliwość na ucieczkę.

Niby "upragnioną". Przecież ostatnio też miałam taką możliwość, ale nie skorzystałam z niej pod pretekstem tego, że już nie jestem w stanie wrócić do normalnego życia.

I to była prawda.

Nie mogłabym już normalnie funkcjonować.

I mimo tego, że Jack skrzywdził mnie bardziej, to nie chcę dopuścić do jego śmierci.

Ale co ja miałam teraz zrobić? Byłam spanikowana, i nawet nie wiem, jak mu pomóc.
Nie mogłam tak dłużej stać, więc postanowiłam postawić pierwszy krok.

- Jack? - zawołałam niepewnie, podchodząc do niego, a następnie kucając przy nim.

Odwrócił głowę w moją stronę i ostatkami sił zdjął swoją maskę. Wskazał ręką na rzuconą w kąt apteczkę, najwyraźniej dając mi znak, abym po nią sięgnęła.

Tak jak kazał, tak zrobiłam.

Następnie podwinął ubranie aby ułatwić mi dostęp do rany. Niestety, nie wyglądało to dobrze. Miałam ochotę zemdleć, bo chyba nigdy w życiu jeszcze nie widziałam tak rozległego skaleczenia. Na szczęście nie była postrzałowa, więc nie musiałam wyciągać kuli. Wyglądała jakby... Ktoś go zaatakował ostrym narzędziem.

Powstrzymując się od rozmyślań, szybko wyciągnęłam potrzebne rzeczy i wzięłam się do działania.

Zasięgnęłam po spirytus salicylowy, i niechętnie polałam lekko ranę w celu jej odkażenia. Jack wzdrygnął na to, i wydał z siebie dźwięk niezadowolenia.

- Dasz... Radę... to zszyć? - zapytał przez dłuższe przerwy na oddech. Ja spojrzałam na niego niepewnie i mnie zamurowało. Nie znam się na tych rzeczach, tym bardziej na zszywaniu rany. Owszem, szyłam już wiele rzeczy, ale nie skórę człowieka. Miałam tylko nadzieję, że będzie to niewiele się różniło od szycia dziury w spodniach.

Wyszukałam specjalnej nici i igły, po czym nawinęłam nitkę i wzięłam głęboki wdech.

Wahałam się, czy to faktycznie robić. Co jeżeli tylko pogorszę sprawę? Zresztą, brzydziło mnie to. Sam widok rozciętego ciała przyprawiał mnie o mdłości, a co dopiero to szyć.

Niepewnie zbliżyłam igłę do skóry i skondensowana wbiłam ją w odpowiednie miejsce.

Jack ponownie syknął z bólu, lecz teraz to zignorowałam. Byłam bardziej skupiona na odpowiednim wykonaniu swojego zadania. Na moje szczęście rana była głęboka, ale niedługa więc zszycie tego nie trwało długo. Jedyne, co mi przeszkadzało to lekkie obrzydzenie i krew, która oczywiście dalej ulatywała z Jacka. Wzięłam wacik, ponownie nasączając go odpowiednią cieczą i znowu przemyłam skończoną już pracę. Na dodatek przylepiłam większy plaster, i owinęłam bandaż wokół jego brzucha dla lepszej ochrony.

"Znaleziona Maska" // Eyeless JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz