27

656 42 15
                                    


-Keira-

Nie miałam pojęcia, że siedzenie w jednym miejscu w kompletnej ciszy jest tak przytłaczające, i potrafi skłonić człowieka do wielu rzeczy, których by zwyczajnie nie zrobił.

Straciłam rachubę czasu, ale z pewnością mogłam oznajmić, że nieobecność Jacka ciągnęła się długimi godzinami.
Najgorszym faktem było to, że nie wiedziałam w którym momencie się go spodziewać. Bałam się, że wróci tutaj w podobnym stanie jak wczoraj.

Ciekawym jest to, czy martwię się o niego, czy o to, że znowu będę musiała się wykazać się swoimi umiejętnościami medycznymi, a raczej ich brakiem.

Pod jego nieobecność oczywiście nie siedziałam tu jak kołek, nie jestem jego psem, który czeka na swojego pana. Porządkowałam to i tamto, rozglądałam się po kątach, póki oczywiście mogłam. Gdybym to robiła, gdy on jest w domu, najprawdopodobniej spotkałabym się z nieprzyjemnym komentarzem, co niby było normą, aczkolwiek i tak tego nie lubiałam.

Nagle do moich uszu dobiegł cichy skrzyp drzwi, a o moje plecy rozbiła się fala zimna, powodując, że lekko się wzdrygnęłam. Odwróciłam się, aby ponownie zobaczyć bruneta, który właśnie się rozbierał z niepotrzebnych w pomieszczeniu warstw ubrań.

Nie pytałam nawet, gdzie był, i co tyle robił. Mój wzrok po prostu śledził każdy jego ruch, aż w końcu ten zaczął zbliżać się do mnie z czymś w rękach.

— Masz. — rzucił oschle, wciskając mi do rąk siatkę pełną... Jedzenia. — Wolałbym, żebyś mi tu nie zdechła z głodu.

Spojrzałam raz to na niego, a raz na ową siatkę. Czy aby właśnie o to chodziło dzisiejszego poranka, gdy zignorował mój protest, aby został w domu?

Nie chciałam wyobrażać sobie nie wiadomo czego, ale na moje nieszczęście tylko to mi przychodziło do głowy. Pewnie wyolbrzymiałam, ale poczułam, jak mi cieplej na sercu.

— Ja... — zaczęłam niepewnie. — Dziękuję. — oznajmiłam, dalej będąc jeszcze trochę zdziwioną.

Jack natomiast nic na to nie odpowiedział, ale wciąż stał w tym samym miejscu patrząc się wprost na mnie, po czym niebezpiecznie zbliżył się do mojej twarzy, zmuszając mnie, abym zadarła głowę jeszcze wyżej.

Niepewnie się odsunęłam, modląc się w duszy, abym nie wyglądała teraz jakbym rozlała na swojej twarzy wiadro czerwonej farby, bo znowu by mnie skomentowano.

— Nie chciałabyś się może jakoś odwdzięczyć? — mruknął, przysuwając swoją głowę naprzeciwko mojej.

Miałam wrażenie, że moje serce zaraz mi stanie, jak Jack znowu zacznie kontynuować swoje zalotne gadki, które jak zwykle kończą się dla mnie źle. Jak na moją osobę przystało, nagle zabrakło mi języka w buzi, więc zdałam się tylko na błądzenie wzrokiem gdziekolwiek, byle nie na twarz bruneta.

— Hmm? Zawsze gdy jestem daleko, to gapisz się na mnie jak narwana, a gdy tylko się zbliżę, nagle jakby mnie nie było. — oznajmił, mając całkowitą, cholerną rację.

Miałam wielką, ogromną wręcz ochotę, aby w tej chwili zapaść się pod ziemię. Czułam się nie dość, że skołowana, to jeszcze w pewien sposób upokorzona, tym, że zauważył jak ostatnio go obserwuję.

Znajdowaliśmy się tak blisko siebie, że miałam wrażenie, jakby tlenu było coraz mniej, a w pomieszczeniu robiło się coraz to goręcej.

— Co... Co masz na myśli... — zrobiłam przerwę, biorąc większy wdech. — Mówiąc o odwdzięczaniu się?

— No nie wiem, zdaję się na ciebie.

— Cóż... — podrapałam się po karku, nadal się na niego nie patrząc. — Skoro o jedzeniu mowa... To chcesz moją nerkę? — mówiąc to, chciałam jak najprędzej znaleźć się siedem metrów pod ziemią. Tylko zgrywając głupa mogłam przebić tą atmosferę, której nie chciałam ulec.

Ku moim podejrzeniom, Jack wydał z siebie głośne "pfft" i w końcu zwiększył dystans między naszymi ciałami, nie naruszając już mojej przestrzeni prywatnej, co sprawiło mi wielką ulgę.

— Nie sądzę, że tego naprawdę chcesz. — mruknął pod nosem, jakby niezadowolony z moich słów. I byłam prawie pewna odpowiedzi, którą chciał uzyskać. Jednakże chyba powinien wiedzieć, że nigdy tego nie usłyszy z moich ust.

Mimo upadku napięcia w powietrzu nadal czułam, że to irytujące uczucie we mnie tkwi. Miałam wrażenie, że tak naprawdę jest we mnie zawsze, a potęguje się, gdy Jack jest w pobliżu.

Niezamierzenie mój wzrok przeniósł się na niego, a dopiero wtedy dojrzałam, że gapi się wprost na mnie, z wyrazem twarzy wręcz niemożliwym do wyczytania. Skołowana miałam się już odwrócić, jednakże nagle rozbrzmiał jego głos.

— Chyba cię trochę zaniedbałem, co? — odparł tonem, który jednoznacznie oznaczał, że zawstydzania mnie jeszcze mu brakowało.

Domyśliłam się, że chodzi o spadek wagi.

Odwróciłam się, jak miałam poczynić wcześniej, następnie siadając i biorąc się za jedzenie. Zignorowałam go.

Jednakże zamiast głodu i chęci jedzenia nie poczułam nic. Jakby wszystkie wcześniejsze odczucia wyparowały. Tak czy owak - postanowiłam to przytłumić myślą, że to przez długi czas niejedzenia.

Nie obchodziło mnie zbytnio, co będę konsumować. Chciałam po prostu cokolwiek zjeść, aby tylko nie stać się kupą kości.

Nagle w moim polu widzenia pojawiła się czarna lufa. Pistolet. Sfokusowałam swój wzrok właśnie na tym, następnie patrząc na właściciela, którym był oczywiście Jack.

W parę sekund moje ciało objął strach, a moje myśli jedno wielkie zaskoczenie i niezrozumienie. Przełknęłam głośno ślinę, i nie byłam w stanie wydobyć z siebie więcej słów.

Co tu się do cholery dzieje?

"Znaleziona Maska" // Eyeless JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz