37

655 41 13
                                    

Tego dnia Paryż spowiły ciemne, burzowe chmury. Temperatura, jak dotąd ciepła, a momentami gorąca, wskazywała jedyne dziesięć stopni Celsjusza. Pojedyncze krople spadające z nieba zwiastowały deszcz zbliżający się wielkimi krokami do miasta. Brakło tego typu pory od tygodni, w ciągu których pogoda niemal zabijała swymi upałami oraz brakiem, chociażby lekkiego wiatru. Woda z półek sklepowych znikała w mgnieniu oka, nie mówiąc o orzeźwiających lodach, które w kontakcie ze słońcem topiły się wcześniej, niż smakosz zdołał je spożyć co najmniej w połowie. Uroki lata.

Ogromna błyskawica momentalnie pomknęła po niebie, dając o sobie znać głośnym trzaskiem. Następnie pojedyncze krople deszczu zamieniły się w gęstą ulewę, które obijała się o krawężniki mocnym szumem. Błyskawicznie ulice francuskiego miasta opustoszały od ciekawskich turystów, mieszkańców oraz zapychających ulice aut.

Przecież nie jesteśmy z cukru, prawda?

Sabine zamknęła z impetem mały balkon, zasłaniając przestronne okno białą, delikatną firanką.

- Tom, naszej Marinette nie ma od ponad tygodnia! Jak możesz mówić, iż nie powinniśmy powiadomić odpowiednich służb. A jeśli ktoś ją porwał? Albo zamknął w jakieś piwnicy?!

- Sabine, uwierz mi, że też się martwię! W końcu tu chodzi o moją córeczkę, ale być może jutro wróci i nie będzie trzeba wzywać żadnej policji...

- Człowieku, ty słyszysz samego siebie?! Powtarzam, Marinette nie ma od ponad tygodnia, a ty jedyne co możesz zrobić, to mieć nadzieję, iż jutro wróci?! Tu chodzi o jej życie!

- Ale co, jeśli...

- Nie, Tom. Tu nie ma żadnego, ale. Już dawno powinniśmy powiadomić policję, jak i szkołę o tej całej sytuacji. A my, zamiast cokolwiek zrobić, siedzimy w tej piekarni z fałszywą nadzieją, że być może jutro się coś zmieni, a nasza córka pojawi się cała i zdrowa w tych drzwiach! - wskazała ręką na wejście.

Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, kręcąc głową. Dlaczego ta sytuacja musiała ich spotkać? Czym zawinili, iż ich jedyne dziecko zostało prawdopodobnie porwane i przetrzymane na jakimś nieznanym obozie?

- Dobrze...- wydukał naglę.

- Słucham? - Sabine dopowiedziała niemal bezgłośnie.

- Pójdziemy na tą policję, tylko proszę, nie dzisiaj...- spojrzał na swą żonę z politowaniem - Zrobimy to jutro...- momentalnie jedna drobna łza spłynęła z policzka Toma.

Kobiece serce momentalnie zmiękło. Podeszła cichym krokiem do swego męża, ścierając małą kroplę z gorącej skóry.

- Przepraszam...- przytuliła nagle mężczyznę, wtulając twarz w zagłębienie jego szyji - Po prostu...musimy to zrobić. Musimy pomóc naszej Marinette.

- Ja też przepraszam, Chérie (tłum. Ukochana)...- objął Sabine - Masz rację...

***

- Natalie! - zimny, męski głos rozniósł się po niemal pustej rezydencji, wraz z głośnym uderzeniem pięści o oszkloną półkę. Momentalnie delikatny materiał zbił się, tworząc mały wzór pajęczyny w rogu.

- Słucham? - delikatnie przestraszona kobieta znalazła się drzwiach gabinetu.

- Dowiedziałaś się czegoś? Czegokolwiek? - niemal wysyczał, kładąc zaciśnięte pięści na swoje biurko. Momentalnie skrzywił się z nagłego bólu. Spojrzał na jego źródło, dostrzegając drobne kawałeczki szkła powbijane w skórę oraz smugi krwi - Cholera...- wyciągnął z pojemnika chusteczkę, przykładając ją do drobnych ran.

Miraculous | Złota TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz