Tego dnia Paryż spowiły ciemne, burzowe chmury. Temperatura, jak dotąd ciepła, a momentami gorąca, wskazywała jedyne dziesięć stopni Celsjusza. Pojedyncze krople spadające z nieba zwiastowały deszcz zbliżający się wielkimi krokami do miasta. Brakło tego typu pory od tygodni, w ciągu których pogoda niemal zabijała swymi upałami oraz brakiem, chociażby lekkiego wiatru. Woda z półek sklepowych znikała w mgnieniu oka, nie mówiąc o orzeźwiających lodach, które w kontakcie ze słońcem topiły się wcześniej, niż smakosz zdołał je spożyć co najmniej w połowie. Uroki lata.
Ogromna błyskawica momentalnie pomknęła po niebie, dając o sobie znać głośnym trzaskiem. Następnie pojedyncze krople deszczu zamieniły się w gęstą ulewę, które obijała się o krawężniki mocnym szumem. Błyskawicznie ulice francuskiego miasta opustoszały od ciekawskich turystów, mieszkańców oraz zapychających ulice aut.
Przecież nie jesteśmy z cukru, prawda?
Sabine zamknęła z impetem mały balkon, zasłaniając przestronne okno białą, delikatną firanką.
- Tom, naszej Marinette nie ma od ponad tygodnia! Jak możesz mówić, iż nie powinniśmy powiadomić odpowiednich służb. A jeśli ktoś ją porwał? Albo zamknął w jakieś piwnicy?!
- Sabine, uwierz mi, że też się martwię! W końcu tu chodzi o moją córeczkę, ale być może jutro wróci i nie będzie trzeba wzywać żadnej policji...
- Człowieku, ty słyszysz samego siebie?! Powtarzam, Marinette nie ma od ponad tygodnia, a ty jedyne co możesz zrobić, to mieć nadzieję, iż jutro wróci?! Tu chodzi o jej życie!
- Ale co, jeśli...
- Nie, Tom. Tu nie ma żadnego, ale. Już dawno powinniśmy powiadomić policję, jak i szkołę o tej całej sytuacji. A my, zamiast cokolwiek zrobić, siedzimy w tej piekarni z fałszywą nadzieją, że być może jutro się coś zmieni, a nasza córka pojawi się cała i zdrowa w tych drzwiach! - wskazała ręką na wejście.
Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, kręcąc głową. Dlaczego ta sytuacja musiała ich spotkać? Czym zawinili, iż ich jedyne dziecko zostało prawdopodobnie porwane i przetrzymane na jakimś nieznanym obozie?
- Dobrze...- wydukał naglę.
- Słucham? - Sabine dopowiedziała niemal bezgłośnie.
- Pójdziemy na tą policję, tylko proszę, nie dzisiaj...- spojrzał na swą żonę z politowaniem - Zrobimy to jutro...- momentalnie jedna drobna łza spłynęła z policzka Toma.
Kobiece serce momentalnie zmiękło. Podeszła cichym krokiem do swego męża, ścierając małą kroplę z gorącej skóry.
- Przepraszam...- przytuliła nagle mężczyznę, wtulając twarz w zagłębienie jego szyji - Po prostu...musimy to zrobić. Musimy pomóc naszej Marinette.
- Ja też przepraszam, Chérie (tłum. Ukochana)...- objął Sabine - Masz rację...
***
- Natalie! - zimny, męski głos rozniósł się po niemal pustej rezydencji, wraz z głośnym uderzeniem pięści o oszkloną półkę. Momentalnie delikatny materiał zbił się, tworząc mały wzór pajęczyny w rogu.
- Słucham? - delikatnie przestraszona kobieta znalazła się drzwiach gabinetu.
- Dowiedziałaś się czegoś? Czegokolwiek? - niemal wysyczał, kładąc zaciśnięte pięści na swoje biurko. Momentalnie skrzywił się z nagłego bólu. Spojrzał na jego źródło, dostrzegając drobne kawałeczki szkła powbijane w skórę oraz smugi krwi - Cholera...- wyciągnął z pojemnika chusteczkę, przykładając ją do drobnych ran.
CZYTASZ
Miraculous | Złota Tajemnica
FanfictionAdrien i Marinette wraz z klasą wyjeżdżają na kilkudniową wycieczkę na obóz zwany "Złote źródła". Szybko, zdadzą sobie sprawę, że to miejsce jest mocno związane z super mocami, które muszą głęboko ukrywać. Między czasie ich znajomość zacznie mocno k...