31

1.1K 75 32
                                    

Jezioro szumiało cicho pod wpływem zimnego wiatru, rozmywając odbijające się gwiazdy o taflę wody. Mimo późnej pory księżyc znajdujący się w pełni oświetlał okolice na tyle, by dostrzec najmniejsze przeszkody.

Pełnia, od zawsze zwiastowała pewnego rodzaju magię. Według mitów przebudzała wilkołaki czy wampiry. Ale kto w to wierzył?
Przecież potwory nie istniały, nie istnieją i istnieć nie będą. Ale czy oby na pewno? Czy oby na pewno nikt nigdy nie spotkał potwora na swej drodze?
A być może ukrywał się w dobrze zbudowanej skorupie, czyhając jedynie na swą ofiarę?
Nikt tego nie wie.

Marinnette bezustannie kręciła się na posłaniu. Koszmary, wspomnienia z tak nie dawna, wracały co noc, męcząc ją bezustannie i doprowadzając do paniki.
Liany zaciskały się na jej szyi. Dusiły ją. Były takie grube i mocne. Dziewczyna ledwie prosiła o pomoc, błagała, by ktoś ją uratował, ale krzyki zdawały się tłumić. Niespodziewanie się zbudziła. Okryta niemal w całości, wstała szybko, zrzucając z siebie kawałek zmechaconej i podziurawionej bluzy, którą następnie zawiązała w pasie. Dotknęła pulsującej skroni dłonią, przymykając delikatnie oczy. Serce waliło w jej klatce piersiowej, a pot spływał delikatnie po czole. Wzięła głęboki wdech, a następnie szybko wypuściła powietrze, pośpiesznie wstając z posłania. Na moment straciła równowagę, lecz szybko łapiąc się za pobliską gałąź, uchroniła swą skroń przed uderzeniem. Następnie chwyciła liściastą firanę płaczącej wierzby. Momentalnie ostre promienie księżyca dostały się do jej oczu, które szybko zamknęła z powodu przeszywającego bólu w źrenicach. Zamrugała parę razy przyzwyczajając swoje oczy do jaśniejszego oświetlenia. Momentalnie jej czarne krążki zwężały się.

Rozejrzała się ostrożnie. Otoczenie zdawało się dziwnie spokojne. Świerszcze cicho rozbrzmiewały swą serenadę w tle szumiących liści. Pojedyncze ptaki cicho śpiewały wśród drzew, a woda poruszała się wraz z wiatrem. Nagle po cielę Marinette przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dziewczyna momentalnie zadrżała, obejmując się rękoma, by dostarczyć swemu ciału chodź odrobinę ciepła. Zignorowała jednak niepokojące znaki.

Spojrzała na sine i obolałe nadgarstki od lin, którymi była tak długo więziona. Stopniowo zaczęła zauważać kolejne rany, wodząc wzrokiem po swych ramionach w górę. Nagle przed oczami ukazał się jej ten straszny widok. Ciemne, zimne pomieszczenie.
Więzienie. Loch. Nagle głośny huk. Te okropne aluzje stały się nierozłączną częścią jej życia.

Nagle się ocknęła, słysząc trzask gałęzi w okolicy. Nie mogła dłużej tak stać, nie chciała po raz kolejny stać się ofiarą.

Postanowiła się odświeżyć, od tak dawna. Zmyć z siebie ten ból, chociaż w małej części.

Cichym krokiem, przybliżyła się do jeziorka. Sucha trawa gryzła ją w bose stopy. Uklękła delikatnie, przymykając powieki z bólu. Jej całe ciało pokryte było sińcami. Złożyła dłonie w łódkę, momentalnie zanurzając je w przejrzystej, słodkiej wodzie. Zaczęła obmywać buzię. Delikatnymi ruchem zmywała ślady krwi czy ziemi z policzków i oczu. Źrenice delikatnie ją zapiekły, jednak zignorowała dyskomfort. Przeszła do szyi, następnie do lekko okrytych ramion, kończąc na dłoniach. Jednak każdy najmniejszy kontakt z jej skórą, sprawiał jej nią mały ból.

Czynność przerwał zimny wiatr. Gęsia skórka przeszyła jej odkrytą skórę. Chwyciła szybko za zniszczony polar, zakładając go na swe drobne ciało. Momentalnie zawiązała ręce na piersi, zatrzymując chodź odrobinę ciepła. Jednak efekt był mało widoczny.

Poczuła głośne burczenie w brzuchu. Chwyciła się za przeponę, a na jej twarzy wyłonił się grymas.
Rozejrzała się ostrożnie, doszukując źródła pożywienia. Jednak nic nie dojrzała.

Miraculous | Złota TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz