- Tato - usłyszał cienki, pusty głos przedostający się przez uchylone dębowe drzwi sypialni - Gdzie jest mama? - wydukał ledwo.
Mężczyzna siedział mocno pochylony na skraju łóżka. Trzymał dwa palce na mostku swego nosa, boleśnie zaciskając powieki. Serce wybijało niezrozumiały rytm, natomiast całe ciało drgało nerwowo.
Odwrócił się do dziecka, wcześniej siedząc do niego plecami. Wymusił delikatny uśmiech na swych ustach, a następnie wstał z posłania, kierując się w stronę blondyna.
- Niedługo wróci, synu - odpowiedział następnie.
Chłopak boleśnie odetchnął, wchodząc do pomieszczenia. Bez słowa przytulił się do mężczyzny, który jeszcze wtedy naturalnie zareagował, obejmując chude ciało dziecka.
Model bardzo przypominał mu Emilie. Posiadał tak wiele cech swojej matki. Zielone oczy, blond włosy i ta wrodzona empatia.
Gdy kobieta zaginęła bywały i chwilę, kiedy mężczyzna nie potrafił spojrzeć na swe własne dziecko w ten sam sposób. Ten troskliwy uśmiech, spojrzenie pełne małych iskierek błąkających się na tęczówkach, czy zwykłe niczym wyróżniające się zachowania-jak zwierciadło ukazującego małżonkę; kobietę jego życia.
- Tęsknię za nią - wyszeptał cicho w materiał jego eleganckiej koszuli, mocząc przy okazji białą tkaninę łzami.
- Ja też synu - momentalnie docisnął do siebie chłopca.
- Minął już tydzień...- nagle dodał, słysząc słowa swego ojca - Siedem dni czekamy na jakikolwiek znak życia. Czy to jeszcze ma sens?
Projektant momentalnie spiął mięśnie w całym swoim ciele.
- Adrienie - smutny, lecz łagodny głos zamienił się nagle w pełen złości ton. Jego kończyny zacisnęły się boleśnie na ciele chłopca - nigdy więcej nie próbuj myśleć tak o własnej matce - Zielonooki wyswobodził się momentalnie z uścisku. Spojrzał z przerażeniem na wysokiego człowieka stojącego naprzeciw. Tęczówki nerwowo wpatrywały w zimną twarz ojca. Obserwował szare, przejrzyste źrenice mężczyzny, z których kipiał czysty gniew. Impulsywnie cofnął się o parę kroków od swego ojca, przechodząc przez futrynę - Ona żyje - wysyczał, a następnie trzasnął drzwiami przed nosem chłopca.
Zbudził się nagle, oblany potem. Mocno zaciskał kołdrę na swoim tułowiu, chcąc zatrzymać ciepło, które umykało coraz szybciej. Dyszał zdenerwowany, czując obijające się serce o klatkę piersiową. Rozejrzał się następnie po ogromnej, nowocześnie umeblowanej, sypialni, w której dostrzegał tylko ciemność spowodowaną nocą.
Bez chwili oddechu wstał na równe nogi, zakładając na swe ciało jedwabną narzutkę. Dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgów, gdy poczuł zimny materiał na swojej zmarzniętej skórze. Otworzył gwałtownie masywne drzwi, nie zwracając uwagi na śpiącą służbę na parterowym poziomie. Zbiegł niewiele, uważając po marmurowych, białych schodach, kierując się wprost do swego gabinetu.
Powędrował następnie za filar znajdujący się blisko drugich drzwi. Nacisnął na ledwo widoczne wgniecenie, z czytnikiem linii papilarnych. Momentalnie mała część ścianki odsunęła się, ukazując sporego rozmiaru klucz z dziwnie nieszablonowymi ząbkami.
- Co pan robi?! - nagle zza pokoju jadalnego wyszła przestraszona asystentka, ubrana w podobną do mężczyzny narzutę, jednakże ów materiał był bardziej ściśnięty na ciele kobiety, zakrywając niemalże całe ciało.
- Muszę dostać się do Nooroo, Natalie - wypowiedział sucho, podchodząc następnie do zamkniętych drzwi biura.
- Nie może pan! - szybko podbiegła do swego szefa, chwytając odkrytą część klucza swoją dłonią.
- Podjąłem już decyzje - wysyczał, wyrywając stop metalu z jej palców. Kobieta syknęła cicho, czując chwilowy ból spowodowany ostrymi ząbkami, które sekundę temu zahaczyły o jej skórę.
- Dlaczego? - starała się spowolnić jego nagłą, nieprzemyślaną decyzje.
- Mój syn od miesiąca jest uwięziony na tym przeklętym obozie, Natalie! - Nie mogę go stracić jak Emilie, niespełna dwa lata temu! - wykrzyczał.
Asystentka spoglądała z lekkim przerażeniem na mężczyznę. Te oczy, zimne i pełne nienawiści. Pragnące zemsty, a zarazem chwały. Tym był cały Gabriel Agreste. Cierpiący w głębi duszy człowiek, który od śmierci swej jedynej miłości zamknął się w grubej bańce uczuć. Odizolowany od rodziny i pomocy, tylko hodował roślinę, której pierwsze kwiaty już zakwitły. Cóż, czymże w takim razie był Władca Ciem jak nie owocem goryczy?
Ciche pukanie obiło się echem po biało stylizowanym biurze mężczyzny. Parę sekund później do pokoju wstąpiła kobieta ubrana w granatowy komplet. Na nosie znajdowały się okulary, natomiast kruczoczarne włosy z charakterystycznym czerwonym pasemkiem spięte były w eleganckiego koka.
- Gabrielu? - przerwała martwą ciszę, zabierając głos. Zamknęła następnie całkowicie drewnianą płytę, zatrzymując się w progu. W dłoniach trzymała tablet ze stalowej obudowy.
Drgnął ledwo zauważalnie głową, gdy do jego uszu dostał się kobiecy głos asystentki. Wpatrywał się pusto w projekty na swym dotykowym komputerze, których plan ukazania opóźniał się już dłuższy czas.
- Prosiłeś mnie...- dodała cicho, nie otrzymując odpowiedzi - panie Agreste? - kontynuowała z niepokojem.
Cisza w dalszym ciągu spowijała pokój.
Po krótkim namyśle ruszyła cicho w kierunku projektanta. Trzymała nerwowo urządzenie przy klatce piersiowej, czując, jak jej dłonie zaczyna oblewać pot. Obserwowała mężczyznę dokładnie, chcąc odczytać myśli błąkające się po jego głowie, jednakże zimna, przepełniona przerażeniem twarz i te puste oczy, wypatrujące jednego punktu, znacznie jej to uniemożliwiały.
- Gabrielu - wyszeptała niemal bezgłośnie, gdy jej dłoń spotkała się jedwabnym materiałem białej marynarki. Znała tę tkaninę bardzo dobrze.
Mrugnął powiekami, wyrwany z letargu. Do kącików oczu napłynęły łzy, chcące nawilżyć wysuszone tęczówki. Sztywno odwrócił głowie w kierunku kobiety, wpatrując się w jej twarz pustym, przeszywającym wzrokiem.
- Jeśli mogę coś zrobić...- wydukała cicho.
Stąpała po bardzo delikatnym lodzie. Nogi w każdej chwili mogły się ugiąć pod cienką warstwą kry, a jej ciało wpadłaby do lodowatej wody, bez szansy ratunku.
Jego emocje były tak nieokiełznane.
- Natalie - wyszeptał raptem przez zaciśnięte zęby, gdy męskimi ramionami oplótł smukłe ciało w pełnym goryczy uścisku. Kobieta niewiele myśląc, objęła projektanta cienkimi rękoma, pozwalając na ujście emocji.
Wtulił swoją twarz w zagłębienie jej szyi. Asystentka poczuła następnie mokre łzy spływające delikatnie po jej odkrytej skórze. Sytuacja tak bardzo szokowała kobietę. Znała swego szefa z suchej, bez emocjonalnej postaci, w której uczucia nie grały żadnej roli. Nie była już w stanie przypomnieć sobie tego Gabriela sprzed roku, gdyż aura nienawiści zapanowała nad całym tym domem, gdy tylko jedyna najszczęśliwsza dusza opuściła ten budynek po zaginięciu. Emilie nadawała tylu barw.
- Mój syn - Mężczyzna odezwał się po paru sekundach, zachrypniętym od płaczu głosem, wprost do jej ucha - zaginął Natalie - wysyczał.
Kobieta delikatnie odchyliła głowę.
- Jest gdzieś tam - niekontrolowanie coraz bardziej zaciskał ramiona na jej ciele - błąka się zapewne bez celu, a mnie tam nie ma! - głos nabierał wyrazu, a szept w mgnieniu oka zamieniły się w krzyk.
Gdy wysoki baryton boleśnie odbił się od jej bębenki uszne, chciała się odsunąć od mężczyzny, jednakże jego ręce boleśnie zaciśnięte uniemożliwiały jej wolności.
- Proszę mnie... - szeptała lekko zdenerwowana.
- Nic nie mogę zrobić, Natalie. Nic! - kontynuował, ignorując jej prośby.
- Proszę mnie puścić - drążyła dalej, chwytając chudymi palcami jego męskie dłonie.
- Dlatego mam już plan - mówił wściekle przez zęby, jednakże w jego tonie można było wyczuć krzynę triumfu.
- Proszę mnie puścić! - kobieta wykrzyczała niekontrolowanie. Zdanie podziałało jak kubeł zimnej wody na Gabriela, gdyż szybko skończył swój monolog, puszczając wolno kobietę.
Momentalnie odepchnęła od siebie zbudowane ciała, cicho dysząc przez usta. Rozemocjonowana skakała turkusowymi oczami, po jego szarych tęczówkach. Pierwszy raz w jego źrenicach odczytywała niezidentyfikowane emocje, których ujścia cholernie się bała.
Ponownie spojrzała w tę oczy. Ujrzała ten sam wzrok co wtedy, gdy pierwszy i ostatni raz objęła Gabriela w uścisku.
Odsunęła się momentalnie od drzwi, dając wolne przejście. Projektant bez skrupułów włożył klucz w zamek, przekręcając go dwukrotnie. Wkroczył następnie do biura, znikając z pola widzenia asystentki.
Cóż mogła powiedzieć - gra toczyła się o syna.
***
- Wszystkiego najlepszego droga Liliano - z lekkim uśmiechem wypowiedziała zdanie do siebie, w dłoni muskając zdjęcie, przedstawiające jedno z jej pierwszych urodzin - jedenasty lipca to wyjątkowy dzień dla ciebie - kontynuowała, nie przerywając ruchów palcami po fotografii.
- Sir...- nagle do komnaty wstąpił Victor - przepraszam - zatrzymał się momentalnie, widząc, iż kobieta wykonała nieznaną mu czynność.
Odwróciła głowę do stojącego za nią chłopaka. Uśmiechnęła się lekko widząc osobę, jaką dostrzegła.
- Nic się nie stało, mój drogi - przesłodzonym, dziwnie szczerym głosem odpowiedziała blondynowi. Następnie schowała wydrukowaną kartkę do dziennika, chwytając całą książkę w dłoń - Pora na nas, nieprawdaż? - odwróciła się do niego, klepiąc jego ramię wolną ręką. Następnie wyminęła chłopca przez drzwi, idąc wzdłuż korytarza. Victor szybko udał się za nią.
Drobna dziewczyna otworzyła lekko oczy, unosząc lekko głowę z posłania, gdy nagle za drzwiami jej małej, ciemnej komnaty echem odbił się ten charakterystyczny ton. W przekonaniu utwierdził ją dźwięk stukania butów na całkiem wysokim obcasie o szybkim, lecz rytmicznym tempie, których takt wyryty miała na pamięć.
Panicznie zacisnęła oczy. Ukryła twarz w materiale będącym alternatywą poduszki, chcąc kontynuować próbę spoczynku. Jedynie sen mogła traktować jako możliwość ucieczki z tego koszmaru, który o ironio, miał miejsce w jej prawdziwym życiu.
Kobieta wzbudzała w niej ogromny strach. Przerażał ją fakt, w jak szybkim tempie zyskiwała władze, niszcząc przy tym jej jedynego brata-ostatnią nadzieję, poza chorą matką, dla której walczyła. Bała się tak bardzo.
Wstrzymała oddech, gdy wyczuła obecność władczyni przy drzwiach. Jednakże szybko domyśliła się, iż nie jest ona sama-towarzyszył jej Victor.
Idąc za pokusą, uchyliła lekko powieki. Błyskawicznie spojrzała na małą szparę znajdującą się na samym dole drewnianej płyty, przez którą przechodziła mała smuga światła, przerywana momentami parami butów dwóch osób. Nie chciała wiedzieć o czym mówią, jednakże nie utraciła zdolności słuchu, co sprawiło, że chcąc nie chcąc wyłapała słowa.
-Wojsko musi być w komplecie. Zaklęcie jest dosyć silne, lecz na każdy organizm działa inaczej. Taki wypadek może spowodować, iż właśnie tacy przypadkowi buntownicy ockną się z błogiego snu szybciej, niż możemy przypuszczać.
-Nie ma innej opcji.
-Świetnie.
Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w ciemną przestrzeń pokoju. Przełknęła nerwowo ślinę, chcąc opanować napływające stado myśli w jej głowie. Toczyła walkę z dwoma żywiołami, z czegoś jeden z nich decydował o wyjściu z bezpiecznego kąta.
Uniosła całkowicie głowę, zarzucając długie blond włosy na plecy.
- Lea, ocknij się - szepnęła głucho, gdy tylko korytarz znów opustoszał. Dotknęła lekko palcem drobne, skulone ciałko.
-Iris? - stworzonko spytało lekko zaspane z wyczuwalnym zmieszaniem w głosie.
-Musimy się przemienić, teraz - twardo odpowiedziała.
Kwami już całkowicie nie rozumiejąc sytuacji, powstało ze swojego posłania, oczekując wyjaśnień.
Dziewczyna jednakże nie odezwała się słowem w tej sprawie, a tylko wysunęła drobną biżuterię za rękawa.
- Wysuń skrzydła - wypowiedziała formułkę jak najciszej.
Nabrała głęboko powietrza do ust, gdy poczuła na swym ciele kostium zbudowany z kolorowych lśniących piórek. Falowane włosy spięte w wysoki kucyk nie przeszkadzały już tak dziewczynie.
Skierowała kroki w kierunku drzwi, w głowie walcząc z własnymi myślami. Mogła się jeszcze wycofać, udać, iż słowa, które usłyszała nie miały miejsca. Dać możliwość wykonania planu w całości bez narażania własnego bezpieczeństwa, lecz tym samym wystawić brata, który ryzykował zbyt dużą ceną.
Zawsze powtarzała jedno-zdrowie i odpowiednie bezpieczeństwo ludzi jest najważniejsze, toteż gdy i w tej chwili wspomniała to jedno zdanie, bez zbędnego namysłu otworzyła drzwi, wychodząc na ciemny korytarz.
Nie dostrzegała niczego prócz średniej wielkości świecznika wiszące na ścianie. Chwyciła do dłoni wosk w bezpieczny sposób, uważając na palący się ogień. Nie znała zamku tak bardzo, jak jej brat, który cały swój wolny czas spędzał na skomplikowanych planach z nieraz, towarzyszącym mu Kriofeniksem. Wiedziała, iż jedyną przyczyną, dla której się tu znajdowała była jej niezwykle przydatna moc, Inaczej jej los skończyłby się prawdopodobnie w ten sposób co Biedronki-w ciemnym, odizolowanym lochu.
Ruszyła w lewą stronę. Obserwowała światło odbijające się o lśniąco biało-przezroczystą posadzkę. Czuła lekkie ciarki na plecach z powodu braku oświetlenia, a ściskający się żołądek z powodu stresu już, od jakiego czasu dawał o sobie znać. Czujność działała na najwyższych obrotach.
Nie przerywając narzuconego nogom tępa, zmierzała przed siebie. Spokojna atmosfera niepokoiła dziewczynę, dla której miejsce to kojarzyło się jedynie z chaosem, wiecznym pośpiechem i huraganem negatywnych emocji.
Zamek przesiąknięty był ciemną mocą tworzoną wprost z rąk Liliany. Ślepo zapatrzona w tajemniczy cel wykorzystywała wszystkie możliwe asy wyciągnięte wprost z pewnego starego dziennika. Zamknięta w czterech ścianach swego zamku knuła plan idealny, który doprowadzić miał do celu. Jednakże klapki oczach znacznie przyćmiły jej fakt, jak wpływała na każdy aspekt życia tego obozu, a wkrótce i większego terenu. Jakiś czas temu również dotarła do tego Iris.
Czuła wszechogarniający ją niepokój, a głucha cisza wywoływała na jej karku ciarki. Dotknęła dłonią swego czoła, które paliło gorącem. Nie potrafiła opisać emocji buzujących w jej głowie. Odczuwała tak wiele, iż nie była w stanie na niczym się skupić. Emocje zlewały się w jedną wielką nieprzejrzystą papkę. Musiała myśleć racjonalnie, jednakże myślenie o tym jedynie dawało odwrotny skutek. Nie mogła sobie pozwolić na błąd-pociągnęła by za tym szereg kolejnych niechcianych wydarzeń.
Przystanęła na chwile, dostrzegając rozgałęzienie korytarza na dwie części. Musiała podjąć szybką decyzję jeśli plan miał się powieść wraz z jej dotychczasową wolnością. Zamek był jak labirynt pełen niespodzianek i pułapek czyhających na ofiarę w ciemnym koncie, co tylko powodowało, iż czas się wydłużał. Zegar w jej głowie tykał, odliczając minuty do feralnego końca.
Ignorowała powiększający się ból brzucha, na który znacznie wpływał stres. Trzęsącymi się dłońmi trzymała świecznik na porcelanowym talerzyku, wychylając kończynę jak nadalej, by dostrzec dalsze partie ścian rozdwojonego korytarza. Syknęła cicho, czując gorący wosk na swej dłoni. Drgające palce ledwo już utrzymywały naczynie z palącą się świecą.
Momentalne usłyszała głośny trzask z daleka. Jej serce nagle przyspieszyło, a po ciele rozniosła się dziwna fala odrętwienia, wbijająca w jej ciało drobne igiełki. Ruszyła nerwowo w kierunku korytarza po prawej. Dwoma dłońmi trzymała wosk, oświetlający jej drogę. Zatopiona w głuchej ciszy ponownie się zatrzymała, słysząc głosy.
Nie potrafiła zidentyfikować realności dźwięku. Nie wiedziała już, czy to umysł płata jej figle, czy rzeczywiście wkroczyła na niebezpieczny teren, w którym mogła natknąć się na nieprzyjaciela.
Zimne poty zagościły na jej ciele z powodu jednego wielkiego bałaganu, do którego wkroczyła z pełną premedytacją.
Zwolniła tempa, stąpając bardzo cicho i ostrożnie, by nie zdradzić swej obecności znajdującym się w pobliżu osobom.
Nagle ciche odchrząknięcie odbiło się echem od pustych ścian, jednakże dźwięk był dosyć wyraźny, toteż błyskawicznie schowała się za wcięciem w ścianie. Starała się oddychać równomiernie. Zacisnęła mocno powieki, chcąc opanować umysł, aczkolwiek kolejna próba ją zawiodła. Zgasiła szybko świece, zatapiając się w ciemnościach. Rzucała wzrokiem w każdym kierunku, paradoksalnie chcąc cokolwiek dostrzec-cóż skutek był marny.
Nie wiedząc co robić dalej, bez zastanowienia ruszyła przed siebie, ostrożnie wymijając ścianę, którą wyczuła pod skórą dłoni. Wiedziała, że ryzykuje jednakże sama decyzja podjęcia takiej misji znaczyła równie to samo.
Dotykając prawą ręką wzniesienia, przemieszczała się w miarę cicho. Ciemność w małym stopniu sprawiła, iż jej pozostałe zmysły wyostrzyły się, ułatwiając jej nijako drogę. Skakała pusto źrenicami, chcąc na siłę cokolwiek wypatrzeć, aż jej wzrok przykuła smuga niebieskiego światła rzucanego na ścianę. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, potwierdzając obraz, jaki dostrzegła. Czuła zdenerwowanie, intensywnie starając się odnaleźć odpowiedź na zauważone źródło oświetlenia-nie wiedziała czego może się spodziewać, tym bardziej w takim miejscu.
Ignorując ostrzegające ją bodźce, przyspieszyła.
Czy była niemądra? Być może, jednakże nie mogła stać z założonymi rękami, patrząc na upadek jej jedynego brata.
- Jesteśmy tak blisko... - ciche, lecz zimne słowa odbiły się o jej bębenki uszne.
Panicznie wbiegła do pomieszczenia, z którego wydobywało się światło, stając ciasno pod ścianą.
- Jeden krok nas dzieli, od wielkiego zwycięstwa - dodała druga osoba, jednakże w jej tonie słyszalna była nutka przerażenia, którą wyczuć mogła tylko jedna osoba - Iris.
Wiedziała kto jest autorem tego zdania, więc gdy dosłyszała dobrze znany jej głos, mocno zacisnęła powieki.
Oddychała płytko. Nabierała małą ilość powietrza w zastraszającym tempie, chcąc opanować wystraszone ciało, aczkolwiek jedyne co otrzymała w zamian to zawroty głowy.
Pokręciła delikatnie głową, nie chcąc znajdować się w tym miejscu. To był koszmar, z którego nie potrafiła się wydostać.
Otworzyła ledwo oczy, dostrzegając obraz, który uderzył w jej serce z ogromną siłą. Wydusiła z siebie ostatki powietrza, jakie zalegało w jej płucach i pustym, niedowierzającym wzrokiem ruszyła przed siebie. Łzy samoistnie zaczęły jej napływać do oczu, gdy przed sobą dostrzegła zamrożone osoby, których twarze przedstawiały ogromny strach. Kręciła niedowierzająco głową, chcąc wymazać ze swej głowy ten obraz.
Dotknęła zziębniętą dłonią niską dziewczynkę. Momentalnie do jej umysłu wdarły się myśli dziecka.
Drzewa przewracały się jedno po drugim, taranując drogę ucieczki. Biegła ze strachem wymalowaną na twarzy, a jej serce obijało się mocno o klatkę piersiową.
- Mamo! - panicznie krzyczała, szukając rodzicielki, po której ślad zaginął.
- Nie martw się kochanie, ja się tobą zaopiekuje - ten kobiecy głos. Ostatnie co usłyszała.Szybko odtrąciła rękę, nie wierząc temu co dostrzegła. Niemalże automatycznie podeszła do starszego mężczyzny, który lekko pochylony trzymał uniesioną rękę.
- Maria! - krzyczał głośno, wyciągając dłoń do swej małżonki, która ledwo potrafiła się wydostać z zawalonego domu letniskowego.
- Alexander, uciekaj! - odpowiedziała z troską wymalowaną w oczach.
- Nie zostawię cię tu samej - odpowiedział z bólem w głosie, a po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy.
- Łapcie ją! - szybko odsunęła się, przerywając obraz.
Spojrzała przerażona na rudowłosą kobietę, cofając się lekko. Wpadła na kolejny zamrożony posąg. Sparaliżowana obserwowała twarz bohaterki. Mogła uciekać, lecz nie potrafiła.
Błyskawicznie poczuła na swoich ramionach zimne dłonie, które zaciskały boleśnie jej dwie górne kończyny. Spojrzała na dwie twarze, które również wyglądały jak skute z lodu.
- Nie, proszę...- zdołała ledwo wycisnąć z siebie jakieś słowa.
- Nie proś mnie, dziecko, bo to na marne - odpowiedziała jedynie zimnym, lecz zwycięskim tonem.
Sparaliżowana nie buntowała się straży, jedynie spojrzała w oczy swego brata, który stał tuż za Lilianą. Spotkała się z pustym wzrokiem, jednakże jedyne czego pragnęła to przeprosić go za swe uczynki.
A teraz kierowała się do miejsca, w którym niegdyś pomogła jednej dziewczynie wydostać się z tego okropnego miejsca. Jednym różniącym je aspektem był fakt, iż blondwłosej nikt nie uratuje.
Czy żałowała swoich decyzji? W żadnym wypadku. Żałowała, iż nie zdołała odkryć więcej.
- Wykonać rozkaz, teraz! - to ostatnie co sama zdołała usłyszeć. Ten głos.
***
Głośny trzask rozniósł się nagle. Blondyn momentalnie zbudził się z błogiego snu z paniką wymalowaną na twarzy. Obserwował chatkę skopaną w półmroku. Niewiele myśląc, wstał na równe nogi z lekką nierównowagą, jednakże szybko złapał się bliskiej jego zasięgowi ścianie.
- Musimy stąd uciekać - jego reakcje wyprzedziła elfka, która wybiegła zza korytarza, szukając czegoś pośpiesznie na półkach szafki - I nie możemy dłużej czekać - dokończyła, chwytając w dłoń przedmiot.++
Lenistwo mnie zjadło i przyznaje się do tego szczerze, z czego nie jestem ani trochę dumna ;PP
Mam nadzieje, że rozdzialik chodź trochę wciągający,
Do następnego, Amelia :**
CZYTASZ
Miraculous | Złota Tajemnica
FanficAdrien i Marinette wraz z klasą wyjeżdżają na kilkudniową wycieczkę na obóz zwany "Złote źródła". Szybko, zdadzą sobie sprawę, że to miejsce jest mocno związane z super mocami, które muszą głęboko ukrywać. Między czasie ich znajomość zacznie mocno k...