39

542 41 24
                                    

Koniec.

Czy to już koniec?

Czy ja jeszcze żyje?

Czy oddycham?

Dlaczego nie potrafię się ruszyć? Czuje ogromny ciężar na płucach. Pomocy!

Chce stąd uciec, chce znów krzyczeć, tylko że nie mam już sił. Dlaczego wciąż tu tkwię?

To mnie niszczy, psuje od środka. Moja własna dusza torturuje ciało. Każda myśl, jak igła, kuje moje serce, zanieczyszcza mój umysł, odbiera resztki sił.

To boli…

To tak bardzo boli!

Lekko uchylił oczy, oparty o ścianę. Niemal błyskawicznie ostre promienie wschodzącego słońca dostały się wprost do źrenic, paląc delikatną tkankę jak rozżarzony w ogniu metal. Chwilowy ból rozszedł się pod powieką, sprawiając, iż chłopak ponownie zamknął ślepia.

Jednak chciał coś ujrzeć, nawet jeśli dostrzegłby niezmiennie tą samą zimną celę.

Delikatnie uchylił powieki, wspomagając się dłonią, którą zakrył promienie padające wprost na jego bladą twarz. W ciągu paru minut, dzięki ostro zwężonym tęczówkom, w pełni, przyzwyczaił się do żywego światła przedostającego się przez malutkie okno. Chodź w zasadzie, było to jedynie pojedyńcze kwadratowe wycięcie w ścianie. Mimo tego właśnie dzięki niemu był jeszcze w stanie odróżniać, chociażby pory dnia.

Dni mijały tak szybko, jak piasek przesypujący się przez palce. Co prawda, z początku czas ten dłużył w nieskończoność, a każda mijana godzina była jak nadzieja na lepsze jutro, lecz teraz? Wszystko uległo zmianie. W tym momencie jedyne co potrafił rozpoznać to dzień i noc, które jak Yin Yang uzupełniało się wzajemnie. Nie pamiętał już poranków, popołudnia czy zimnych wieczorów. Jedyne co dostrzegał to słońce i księżyc, które na przemiennie zamieniały się miejscami na niebieskim firmamencie, niczym dobro ustępujące złu (i odwrotnie).

Szkoda tylko, że zło zapanowało całkowicie.

Oczywiście pewne urywki wspomnień przewijały się w jego głowie pomiędzy wodospadami smutku i huraganami pełnymi myśli, jednak były one cząstkowe, niecałkowite, jak jeden drobny puzzel wyrwany z układanki.

Wiadomym było to, iż wariował.

Jego umysł już od dawna nie działał w odpowiedni sposób. Życie w celi mieszało mu w głowie, sprawiało, iż z każdym kolejnym dniem musiał walczyć z coraz to gorszym demonem - sobą.
Najmniejsza myśl, wspomnienie, głos w głowie, jak wiatr, ponownie łamało spróchniałe już deski mostu, przez który z każdym dniem umierała kolejna cząstka duszy, a racjonalne myślenie tonęło pod falami uczuć.
To wszystko miało doprowadzić do emocjonalnej pustki, czarnej dziury, w której już nic nie męczyłoby jego poharatanej duszy.

Spokój, cisza, brak jakiejkolwiek bólu.

Otóż nie.

Właśnie ten moment należał do najgorszych. W głowie nastolatka toczyła krwawa wojna pomiędzy walką o lepsze jutro a zaprzestaniem jej i powolną śmiercią w cichej, samotnej katuszy.

W końcu nic tak nie boli, jak brak odpowiedzi, samotność. To najgorsze, na co może zasłużyć człowiek.

Ale czy Adrien zasłużył?

Dlaczego tak dobry, przyjacielski i miły nastolatek miałby zasłużyć na coś tak okropnego?

Odpowiedź jest jasna - tak działa świat - niesprawiedliwe - a my, jako zwykli śmiertelnicy, nie wpłyniemy na ten wybór.

Paradoksalnie, już w tym momencie mógłby odziać się w swój czarny jak smoła lateksowy strój, uciec z tego przeklętego miejsca i uratować najbliższych.

Ale tylko paradoksalnie.

O ironio, jak ty potrafisz grać na ludzkim życiu, niczym na boskiej harfie. Raz tworząc piękne pełne magii melodie, a innym razem pełne smutku utwory.

Więc, czy nie lepiej już umrzeć?

Bezwiednie opuścił dłoń na wyprostowaną nogę. Jego twarz momentalnie została oświetlona żywymi i ciepłymi promieniami słońca, dzięki którym delikatnie zmrużył oczy. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko, usilnie starając się dostrzec coś specjalnego, jednak jedyne co zauważał to ciemnobrązowe bele drewna. Nabrał jak najwięcej powietrza do płuc, by następnie głęboko odetchnąć i ponownie dotlenić organizm. Odczuwał dziwny, lecz niepokojący spokój. Nie dostrzegał już niemal niczego, jak by świat, dla którego tak długo walczył, już nie istniał. Nie słyszał już krzyków ani szeptów w głowie - podpowiedzi, czy oskarżeń. Pustka. Nicość. Czarna dziura.

Odwrócił ledwo głowę, momentalnie dostrzegł małe zawiniątko w rogu. Delikatny uśmiech wypełzł na jego ustach, jednak nie równał się on w żaden sposób z radością, a jedynie ze smutkiem, rozczarowaniem.

- O kurczę, wyskoczył jak Dżin z lampy! - pełen zdziwienie obserwował małe czarne stworzonko, które równie ciekawie przypatrywało się blondynowi.

- Znam gościa, spełnia życzenia. Też mi coś…- pokręciło zirytowane główką - ja jestem przystojniejszy. Mów mi Plagg, miło mi!

Szczątkowe wspomnienie momentalnie ukazało się w jego głowie.

- Koniec z tym! - Adrien chwycił nagle za srebrny pierścień.

- Nie możesz tego zrobić! - Kwami nagle spojrzało się z przerażeniem w oczach na chłopaka.

- Dlaczego? Nikt nawet nie zauważy, przecież nikogo nie obchodzę…- spuścił smętnie wzrok na swe buty.

- Mnie obchodzisz…- Plagg cicho dodał.

- Na prawdę? Bo nikt inny nie nakarmi się kawałkiem camemberta?

- Znajdzie się inny Czarny Kot, który to zrobi…- odetchnął - ale już nie ty…- spojrzał z nadzieją w oczy swego właściciela.

Drobna łza spłynęła po jego policzku.

- Przepraszam - wydusił lekko.

Wypuścił ostatni dech z ust, a ciało bezwiednie posunęło się w lewą stron. Usta oraz brwi momentalnie się rozluźniły do momentu, aż cała twarz nie nabrała obojętnego wyrazu. Następnie upadł całkowicie na zimna posadzkę, rozkurczając zaciśnięte pięści.

++

Kochani, strasznie was przepraszam, że ten rozdział jest tak krótki, ale zważając na rok szkolny mam strasznie mało czasu na to by poświęcić się pisaniu. Obiecuję, że następna część będzie dłuższa <3

Do następnego, Amelia :**

Miraculous | Złota TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz