Światło momentalnie rozbłysło po pomieszczeniu żarliwym blaskiem. Starzec błyskawicznie zakrył oczy ramieniem, gdyż pobłysk energii kół boleśnie w oczy. Zacisnął kurczowo powieki - mimo największych chęci nie potrafił ich otworzyć. Czy był gotowy znać odpowiedź? Czy dałby radę, jeśli zagadka nie przekaże niczego nowego? Tego nikt nie wie, prócz samego mężczyzny. Lecz może on sam truł swój własny umysł tą niewiadomą. Być może myśl ta błądziła pomiędzy szarymi komórkami mózgu. Obijała się pomiędzy pozytywami a negatywami. Niemal jak wkroczenie w oko tornada. Może tam w środku nie jest tak źle? Być może odpowiedź ta może wszystko zmienić?
Serce mistrza biło w zastraszającym tempie, a włosy na karku zjeżyły się na samą myśl. Przecież to tylko otworzenie oczu, uchylenie powiek. Człowiek mruga dziennie około 12 tysięcy razy. Dwanaście tysięcy razy otwiera i zamyka oczy, rejestrując co sekundę nowy obraz. Cóż za problem wykonać tę czynność ten jeden, dodatkowy raz?
A być może właśnie od tego nic nieznaczącego mrugnięcia jest zależna dalsza historia?
Cóż za bzdury! To tylko dodatkowe nawilżenie oka, a może „aż"?
- A jeśli to tylko sen? Co, jeśli Miracula wcale nie zostały zniszczone...- pomyślał - Co za absurdalna sytuacja!
- Mistrzu, musimy to zrobić...
- Nie jestem gotowy na prawdę...
- Prosze, uchyl oczy - Wayzz odpowiedział spokojnie do swego właściciela.
- Nie mogę...- ciaśniej zacisnął powieki.
Małe stworzenie nie spoglądało na mapę znajdującą się za jego plecami, gdyż równie ogromne przerażenie gościło w jego drobnym umyślę. Mimo tego musiał znać odpowiedź, niewiadoma niszczyła jego cierpliwość. Na tym etapie, w żadnym wypadku, nie można było mówić o ciekawości - właśnie w tym momencie toczyła się niema walka o dwa najważniejsze Miracula, a odpowiedź znajdowała się tuż przed nosami tej dwójki.
- Fu, gorzej być nie może - cała ta sytuacja dała się w znaki wobec wytrwałości. Słowa wsparcia czy nadmierne przekonywanie zdawało się walką z wiatrakami. Żadne słowo w całości nie mogło opisać tejże sytuacji.
Czy właśnie ta pora nadeszła? Czy właśnie w tym momencie pozna odpowiedź, na którą tak bardzo liczy? Mężczyzna wypuścił nerwowo powietrze z płuc, zmieniając ucisk w powiekach. Nawet nie poczuł zbierających się łez w kącikach oczu, które momentalnie spłynęły, oczyszczając kanalik.
Koniec strachu.
Koniec ucieczki.
W dalszym ciągu dostrzegał jedynie ciemność. Głębie. Czarną dziurę. Nicość spowijała niemal każdy punkt, na który zdołał rzucić okiem, a tuż przed jego powiekami znajdowała się odpowiedź, którą mógł poznać w każdej chwili. Lecz dlaczego nie chciał tego zrobić? Albo...dlaczego nie był na tyle silny?
Drobna smuga światła nagle trafiła wprost do jego czarnej źrenicy. Pomrugał popędliwie by końcowo przyzwyczaić swe piwne oczy do światła.
Czy już nadszedł ten moment?
***
Ogromne okiennice oświetlały jego gabinet przepełniony szarością i bielą. Światło księżyca przedostawało się przez szkło, rzucając swe promienie wprost na obraz z podobizną małżonki.
Nagle wysokie, podwójne drzwi zaskrzypiały. W ich progu znalazł się właściciel potężnej rezydencji. Ubrany w wymięty, znoszony od dwóch dni garnitur oraz obcisłe spodnie w kant, wkroczył spokojnym krokiem, stukając butami na niskim korku. Rozejrzał się dla pewności koło siebie, a następnie szybko zamknął wejście na klucz, chowając go w wewnętrznej kieszeni.
Każdy najcichszy odgłos obijał się o ściany echem, toteż przesuwne automatycznie zasłony szumem zapełniły pomieszczenie. Mężczyzna, ignorując hałas, błyskawicznie zbliżył się do obrazu, wciskając odpowiednią kombinacje.
Smukła, kulista winda zjechała momentalnie w dół, zatrzymując się na ogromnym pomieszczeniu z przejściem w linii prostej. Wokół rosły rośliny, poczynając od małych krzaczków owocowych po wysoko pnące się drzewa. Na samym jego końcu spoczywała...Emilie.
Potężny witraż tuż nad jej głową oświetlał pomieszczenie na tyle, by dostrzec drogę wprost do jej ciała.
- Oh...Emilie - smętnie wypowiedział imię swej ukochanej.
Spokojnym krokiem znalazł się koło jej inkubatora. Położył zimne dłonie na szkle, muskając delikatnie twardy materiał, pozorując dotyk jej porcelanowej skóry.
Kobieta mimo stanu zdrowia wyglądała cudownie, niczym zaklęta. Na jej twarzy nie widniała żadna zmarszczka, natomiast czerwony, zdrowy rumienień nadawał jedynie uroku.
Ubrana była w biały, lekki zestaw, złote, lśniące włosy tymczasem upięte w luźnym warkoczu u boku. W jej dwóch dłoniach spoczywała róża. Co ciekawe, kwiat ten nie posiadał kolców. Otóż wiązał się z nim pewien ważny fakt - Gabriel, tuż po wypadku, obiecał sobie, iż nigdy nie sprawi, by jego małżonka ucierpiała, nawet przez mały kolec u rośliny.
Była ona zbyt wyjątkowa.
- Cóż ja mam zrobić? - ukląkł przed jej ciałem - Straciłem już ciebie. Nie mogę pozwolić by Adrien skończył na tej samej drodzę...- jego oczy utkwiły w metalowej posadzce.
Jedna, drobna łza spłynęła na otwartą dłoń. Emocje nigdy nie były jego mocną stroną. Krył się z nimi jak najgłębiej, odreagowując we własnej kryjówce, bądź zamkniętej na cztery spusty sypialni. Cóż mógł zrobić? Po stracie swej ukochanej utracił również duszę, przekształcając się w zimnego, bez uczuciowego projektanta. Trafił to ogromnej czarnej dziury, z której nie potrafił wyjść.
Z tego właśnie powodu swego syna traktował jak delikatne jajko. Chronił przed światem zewnętrznym, w rzeczywistości zamykając blondyna w czterech ścianach i odizolowują od świata, którego poznanie było tak ważne.
- Dlaczego w ogóle puściłem Adriena z tego domu? Myślałem, iż nic niebezpiecznego nie wydarzy się w tym miejscu, a jednak...- odetchnął - Byłem głupi, decydując się na ten krok, lecz słońce, ja tylko pragnąłem ukazać miłość wobec niego. Proszę, wybacz mi...- w odpowiedzi dostał ciszę, która spowijała od wielu miesięcy to miejsce. Wręcz nie oczekiwał odpowiedzi, przecież nie żyła.
- Ale spokojnie - ponownie zabrał głos - Muszę tylko wziąć sprawę we własne ręce - nagle podniósł wzrok, ponownie wpatrując się w jej ciepłą twarz - Nie mogę dopuścić, by mojemu synowi coś się stało! - uderzył pięścią o podłogę, a następnie powstał szybko, obdarowując szklany materiał, na wysokości czoła kobiety, pocałunkiem - Obiecuję...
***
Mistrz Fu spojrzał wprost w zielone oczy Wayzza. Piwne soczewki migotały magicznie, wpatrując się wprost na małe stworzonko, skanując każdy detal na jego ciałka.
- Fu, ocknij się! - Kwami nagle podleciało blisko twarzy starca, uderzając małą łapką w jego pomarszczony policzek.
- Wayzz...- odpowiedział niezwykle spokojnie z nutką tajemniczości w głosie. Ponownie spojrzał na zwój papirusu - One...- zamrugał kilkakrotnie powiekami, by potwierdzić, że obraz, jaki widzi jest rzeczywistością - istnieją - dokończył.
- Słucham? - Zielone stworzenie spytało.
- One istnieją! - momentalnie na twarzy mistrza wykwitł szeroki uśmiech - Nie zostały zniszczone, a to znaczy, że był to jedynie okropny sen. Spójrz! - wskazał dłonią na mape.
Dwie kropki mocno migotały na mapie. Jedna w kolorze czerwonym, natomiast druga w kolorze zielonym.++
W końcu wielka zagadka została rozwiązana! Serio, nie wiecie jak bardzo czekałam na ten moment :)
A tak poza tym, życzę wam udanego roku szkolnego. Przyjemnej nauki i samych dobrych ocen!
Jeśli chodzi o mnie, to właśnie zaczynam pierwszą technikum na profilu organizacji reklamy i kompletnie nie wiem czego się spodziewać. Na szczęście nie stresuję się jakoś bardzo, a raczej jestem podekscytowana (co u mnie nie podobne ;P) + mój plan lekcji jest na prawdę w porządku ;)
No nic, piszcie jak rozdział się podoba!
Do następnego, Amelia :*
CZYTASZ
Miraculous | Złota Tajemnica
FanfictionAdrien i Marinette wraz z klasą wyjeżdżają na kilkudniową wycieczkę na obóz zwany "Złote źródła". Szybko, zdadzą sobie sprawę, że to miejsce jest mocno związane z super mocami, które muszą głęboko ukrywać. Między czasie ich znajomość zacznie mocno k...