Rozdział 24

20.9K 630 12
                                    




Czy poszłam do pokoju, aby się wypłakać? Tak. Czy mi zależało? Tak. Dlaczego mi zależało? Bo pozwoliłam mu dostać się do mojego wnętrza.

Widzicie, po sześciu miesiącach prób przekonania samej siebie, że był aroganckim dupkiem i że go nie potrzebowałam, on nadal w jakiś sposób do mnie docierał.

Oczywiste znaki pokazywały, że powinnam go nienawidzić, jednak istniały też małe rzeczy, które dało się zobaczyć tylko przy głębszej analizie i skupieniu. Za każdym razem, gdy uderzał mnie w twarz, przez jego twarz przechodził błysk żalu. I to nie taki, jaki by robił, gdyby uderzał wroga. Albo to, że dał mi wygrać, bo wiedział że na to zasługiwał albo może dlatego, że wiedział, iż budowałam w sobie to napięcie i złość, które musiałam na kimś wyżyć, i to on dał mi to lekkie popchnięcie i sam pozwolił dać się pobić. To jak jego wzrok spoczywał na moich ustach, gdy się odzywałam albo to jak za każdym razem, gdy mnie obrażał, odwracał wzrok, co pokazywało że pewnie kłamał.

Uszczypcie mnie, jeśli za dużo sobie wyobrażam, ale nie mogłam wyrzucić go z głowy.

On był jak duch, który nawiedzał mój umysł. I za każdym razem porównywałam jego i innego przystojnego faceta, albo za każdym razem przyglądałam mu się jak walczył z innymi, porównywałam jego mięśnie z mięśniami innych. I to nie chciało się skończyć!


Dziś nadszedł ten dzień, gdy zostanę przypisana do drużyny. Byłam jednocześnie podekscytowana i przerażona, bo na siłowni znajdowali się wszyscy członkowie, od niższej rangi do najwyższej. Wszyscy czekali, aby dowiedzieć się, do której grupy zostanę przypisana. Okazało się, że takie zebrania mają miejsce za każdym razem, gdy ktoś zostaje przypisany do grupy.

Trenowałam tak długo, aby dostać się do WR-u i znów połączyć się z ludźmi, którzy mnie zabrali. Wiem, romantyczne, co nie?

Na pewno nie chciałam być w najniższej randze, bo oni mieli tylko pilnować domu i ogrodu, aby nikt nie uciekł ani nie dostał się do środka. Wiedziałam, że Jayce nie będzie taki głupi, aby mnie tam przypisać, bo przecież pokonałam wszystkich członków gangu.

Średnia ranga była okej, ale wszyscy dobrze wiemy, gdzie chciałam znaleźć się najbardziej. ŚR zajmował się przeciętnymi zadaniami, typu handel narkotykami, bronią i chociaż brzmi to okropnie, także ludźmi. Byłam tym przerażona, ale okazuje się, że z niego był najlepszy zysk i chociaż nie podobało mi się to, to i tak nie byłam w pozycji, aby coś z tym zmienić.

No i teraz dotarliśmy do najwyższej rangi, to tu chciałam się znaleźć. Czułam w kościach, że raczej się tam dostanę. Ta grupa miała do wykonania najcięższe zadania, takie jak odnajdywanie i zabijanie ludzi, którzy nie zapłacili na czas oraz nadzorowanie dwóch niższych rang w razie, gdyby popełnili jakieś błędy. WR także pomagał wszędzie, gdzie potrzebne było wsparcie. W tej grupie było tylko pięciu członków. Kiedyś było sześciu, jednak po incydencie między Jayce'm a bratem Andrew, James'm, ich liczba zmniejszyła się do pięciu.

Oczywiście byli także służący, którzy pracowali w domu, typu kucharz, lekarz i służące.

Wiem, co sobie teraz myślicie, dlaczego w domu nie było lekarza, gdy Jayce został postrzelony? Ja też sobie zadawałam to pytanie, ale Alice powiedziała, że on został zabity, gdy byli na misji, a kazali mu wziąć w niej udział, bo wiedzieli że będą ranni. Szkoda tylko, że nie wiedzieli, że tą osobą będzie właśnie lekarz. Teraz jednak znaleźli już nowego lekarza, po tym co się stało z Jayce'm.





Jayce, z wieloma obrażeniami na twarzy, wszedł na ring i zaczął przemawiać. Ja i Alice stałyśmy ze wszystkimi, czekając na moje umieszczenie.

- Dobry wieczór wszystkim. Zebraliśmy się tutaj, gdyż do Zmartwychwstałych Demonów pragnie się dostać nowy członek. Nazywa się Stacey Robertson. Przez pięć miesięcy trenowała, a przez ostatni miesiąc walczyła z najlepszą piątką, aby dzięki temu dowiedzieć się, w której randze się znajdzie. I jak wszyscy wiecie, pokonała wszystkich.

Wśród obecnych wybuchł szmer i szepty.

- Tak, nawet mnie. Wyróżniła się w każdy możliwy sposób, więc nie będzie niespodzianką to, że ja i wy wszyscy powitamy Stacey Robertson w Zmartwychwstałych Demonach i oczywiście w Wyższej Randze.

Każdy głośno wiwatował, a Alice popchnęła mnie w stronę ringu i podeszłam do Jayce'a. Ścisnął moją dłoń i posłał lekki uśmieszek, po czym złapał za moją dłoń i uniósł ją w górę, tak jakbym wygrała w walce bokserskiej, i wtedy wśród tłumu wybuchły wrzaski i wiwaty. Żartuję, wszyscy tylko klaskali i dało się usłyszeć kilka gwizdów.


Po całym zajściu, znalazłam się na balkonie, gdzie siedziałam i podziwiałam piękno ogrodu. Po chwili weszła Alice.

- Jeszcze raz ci gratuluję, moja droga. Dokonałaś wspaniałej roboty. - Powiedziała z okropnym akcentem, na co zaśmiałam się.

- Dziękuję, skarbie. Doceniam to. - Odpowiedziałam z równie okropnym akcentem.

- Co tutaj robisz? Jest trochę zimno i prawie pora kolacji. Jestem taka głodna, jakbym czekała nie wiadomo ile na jedzenie.

- Nie wiem. Tak sobie rozmyślam. Masz rację, jednak jest trochę zimno. - Odpowiedziałam cicho, patrząc jak mój oddech widać w powietrzu. Potem znów spojrzałam na ciemne niebo. Dzięki temu, że mój pokój znajdował się na trzecim piętrze, to miałam wspaniały widok na ogród, gwiazdy i księżyc.

- Żartujesz sobie? Jest cholernie zimno. Chodź do środka zanim się przeziębisz, głupia. - Alice krzyknęła, po czym wepchnęła mnie do pokoju, zamknęła drzwi od balkonu i zasłoniła je zasłonką. - A teraz ze względu na to, że uratowałam cię przed hipotermią, masz mnie uchronić przed umarciem z głodu. Rusz się, suko! Będziemy jeść dopóki nie pękną nam żołądki! - Jej krzyki zmieszały się z moim śmiechem, gdy zleciałyśmy po schodach do jadalni, by najeść się tym, co przygotował kucharz.

__________________________

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.

Czekam na wasze gwiazdki i komentarze.

Damie Love

Zabij mnie, gangsterze - PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz