Rozdział 6

31.4K 889 115
                                    




Na ziemi leżał sam zły wilk, Jayce. Wyglądał na wkurwionego.

- Co się do cholery tutaj stało! - Wykrzyknął, wstając z ziemi i otrzepując z siebie liście. - Poprosiłem cię tylko o jedną rzecz! Miałeś ją trzymać w jej pieprzonym pokoju, ale niee, ona uciekła i cały dom musiał jej szukać, w tym ja! A teraz jak ją znalazłem, ona urządza sobie zabawę z moim zastępcą i do tego ktoś, pewnie ona, ustawił pułapki, przez co upadłem na mój cholerny tyłek.

Andrew zamilkł, natomiast ja starałam się powstrzymać śmiech. Z moich ust wydobył się lekki chichot, na co spojrzał na mnie głęboko, przez co także zamilkłam. Uwierzcie mi, to spojrzenie mogłoby zabić.

Jayce zauważył moją natychmiastową reakcję na jego spojrzenie i prawie czułam, jak nie chciał pokazywać swojego uśmieszku z satysfakcji.

Co za kutas.

Jego wyraz twarzy znów zmienił się w oziębły i zobaczyłam, że Andrew wyprostował się. Yyy, co się stało? Zrobiłam coś? Co przegapiłam?

O cholera, czy ja powiedziałam tę obelgę na głos?

Nie, nie zrobiłabym tego, ale nie byłam tego do końca pewna, bo zaczął podchodzić w moim kierunku. O kurwa! On PODCHODZIŁ do mnie, co robić?

- Co przed chwilą powiedziałaś, suko? - Miał tak niski głos, że słychać go było prawie jak szept, ale pełny jadu.

Złapał za moją koszulę i popchnął na drzewo.

- Ałł!

Ałć, to bolało. Już i tak miałam rany na plecach, teraz będą jeszcze gorsze. Spojrzałam mu prosto w oczy, miałam już dość jego pieprzonej dwubiegunowości.

- Powiedziałam, że jesteś kutasem. - Odpowiedziałam najspokojniej jak mogłam, mając nadzieję, że to jednak już powiedziałam na głos.

W jego oczach zaczęła kotłować się złość, tak jakby próbował mnie zabić w swojej głowie. Poczułam jak jego całe ciało napięło się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Swoją wolną dłonią złapał mnie w talii, zmuszając mnie do stanięcia prosto i patrzenia w jego czarne źrenice.

- Jayce, nie rób tego. Ona nic nie wie. Puść ją z jakimś ostrzeżeniem lub czym---

Andrew odezwał się, ale przerwało mu niegrzeczne:

- Zamknij się Andrew!

Jayce nie przestawał patrzeć mi w oczy.

- Jak się nazywasz? I dlaczego nie uciekłaś?

Zauważyłam, że Andrew uspokoił się.

Gdy Jayce zadał te pytania, miał zaciśniętą szczękę i chociaż chciałam mu odpowiedzieć, to wiedziałam iż wtedy zacząłby mnie sprawdzać. Dlatego pozostałam cicho. Jednak moje milczenie mu się nie spodobało. Dosłownie rzucił mnie w ramiona Andrew i pobiegł do domu, ale po drodze uderzył ręką w drzewo.

Ałć, to musiało boleć.

Po kilku chwilach, Andrew odezwał się:

- Jezu, było blisko. Przez chwilę myślałem, że cię zabije.

Podskoczyłam lekko na jego słowa.

- Czy on ma jakieś problemy z agresją? Przecież, to że mu nie powiedziałam mojego imienia, nie znaczyło, że musiał uderzyć w drzewo! - Wykrzyknęłam, unosząc wzrok na Andrew i czekając na jego odpowiedź.

Nie odpowiedział, dlatego powiedziałam mu, że to nie było pytanie retoryczne, na co westchnął i spojrzał na mnie.

- Jeśli cię puszczę, obiecasz że nie uciekniesz?

- Obiecuję. - Odpowiedziałam lekko zmieszana tym, że nie odpowiedział na moje pytanie. Jednak nadal byłam sceptyczna co do jego zachowania.

Oboje usiedliśmy na ławce, na której siedziałam wcześniej. Odwrócił się do mnie i zaczął mówić.

- Wiele przeszedł i chociaż tego teraz nie widzisz, on tak naprawdę jest miłym facetem, ale przez swoją przeszłość, jest jaki jest. Zaczął zabijać bądź niszczyć wszystko na swojej drodze.

Wiedziałam, że Andrew nie odważyłby się zabić, ale wciąż, to on torturował mnie przez dwa miesiące, dlatego odsunęłam się od niego lekko. Zauważył mój ruch, ale nie powstrzymywał mnie i mówił dalej.

- Nikt nie potrafi go uspokoić. Kiedy coś go wkurza, on za każdym razem przestawia się na ten drugi typ. Nikt nie odważył się nazwać go przedtem kutasem, bo każdy za bardzo się go bał.

- Chwila, nikt nie potrafi go uspokoić? Nawet jego rodzina, rodzeństwo, dziewczyna lub ty? - Byłam teraz tak zmieszana.

Dlaczego takie coś przytrafiało się ludziom?

- Nikt. Dlaczego to niby ja miałbym być na jego liście "uspokajaczy'', z tego co go znam, mnie pierwszego by zabił. - W pewnym stopniu wyglądał na przestraszonego.

Chciałam dowiedzieć się więcej, ale też nie chciałam przekraczać granicy.

- A nie jesteś jego, tym, najlepszym przyjacielem? Najlepsi przyjaciele zawsze sobie pomagają--- - Zaczęłam mówić.

- Chwilunia, nie jestem jego najlepszym przyjacielem. On nie ma dziewczyny, która by go uspokoiła, a jego najlepszy przyjaciel-- on zginął w zeszłym roku, bo chciał go uspokoić. Ja nie mógłbym być jego najlepszym przyjacielem.

Podskoczyłam lekko na jego wypowiedź, myślałam, że mnie uderzy, a on po prostu zaczął mówić.

- A jego rodzice? - Zapytałam spięta.

- O to musisz jego zapytać, albo może tego nie rób. To zbyt ryzykowne.

Cholera, teraz naprawdę chciałam widzieć.

Zaczęłam przygryzać wargę, to było moje takie przyzwyczajenie, gdy nad czymś myślałam.


Po kilku minutach ciszy, Andrew zaproponował, abyśmy wrócili do domu. Z lekkim ociąganiem się, potaknęłam.

Gdy weszliśmy do domu, zauważyłam wracającą z ogrodu grupkę ludzi, pewnie to byli moi poszukiwacze, którzy dowiedzieli się, że zostałam odnaleziona. Czułam się źle o to, że ludzie musieli mnie szukać, ale z drugiej strony, było warto. W końcu po tak długim czasie udało mi się zobaczyć słońce.

_______________________________

Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał.

Czekam na wasze gwiazdki i komentarze.

Damie Love

Zabij mnie, gangsterze - PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz