♡
Usłyszałam ten znienawidzony dźwięk - budzik. Zerwałam się z łóżka i poprawiłam swoje włosy. Usiadłam na krześle i przypomniały mi się wydarzenia z poprzednich dni. Westchnęłam i spojrzałam za okno. Świetnie. Śnieg.
Ubrałam się dość letnio jak na pogodę panująca za oknem. Zjadłam szybkie śniadanie sama, ponieważ dziewczyny miały godzinę wcześniej wykłady. Musiałam więc zamówić taksówkę i upewnić się, że drzwi są zamknięte.
Założyłam kaptur na głowę z powodu padającego śniegu i ustałam znużona. Założyłam ręce na krzyż i wpatrywałam się w jeden punkt. Zima to nie moja pora roku. Zdecydowanie.
Taksówkarz zatrąbił, a ja podbiegłam do auta mało nie zabijając się na lodzie, który przykrywał biały puch.
Powiedziałam adres uczelni, włożyłam słuchawki i włączyłam ,, Ariana Grande - needy". Wpatrywałam się w okno, a głównie na ludzi którzy non stop się spieszyli. Uroki tego miasta. Po ostatnich wydarzeniach nie wiem czy postąpiłam dobrze wybierając akurat TE miasto.
Wyszłam z taksówki, trzaskając drzwiami. Nie miałam dziś dobrego humoru i nie miałam zamiaru udawać, że wszystko jest wspaniale i pięknie. Szłam szybko, zbyt szybko. Noga podwinęła mi się i wylądowałam twarzą centralnie na lód przez który rozcięłam sobie wargę. Wstałam, otrzepując się i rozglądając czy nikt nie widział zainstniałej sytuacji. W ustach poczułam metaliczny posmak krwi, więc wyjęłam chusteczkę i przytrzymałam przy krwawiącym miejscu. Ten dzień nie zaczyna się dobrze.
Popchnęłam wielkie drzwi i znalazłam się w środku uczelni, w której jak zwykle było ciepło. Odetchnęłam i skierowałam się do toalety, uprzednio strzepując śnieg.
Ustałam przy lustrze, a torbę położyłam na umywalce. Spojrzałam się na moje usta i wytarłam je mokrą chusteczką. Wory pod moimi oczami dawały o sobie znać, a moje oczy wręcz błagały o sen. To nie moja wina, że nie mogę spać mając przed oczami tą żałosną sytuację sprzed kilku dni.
Do pomieszczenia ktoś wszedł, więc udałam że szukam czegoś w torbie, aby ta osoba sobie poszła.
- Millie? Widziałam jak tutaj przyszłaś. Jak się czujesz? - spytała się Sadie, która ustała za mną i dotknęła mojego ramienia.
Czy ta dziewczyna może się odczepić?
- Mówiłam ci już, że jest okej. - westchnęłam pod nosem i umyłam ręce, spoglądając na nią w odbiciu lustra.
- Zachowujesz się inaczej od sylwestra. Możemy w końcu porozmawiać?
- Może kiedyś. Ale teraz się spieszę. - rzuciłam jej szybki, wymuszony uśmiech i wyszłam z pomieszczenia.Rzuciłam przemokniętą kurtkę i szalik do szafki. Wyjęłam niepotrzebne książki z torby i sprawdziłam godzinę na telefonie. Stałam chwilę oparta o drzwiczki szafki, aby przypomnieć sobie co właściwie zaraz mam.
Ah tak. Wykład na którym siedzę sama w kącie. Spokój. Tego mi potrzeba.
Zamknęłam drzwiczki, a za nimi stała uśmiechnięta Abby.- Millie! Jak ja cię dawno nie widziałam. - rzuciła się na mnie i przytuliła z całej siły.
- Tak, też się cieszę że cię widzę. - Wcale tak nie myślałam. Spojrzałam się na nią krzywym wzrokiem i poprawiłam okulary, które wzięłam z szafki.- Co teraz masz? Odprowadzić cię?
- Historię i nie, nie trzeba. Poradzę sobie. - skinęłam do niej głową i wyminęłam ją.
Abby mówiła coś jeszcze za mną, ale kompletnie jej nie słuchałam.Przewróciłam oczami i weszłam do sali w której było kilkanaście osób.
Usiadłam na swoim miejscu i wyjęłam najpotrzebniejsze rzeczy.
Bawiłam się ołówkiem już przez dobre 15 minut, myśląc o wszystkim i niczym.
Zmieniłam się.
Byłam szczęśliwa, optymistyczna i szczególnie wyspana. Ta jedna osoba wywróciła mój świat o 180 stopni. Nic do niej przecież nie czuję, a tak się zachowuje. On nic nie znaczy. Żałosne Millie. - zaśmiałam się pod nosem i złamałam ołówek.
♡