XIV

1K 107 137
                                    

— Tak to się kończy, Harry.

Wiedział. Wiedział, że to koniec i już nigdy do niego nie wróci.

Styles siedział nieruchomo na kanapie, wpatrując się w pustą przestrzeń, jakby chciał znaleźć w niej odpowiedzi na wszystkie pytania, które nagle zasypały jego umysł. Potrzebował świadomości, pewności, że wszystko skończy się w najbliższym czasie i uda mu się odczuć ulgę, pomimo tych wszystkich wydarzeń.

James pakował swoje rzeczy, co jakiś czas wracając do salonu, by rzucić w kierunku loczka kilkoma zbędnymi słowami. Może i były zbędne, ale przy tym na tyle silne, by uderzyć w Stylesa w najgorszy możliwy sposób. Nie był pewien, czy jest w stanie znieść więcej.

— Jeśli kiedykolwiek za mną zatęsknisz, a zatęsknisz, nie dzwoń — mówił dalej. Zachowywał się tak, jakby to Harry zrobił coś złego. Dlatego też loczek zaczął zastanawiać się nad tym, czy popełnił błąd w chwili, w której pomyślał o tym, że chciałby być po prostu kochany.

— To ty mnie zdradziłeś — odezwał się cicho, prawie szeptem. Wciąż wpatrywał się gdzieś przed siebie. Myślał o niedokończonym przez starszego piwie, które wciąż znajdowało się na stole. Ale to kolejna rzecz, która nie uległa zmianie, Harry w dalszym ciągu go nie lubił. James w dalszym ciągu lubił. On w dalszym nie kochał Stylesa, kochał poczucie, że istniał ktoś, kto był zawsze na jego skinienie. Lubił wychodzić, kiedy tylko mu się podobało i z kim mu się podobało. Uwielbiał całować, dotykać, tak cholernie łudzić Harry'ego, ale kochał, kiedy mógł robić te same rzeczy z innymi. Dosłownie nic się nie zmieniło.

Kiedy tylko przypominał sobie słowa wypowiadane przez Louisa, nie był w stanie przywołać tych wszystkich emocji, które wypełniły jego ciało. Dopiero teraz, kiedy siedział tak otępiały na tej kanapie, zrozumiał jedną rzecz — on nie poczuł wtedy kompletnie nic. Żadnego smutku ani złości. W pierwszej chwili nie dotarło do niego to, że James zrobił mu coś podobnego, ale potem zaczął płakać. Nic dziwnego, ludzie płaczą, kiedy w życiu przytrafiają się podobne rzeczy. Poczucie, że zostało się zdradzonym jest jednym z tych najgorszych na świecie. Jednakże to nie w tym tkwił sęk, nie o to chodziło Harry'emu. Jakkolwiek śmiesznie, wręcz nienormalnie to nie brzmiało — on w pewnym sensie mógł się tego spodziewać po starszym chłopaku. Dlatego w swoich własnych oczach czuł się jeszcze gorszym, niż prawdopodobnie był w rzeczywistości. Był naiwny. Zdesperowany. Beznadziejny.

Przez cały ten czas wydawało mu się, że mógłby być kimś, o kim drugi człowiek myśli, a następnie do głowy przychodzi słowo miłość. Kiedy pozwalał Jamesowi, by go całował, starał się odrzucić od siebie tę myśl, że mógłby być planem B. Bardzo chciał wierzyć w to, że chłopak naprawdę tęsknił za nim w tym czasie, kiedy nie rozmawiali ze sobą. Chciał wierzyć w to, że to było jedynym powodem, dla którego wrócił. Że może myślał o Harrym, chciał nauczyć się kochać i akceptować go na nowo, aby od nowa stworzyć ich wspólny, być może nieco pokręcony i pełen sprzeczności dom.

Być może chęć bycia chcianym przysłoniła Harry'emu umiejętność racjonalnego myślenia. Jednakże on przecież też bardzo chciał Jamesa. Uczucia, które żywił do niego odżyły w momencie, w którym jakiś czas wcześniej zobaczył go ten pierwszy raz. I teraz, kiedy zrozumiał, że osoba, która była jego nadzieją, tak naprawdę miała go za nic — miał ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. Było mu trudniej, niż myślał, że będzie, kiedy jeszcze jechał samochodem z Louisem.

— Och, okropne, rób z siebie wielce pokrzywdzonego — starszy znowu podniósł głos, a loczek po prostu schował twarz w dłoniach. Nie mógł już tego wszystkiego słuchać, miał dość. Chciał, aby James zwyczajnie przestał. — Nie wiem, co ja miałem w głowie, kiedy postanowiłem wrócić, Styles. Żałuję. Żałuję każdej jednej sekundy, którą spędziłem w twojej obecności.

blue | lsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz