VI

1.4K 123 122
                                    

Być może nie jest idealnie, ale pocieszmy się myślą, że zawsze mogło być gorzej.

Harry niepewnie zrobił krok do środka, kiedy to wyższy od niego brunet przytrzymał przed nim drzwi. Kędzierzawy musiał mocno powstrzymywać się przed wypowiedzeniem słów, które w jakiś sposób byłyby w stanie zranić chłopaka. Tamten z pewnością liczył na to, iż Styles poczuje się zachwycony i, co więcej, nie będzie starał się tego ukryć. Loczek mógł się założyć o to, że właśnie tego pragnął, ale znowu — jego chłopak wymagał od niego rzeczy niemozliwych. Robił rzeczy, których Harry nie chciał, a następnie liczył na poparcie. Na aprobatę. Na całe to: „tak, zrobiłeś dobrze".

Wszedł do mieszkania, w którym panował kompletny chłód, nie odwracając się nawet w stronę Jamesa, by móc na niego spojrzeć. Usłyszał tylko jak tamten ciągnął za sobą walizki i w końcu zamknął drzwi. Tymczasem Styles był zbyt zajęty rozglądaniem się po malutkim, naprawdę malutkim mieszkaniu, które nie było nawet dobrze umeblowane. Niemal od razu pomyślał o swoim domu, który zostawił. O domu, w którym — masło maślane, ale szlag — czuł się jak w domu. „Ale tutaj jesteśmy razem, tylko ja i on. Zrobimy z tego dom, nasz dom", przeszło mu przez myśl.

Teraz zaczniemy żyć — usłyszał tuż przy swoim uchu, przez co niemal wzdrygnął się. Odwrócił się powoli w stronę swojego chłopaka, by dostrzec ten zadziorny uśmiech na jego ustach. Miał na sobie tę czarną skórzana kurtkę, która wciąż była nieco mokra od deszczu. Nie przejmując się nią zbytnio, James Clark uniósł swoją dłoń i położył ją na policzku Harry'ego. Loczek przez chwilę patrzył w jego szare oczy, aż w końcu odruchowo przymknął swoje powieki. Miał nadzieję zobaczyć ten idealny świat, kiedy tylko to zrobił. — Czuję, że to miejsce będzie nasze. Tylko musisz mi ufać. Nie wolno ci we mnie wątpić, Harry, pod żadnym pozorem. Inaczej to nie wypali, wszystko trafi szlag.

Ufam ci — szepnął, nie otwierając oczu. Jego głos nieco drżał; nic nie mógł poradzić na to, że pomimo swoim ogromnych chęci, wciąż miał w głowie obrazy. Różne, naprawdę różne obrazy, które nie pomagały Jamesowi w zdobyciu zaufania Harry'ego na nowo. A mimo to, byli tutaj, byli w tym mieszkaniu, w kompletnie nowym miejscu. Z daleka od znajomych ludzi.

Spójrz na mnie — choć głos Stylesa brzmiał spokojnie, James nie bawił się w bycie wrażliwym czy czułym. Kędzierzawy pokręcił swoją głową, nie chcąc otwierać oczu. Nie mógł na niego spojrzeć, bo już i tak czuł, że łzy zaczynały wypływać z jego oczu, pomimo mocno zaciśniętych powiek. — Harry, powiedziałem coś — nalegał, by w końcu obie jego dłonie spoczęły na twarzy młodszego chłopaka. Ten tylko kręcił głową, aż w końcu schował twarz przy szyi Jamesa i zaczął szlochać. Cały trząsł się w ciele swojego ukochanego, jednakże Todd dość długo zastanawiał się nad przytuleniem go do siebie. W końcu jednak oplótł niedbale ciało bruneta. — Już, cicho... Będzie dobrze. Wszystko się zmieni, ty się zmienisz i będzie cudownie. Gwarantuję ci to.

Jeśli życie miało stać się lepsze, gdy tylko Styles zmieniłby się, on nawet nie chciał się zastanawiać. Chciał zrobić to wszystko dla Jamesa, nawet jeśli oznaczało to ten okropny ból, z którym musiał się zmierzyć.



Obudził go głośny trzask dobiegający gdzieś z mieszkania. Otworzył oczy tak szybko, że dopiero po dłuższej chwili udało mu się zorientować, co się działo. Wcześniej spał, teraz musiał się obudzić i tym razem na pewno już nie śnił. Miał nadzieję, że coś mogłoby wskazać jednak na to, iż mylił się choć trochę. Głowa bolała go niewyobrażalnie mocno, a to nie było warte żadnej rzeczywistości. Podniósł się delikatnie i znów — poczuł się tak, jakby ktoś wbijał igły w jego skromnie. Uniósł dłonie, by dotknąć ich i wtem doznał szoku — miał opatrunek na skórze. Jeśli wcześniej nie czuł się rozbudzony, teraz z pewnością to się udało. Zrzucił kołdrę na ziemię i dopiero w tym momencie zorientował się, że spał w ubraniach.

blue | lsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz