Cztery dni — dokładnie tyle czasu minęło, odkąd Louis po raz ostatni zobaczył Harry'ego, który stwierdził, że najlepszym lekarstwem na problemy jest odejście. Cztery dni wcześniej Louis poczuł się tak, jakby stracił dosłownie wszystko.
Tego dnia podniósł się z łóżka z idealnie znanym mu już bólem głowy. Nie mógł go znieść i nie mógł też powiedzieć, że był czymś, do czego był przyzwyczajony. Teraz natomiast stał się dla niego jak najlepszy przyjaciel, który nie chciał odstąpić od niego na krok. Należało jednak pamiętać przy tym, że istnieje coś takiego jak toksyczne relacje. Toksyczni przyjaciele, którzy więcej zabierają, niż dają od siebie, przez co równowaga nie jest ani trochę zachowana. Louis myślał sobie, że jego tęsknota była właśnie tym przyjacielem. Przyjacielem, którego chciał poprosić o trochę przestrzeni, lecz on wciąż wracał; wracał i chwytał za dłoń, aby wyszeptać do ucha więcej i więcej. Tymczasem Tomlinson był w stanie tylko zapłakać, bo nic nie łamało jego serca jak ta prawda, która obezwładniła go całego.
Wciąż odtwarzał w głowie ten dzień, w którym został sam. Wówczas zatrzymywał się przy wejściu do sypialni, której znienawidził całym swoim sercem. Był w stanie dostrzec swoją własną postać, która siedziała przez długi czas na zimnej podłodze na środku pokoju, łkając tak mocno, że aż go bolało. Mógł usłyszeć to, jak cichutko powtarza błagalnym tonem: nie odchodź, Harry. W tym scenariuszu w jego własnym umyśle Harry wracał za każdym razem. Przytulał się do niego i mówił prawdę, której Tomlinson tak pragnął. Oddałby za nią duszę, jeśli to oznaczałoby, że mógłby w końcu zasnąć spokojnie.
Tego dnia starał się nie przekraczać progu tamtego pomieszczenia. Czuł się jak wariat, któremu odebrano ostatnią nadzieję na coś prawdziwego, przez co nie byłby tak bardzo pozbawiony zmysłów. Może jednak nie był, bo bardzo wyraźnie czuł każdy kolejny niedotyk na skórze. Ten parzył do takiego stopnia, że nie był w stanie uwierzyć w to, iż człowiek mógł odczuć podobny ból. Gdyby nie odczuł tego sam, nie uwierzyłby na słowo.
Wypił kawę, wcześniej dbając o to, aby zjeść choć połowę kanapki, którą przygotował sobie na śniadanie. Czas wziąć się w garść — powtarzał sobie, starając się brzmieć przy tym przynajmniej trochę przekonująco. Aby podkreślić prawdziwość tego pragnienia, zaczął też robić porządki w całym domu. Było dobrze, było bardzo dobrze. Do chwili, w której nie znalazł czegoś na szafce w salonie. Nie wierzył, że był w stanie to wcześniej przegapić, a jednak — w tej chwili trzymał w swoich dłoniach czarny zeszyt, który należał do Stylesa. To nie tak, że był tym typem osoby, która dotykała rzeczy innych bez pozwolenia. Racja, może zdarzyło mu się to raz, kiedy przeglądał książkę kucharską Harry'ego, ale to była całkiem inna sytuacja; wtedy akurat był przekonany, że znajdzie tam jakiś przepis. Bo kto chowa kartki zapełnione swoimi myślami w randomowe, ciężkie książki? Cóż, właśnie Harry. Louis nauczył się przy nim, że dosłownie każda książka może być dobrą kryjówką na swoje myśli. Jeśli nie chodziło o wypadające z nich kartki, były to podkreślane przez loczka słowa.
Tak czy inaczej, teraz było nieco inaczej. Trzymał w dłoniach zeszyt, który należał do Harry'ego, ale przecież znajdował się w jego mieszkaniu. Przekartkował go, starając się nie wczytywać zbytnio we wszystkie znajdujące się tam słowa. Tak jak się spodziewał, był zapisany niemal w całości, jednakże nie mógł przypomnieć sobie, by Harry wypełniał go tutaj. Z pewnością zajmował się tym, kiedy Tomlinson zajmował się innymi rzeczami. Co prawda, były to krótkie momenty, jednakże wciąż jakieś. Być może jednego dnia pozostawił to przez przypadek, kiedy Lou wrócił?
Pragnienie, by znów choć na moment poznać jego słowa stało się większe od zasad, którymi kierował się Louis. Już i tak czuł się wystarczająco słaby przez te uczucia, które ogarniały go po odejściu loczka. Postanowił otworzyć zeszyt w jakimś przypadkowym miejscu i akurat trafił na notkę sprzed pięciu miesięcy.
CZYTASZ
blue | ls
Fanfiction„Harry chciał odnaleźć farbę w kolorze oceanu zamkniętego w louisowych oczach, by następnie w niej utonąć. Bo może i znalazł swoje dzieło, ale scenariusz ukryty na jego obrazie pozostawał tym, który skrywał najsmutniejsze historie." • TW | W opowiad...