I

3.4K 223 338
                                    

Jestem — lekko mówiąc — podekscytowana.

Wstęp, który pojawił się wczoraj był czymś krótkim, dlatego dzisiaj wrzucam pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że to lekkie wprowadzenie do ff przekona Was i sprawi, że polubicie je równie mocno, jak i ja. Miłego czytania!

d.




Chodziło o to, że momentami czuł się tak, jakby jego skóra była papierem, na którym miał obowiązek zapisywać każde kolejne wspomnienie.

Każda jedna sekunda, która znaczyła coś więcej, każde słowo odbijające się w głowie niczym echo, było dla niego jak rysa, którą chciał, czy też musiał pozostawić. Niezależnie od tego jak bolało — to się stało. Chciał to czuć, chciał o tym pamiętać, chciał nosić na swoim ciele, jakby od tego zależało całe życie.

Przyglądał się szczupłej, bladej postaci, która znajdowała się w odbiciu lustrzanym. Zerkał na chude ręce i z dziwnym uczuciem stwierdził, iż blizny pozostawione tam kiedyś nie były już widoczne. Wtedy się bałem, przechodzi mu przez myśl. Wtedy, czyli kiedy jeszcze za wszelką cenę chciałem ukryć to przed każdym, ale nie wychodziło. Dlatego zerknął w dół, na białe jak ściana uda. Nic dziwnego, że nie chciał opalać się w wakacje. Kto chciałby wyjść i odsłonić siebie z takim ciałem? — pytał siebie, przy czym słowa takie ciało brzmiało dla niego jak najgorsza obelga.

Przejechał swoim długim palcem po tych ciemnych smugach, które teraz już nachodziły na siebie na białej skórze. Ona nigdy nie była nieskazitelna, nie potrafił wyobrazić sobie takiego ciała. Był przekonany co do tego, iż ten obraz był jedynie wymysłem wszystkich tych kolorowych czasopism czy też ludzi na instagramie, którzy za wszelką cenę chcieli być widziani właśnie w taki sposób. A mimo to, mimo nieobecności na tej planecie ludzi nieskazitelnych, wierzył w istnienie ludzi pięknych. Wierzył także i w to, że sam przestał być taki, kiedy zranił się raz, drugi, dziesiąty...

Człowiek wie, a jednak, to wcale go nie powstrzymuje.

Nieco przybliżył się w stronę lustra, a wszystko tylko po to, aby móc przyjrzeć się samemu sobie jeszcze uważniej. Chciał spojrzeć samemu sobie w te zielone oczy i choć spróbować wyczytać ukryte w nich emocje. Jak się okazało, te oczy wcale nie były zwierciadłem duszy, a jeśli tak — jego dusza była całkowicie pusta, pozbawiona wszystkiego. Westchnął na tę myśl, przeczesując palcami swoje brązowe loki. Przymknął swoje powieki na dłuższy moment, chcąc wycofać się i usiąść na koszu do prania. Niestety, jeden niezdarny krok wystarczył, aby Harry Styles narobił hałasu w środku nocy z pomocą kilku butelek, które z trzaskiem upadły na kafelki w łazience.

Spanikowany dwudziestolatek poruszał dłońmi w dziwny sposób, tak jak na tych wszystkich filmach, gdzie nagle okazuje się, że główni bohaterowie mają super moce, dzięki którym unikają wszystkich tych wypadków. Och, gdyby tylko jego życie było filmem. Na jego twarzy wymalował się lekki strach. Czym prędzej zabrał się za podnoszenie z podłogi rzeczy, ponieważ chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Chciał wrócić tam niezauważony i udawać, że nic się nie stało. Być może wówczas nikt nie zorientowałby się, że...

— Styles, jeśli to znowu jesteś ty, to jak Boga kocham, już nie żyjesz — usłyszał nagle głos pod drzwiami łazienki i musiał mocno ugryźć się w język, żeby znowu nie odpowiedzieć czegoś głupiego. — Nie wiem, co ty znowu kombinujesz, ale mam już po dziurki w nosie tego twojego myszkowania po mieszkaniu w nocy. Jest grubo po drugiej, człowieku!

— Przepraszam, Zayn — powiedział głośno, jednak nie otworzył drzwi. Zbyt bardzo bał się, iż jego pozornie spokojny współlokator w końcu nie wytrzyma i da mu w twarz. Może tego potrzebował, ale nie, wolał nie sprawdzać. — Ja... Źle się poczułem, chciałem teraz wziąć prysznic i przez przypadek szturchnąłem te rzeczy leżące na szafce, wybacz.

blue | lsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz