XVII

1.1K 107 80
                                    

— Ty pewnie nie zostawiłbyś swojej siostry — powiedział Harry, znowu upijając wino ze swojego kieliszka. Kątem oka zerknął na butelkę i ze smutkiem stwierdził, że była ona pusta. Co prawda, nie powinien był narzekać, bo przecież wypili już trzy! Ale w dalszym ciągu, coś wywoływało smutek. — Myślę, że pojechałbyś za nią na koniec świata i jeszcze dalej...

Louis trzymał swoją głowę na oparciu kanapy, leniwie uśmiechając się w stronę loczka. Styles myślał sobie, że gdyby nie to, że oparcie podtrzymywało go jeszcze w jakiś sposób, to starszy już dawno by spał. A może tylko mu się wydawało, może to tylko te rozmarzone, błękitne oczy wprowadzały go w błąd.

— Dlaczego tak myślisz? — zapytał szatyn, a to zepchnęło Harry'ego z tropu. Miał powiedzieć zwykłe „tak” i nic więcej! Co za człowiek. — Ale racja, nie mylisz się. Pojechałbym za nią wszędzie, bo ma talent do pakowania się w kłopoty.

— No widzisz, dbasz o nią — powiedział cicho. Uznał, że zapomnieli o fakcie, iż Louis zadał jakiekolwiek pytanie.

— Posmutniałeś.

— Zauważyłem, że prawie zawsze jestem smutny, Lou — wzruszył ramionami, po czym powoli podniósł się z kanapy. Kiedy tylko świat zawirował, a nogi dosłownie ugięły się pod nim, wrócił na swoje miejsce. — Jesteśmy troszkę pijani, prawda?

Louis zaśmiał się cicho, po czym rozłożył swoje ramiona. Harry nie wiedział, w jaki sposób powinien interpretować ten gest; nie wiedział, czy w ogóle powinien go interpretować. Koniec końców, bez dłuższego zastanawiania się, wcisnął się pomiędzy szatyna, a oparcie kanapy. Tak, że starszy ledwo utrzymywał się na miejscu, dlatego też obejmował mocno ciało loczka.

— Dlaczego jesteś smutny, Hazz? Mam na myśli... no, jakby nie patrzeć, właśnie rozstałeś się z typem, który był ci bliski — mówił tak szybko, że Harry ledwo był w stanie nadążyć. Jego umysł zaczął działać bardzo powoli. Musiał przymknąć powieki, ale obiecał sobie, że nie zaśnie. Wiedział, że miał tendencje do zasypiania po alkoholu, ale nie tym razem. Chciał rozmawiać. — Mam nadzieję, że nie uraziłem cię. Trochę ani bardzo, sam wiesz...

— Ej, cichutko — mruknął, machając lekko dłonią, aż w końcu napotkał usta szatyna. Zasłonił je, rozkoszując się ciszą, którą spowodował poprzez ten jeden malutki gest. — Jestem smutny, bo powiedziałem o siostrze. Moja mnie nienawidzi.

— Nie sądzę, by cię niena-

— Cicho sza, Lou — przerwał znowu, jednak tym razem nie zasłonił mu ust. Zamiast tego, wtulił się nieco w obejmujące go ramię Louisa. Może i mieli mało miejsca, ale było mu dość wygodnie. A może to tylko złudzenie stworzone przez jego umysł po tym jak pochłonął takie ilości alkoholu w tak krótkim czasie? O ile pierwszą butelkę wypili z głową, dwie kolejne skończyli dość szybko. — Wiesz, chodzi o to, że wyjechałem moment po tym jak nasi rodzice zginęli w wypadku.

Czekał na to, aż Louis mu przerwie, ale — niech to szlag — nie przerwał. Musiał kontynuować.

— To był ciężki czas, bo nagle okazało się, że mamy tylko siebie. Nie licząc tego, że ona miała Michaela, a ja Jamesa. Z tą różnicą, że Michael ją kochał, oświadczył się i był szczery — mówił tak wolno, że aż on sam czuł się tym zmęczony. Słowa opuszczały jego usta, ale nie był pewien, czy wcześniej znajdowały się w jego umyśle. Co za dziwny stan. — Teoretycznie rzecz biorąc miała się mną zająć, ale praktycznie... no, uciekałem. Zamykałem się w sobie, uciekałem do Jamesa, a on mnie nakręcał, aż w końcu... bum, jestem tutaj.

— Starałeś się z nią rozmawiać? — zapytał w końcu Tomlinson i szlag, Harry dopiero teraz zorientował się, że usta starszego znajdowały się o całkiem blisko karku Stylesa. Tak nie powinno być. — To twoja siostra.

blue | lsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz