Przez całe swoje życie był zbyt naiwny, co dla Jamesa było wręcz idealną podstawą do popełniania tych samych, starych błędów. Pozostawiał po sobie wszystko to, co najgorsze, bo pewne rysy pozostają z człowiekiem — w jego głowie — aż po sam kres jego dni.
Kiedy tylko po wszystkim James wsiadł do samochodu, odłożył broń między sobą a Harrym. Prawdopodobnie ufał Stylesowi zbyt mocno. Chyba, że nie miało to nic do zaufania; wielce prawdopodobny okazał się fakt, iż nie wierzył w to, że Harry byłby w stanie cokolwiek zrobić. Brunet nie mógł się temu dziwić, jeśli on sam nie spodziewałby się tego po sobie. Mianowicie jego wzrok z każdą kolejną sekundą wędrował w kierunku broni. Jego dłonie drżały, kiedy z każdą kolejną sekundą starały się unieść, by już po chwili opaść z powrotem na miejsce. Bał się. Bo James był tym silniejszym, tym odważniejszym, być może i tym szybszym. A czy uwierzyłby w groźby Stylesa? Czy zatrzymałby pojazd, gdyby tylko Harry powiedział „zatrzymaj się albo strzelę"?
Musiał działać szybko. To był ten moment; moment wręcz idealny, bo James zbyt bardzo skupił się na tym, by zgubić Louisa.
Odliczał w głowie kolejne sekundy. „Na trzy", obiecywał sobie jakieś kilka razy. Za każdym razem tchórzył, zbyt bardzo bojąc się zakończenia. James wciąż mówił coś w jego kierunku, jakby spodziewał się, że Harry w ogóle słuchał. Ale on był w kompletnie innym miejscu, jego myśli obejmowały już broń, która tym razem mogła stać się jego wybawieniem.
Jego ucieczką od tego wszystkiego.
Już nie liczył, po prostu szybko chwycił pistolet, natychmiast odsuwając się delikatnie w stronę swoich drzwi. James krzyknął coś, natychmiast wyciągając dłoń po swoją własność, ale Styles trzymał zbyt mocno.
— Zatrzymaj się — powiedział chłodno, z całej siły starając się panować nad głosem. Zemdliło go, gdy tylko zrozumiał, co takiego trzymał we własnych dłoniach i czym takim groził temu facetowi. Chciał, żeby to wszystko dobiegło końca jak najszybciej.
— Styles, jeśli teraz tego nie odłożysz i spieprzysz wszystko bardziej, niż spieprzyłeś — mówił, za każdym razem starając się sięgnąć po pistolet. Samochód zaczął zataczać szlaczki, ponieważ kierowca był zajęty szarpaniną. — Pożałujesz tego.
— Przestań to robić, bo strzelę — ostrzegł znowu.
Nie wiedział, czy kiedykolwiek widział Jamesa aż tak zdenerwowanego. Kiedy starszy przestał szarpać się z nim po dłuższej chwili, miał ochotę odetchnąć z ulgą. Wówczas samochód zaczął zjeżdżać na bok.
Zastanowił się, jakie to musiało być uczucie. Jeszcze nie tak dawno James stał przed Louisem, mierząc z tej samej broni właśnie do niego. Miał nad wszystkim kontrolę, a teraz nagle role odwróciły się i to on stał się tym, który musiał słuchać wszelkich poleceń. Nagle stracił to, co dawało mu pewność, że wszystko mogło pójść tylko i wyłącznie po jego myśli.
Człowiek jednak nie jest Bogiem, James.
Zgasił silnik, przez dłuższy moment zaciskając jeszcze swoje palce na kierownicy. Harry bardzo mocno trzymał pistolet, którym ani na moment nie przestał mierzyć w kierunku starszego. Nienawidził siebie za to, ale prawdą było to, że w tamtej chwili to nie on zasługiwał na nienawiść. Nie zrobił nic złego; chciał tylko ochronić siebie i Louisa.
— Oddaj mi to — usłyszał w końcu. Twarz starszego mężczyzny zwróciła się w jego kierunku tak nagle, że on poczuł się tak, jakby został przyszpilony do tych drzwi. Jego oddech przyśpieszył z nerwów, a druga dłoń zaczęła szukać z drugiej strony klamki. James postanowił wykorzystać ten moment, natychmiast zaczynając szarpać się z kędzierzawym. Z tym, że on nie zamierzał się poddawać. — Będziesz tego żałował, Harry!
CZYTASZ
blue | ls
Fanfiction„Harry chciał odnaleźć farbę w kolorze oceanu zamkniętego w louisowych oczach, by następnie w niej utonąć. Bo może i znalazł swoje dzieło, ale scenariusz ukryty na jego obrazie pozostawał tym, który skrywał najsmutniejsze historie." • TW | W opowiad...