XIX

1.1K 123 113
                                    

Tak na 40 minut przed pisaniem próbnej matury online (Boże, czym to będzie...) — rozdział na poprawę humoru (z pewnością mojego własnego). Będę szczera, lubię go bardzo.

Dla wszystkich piszących i tych, którzy nie piszą, powodzenia i miłego dnia. Uważajcie na siebie!

d.


———

Jeśli teraz podejdziesz bliżej, być może uda ci się dostrzec coś więcej, niż zwykle niezwykłe rysy kolejnego człowieka, który pojawił się na twojej drodze. Przyjrzyj mi się, a być może uda ci się dostrzec historie opisane na moim ciele. Pozwolę ci unieść dłoń i przejechać palcem po skórze, jakby była płótnem. Ty sam natomiast będziesz pędzlem. Co za niesamowity obrót spraw; przecież jesteś sztuką. Jesteś człowiekiem, który przenosi ze sobą letnie niebo oraz ocean. Jesteś tym, którego chłód rozgrzewa. Porządkiem, który nosi w sobie chaos; porządkiem, który jest pozorem, złudzeniem.

Podejdź bliżej, a może nie zamknę się przed tobą jak książka, której zakończenia nie chciałbym pozwolić ci poznać.

Wyciągnę dłoń w twoim kierunku, podaruję ci słowa, których znaczenie poczujesz całym sobą. Podaruję ci coś więcej, niż te litery, o których istnieniu zapomnisz po dłuższym czasie, gdyż rozpłyną się w powietrzu. Nie zrobią tego.

Otworzę pudełko, w którym trzymam wszystko to, co prawdziwe. Rozchylę swe wargi, a następnie wyśpiewam ci wszystko.

Czasem strach paraliżuje mnie zbyt mocno. Dziś wyciągnę dłoń w twoim kierunku. Nie oddawaj mnie.

———

— Nie pojedziemy tam jutro — wyszeptał w przestrzeń.

Było ciemno i cicho; było tak cicho, że to aż mroziło krew w żyłach. Być może dlatego Harry nie mógł się powstrzymać i wypowiedział te słowa. To nie tak, że nie mógłby uświadomić Louisowi rano, iż nigdzie się z nim nie wybierał.

Gdyby nie cichy szelest na miejscu tuż obok, mógłby sobie pomyśleć, że obok nie było nikogo. To natomiast oznaczałoby, że znów był sam, a może jeszcze to, iż nigdy nie przestał być sam. Czułby się nieco przerażony i nie chodziło mu o to, że przestał lubić swoją samotność, która istniała w nim od zawsze. Jednakże teraz był Louis, w którego łóżku leżeli, czekając na sen. Każdy po swojej stronie, jakby jakaś gruba granica musiała oddzielać ich od siebie.

— Dlaczego tak mówisz? — usłyszał ściszony głos za swoimi plecami. Przewrócił się na drugi bok. Co prawda, nie miał możliwości dostrzec twarzy Louisa w tej ciemności, ale chciał przynajmniej udawać, że mógł na niego patrzeć. — Warto spróbować, Hazz. Nie masz pojęcia, co może się stać.

— Wiem. Ty też nie masz o tym pojęcia. Być może zmierzamy w kierunku katastrofy — zauważył, swoim zdaniem słusznie. Był raczej tym, który wolał uniknąć burzy, niż biec w jej kierunku. — Chciałbym, żebyś dał mi trochę czasu. Tak jak ja sam postanowiłem.

Znów ta cisza.

Zamrugał kilkakrotnie. Nagle zrozumiał, że ciemność potrafi być okropnie ciężka. Jego powieki unosiły się i opadały dosłownie co kilka sekund, a oczy starały się dostrzec to, co znajdowało się dosłownie centymetry przed nim. Postać, której spojrzenie — mimo wszystko — mógł poczuć na sobie. Mógł przysiąc, że słyszał bicie serca Louisa. Jeśli nie, było to jego serce. Tak czy inaczej, słyszał bardzo dobrze, więc nikt nie mógłby powiedzieć, iż w tym pokoju brakowało jakichkolwiek głębszych odczuć. Jakkolwiek głupie to nie było, to właśnie to serce mówiło mu wszystko. Jego lub Louisa. A może ich.

blue | lsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz