Rozdział IV

41 7 1
                                    

POV: Slenderman

- Naprawdę Trendermanie? - "spojrzałem" na niego z politowaniem. - Jakiś pokaz mody, jest aż tak ważny? - Usiadłem na swoim fotelu "patrząc" na niego.

- Co?! Nie! Kto przełączył kanał?! - Rzucił się na Jeffa i zabrał mu pilot. Killer prychnął pod nosem, a mój brat włączył kanał na wiadomościach. Cała rezydencja zebrała się, niewiadomo czemu.

POV: Avinia

Chowam się z Lexi za jakimś domem i obmyślamy plan jak niedopuścić do egzekucji, śmierci, powieszenia jak to woli Matta. Otóż ta "malutka" misja Frank'a i Twina to była zabicie tych naukowców, którzy robią jakieś tam szkodliwe operacje ludziom. Wszystko szło porządku dopóki agenci NASO nie wtargnęli do placówki. Ja uciekłam przez lustro, Lexi jako duch przeniknęła się przez ścianę, a Matt... Zapomniałyśmy o nim. I teraz jest o to
ta sytuacja. Najgorsze jest to, że kręcą się paru agentów i policjantów oraz to leci na żywo! Kto normalny ogląda w telewizji takie rzeczy?! Dobra... nie tego nie było.

- I co my zrobimy?! Jak coś mu się stanie nie daruje sobie tego! Jak można zapomnieć w takiej sytuacji o człowieku?! - Niebieskooka zaczęła histeryzować. Jeszcze kurwa tego mi brakowało, aby ją uspokajać. Przekręciłam oczyma i patrzyłam na zbiegowisko niedaleko nas.

- Ehh... Co zrobimy? - powiedziałam pod nosem, rozglądając się, lecz to nic nie dało. Walczyć z nimi nie możemy, nie damy rady we dwie i jeszcze uwolnić chłopaka. Nie mogę dać im zrobić krzywdy. Spojrzałam na dziewczynę i zauważyłam, że płacze. Chcąć lub nie chcąc przytuliłam ją. Nie lubię takiej bliskości. - Wiem co zrobimy.

- Co?! Mów, szybko! - Znowu przekręciłam moimi pięknymi oczkami. Gdybym to ja była na niego miejscu musiałabym sobie sama radzić, bo nikt nawet się nie ruszył, no dobra oprócz Frank'a, bo ten akurat zachowuje się jak mój ojciec.

- Ja jakoś odwrócę ich uwagę, a ty go rozwiążesz i pobiegniecie w stronę lasu, a ja miasta. - Mówię dość zimno, bo zauważyłam jak drygnęla się na mój głos.

- Ale to jest zbyt ryzykowne... Może coś Ci się stać! - Zmroziłam ją wzrokiem. Rozumiem, że się o mnie martwi, bo ja o nią też tylko... nie potrafię tego pokazać w ten sam sposób co ona.

- Nie martw się i rób to, co do Ciebie należy. - Nie czekając na jej odpowiedź ruszyłam w stronę ludzi. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Dla mnie to na rękę. Gdy byłam na środku zgromadziska zaczęłam głośno klaskać. Ci, którzy zwrocili na mnie uwagę zaczęli krzyczeć i uciekać. No tak, mam całe bandaże na rękach w krwi. Nie pytajcie czemu mam te szmaty, długa historia. Już po chwili byłam sama na środku. Agenci ustawili w moją stronę broń, a ci kamerzyści kamery. Nawet do tego gówna jest heliktopter, który również filmuje.

- Gratulacje moi Kochani! - Mój głos był pewny ironi. Lekko się uśmiechnęłam, gdy zauważyłam zdezorientowanie na ich twarzyczkach. - Złapaliście... - Tutaj się zaciełam. - Jednego z morderców. Gratulucję, ale czy będziecie na tyle silni, aby złapać mnie? - Gdy skończyłam moje przemówienie, od razu zaczęłam uciekać, usłyszałam jeszcze "Za dziewczyną! Ona jest bardziej wartościowa, niż chłopak!". Kątem oka zobaczyłam Lexi i Matta uciekających w stronę lasu. Teraz zaczęłam wzrokiem szukać jakiegoś lustra, ale kurwa! Jak to w mieście, nie ma żadnego lustra?! Jak?! Uspokoiłam się trochę i pomachałam to helikotpera, a bardziej do kamery, którą mnie nagrywali.  Stanęłam i oparłam się o stary dom, który był na kóncu miasta. Ludzie! Ja przebiegłam prawie całe miasto i nie znalazłam, żadnego, rozumiecie? ŻADNEGO lustra! I do tego zmęczyłam się jak chuj. Już po chwili nasi "kochani" agencikim dogonili mnie, ale zatrzymali się w bezpiecznej odległości. Prychnęłam pod nosem. Też mi "prawdzili mężczyźni". Już nawet Teddy jest od nich odważniejszi.

- Co tak wolno? Wiecie ile na Was czekałam? - Uśmiechnęłam się przerażająco, a jeden pobladł na twarzy. Mają dzisiaj szczęście, że nie chce się z nimi użerać i ich nie zabiję. A nie każdemu zdarza spotkać się z córką Krwawej Mary, zwanej jako "Krwawa Mary". Szybko otworzyłam drzwi i weszłam do tego pruchna. Proszę, niech tu będzie lustro. Nawet takie małe. Przeszłam cały dom, unikająć tych gnich i nic. Jestem w ostatnim pokoju na górze i nie uwierzycie? Też nie ma lustra! Podeszłam do okna i usłyszałam otwieranie drzwi. Wiedziałam kto to.

- Ej typy! - krzyknęłam do nich. Cóż... muszę wymyśleć jakiś plan. - Jak myślicie, czy jak skoczę to się zabije? - Spytałam retorycznie, bo dla nich to byłoby na rękę i na spokojnie jakieś chore eksperymenty mogli by na mnie zrobić. Tak patrzyłam za okno i zauważyłam... O MÓJ BOŻE. Kij z tego, że jestem nieregilijna, ale O MÓJ BOŻE. TAM JEST LUSTRO! Niby rozbite, ale lutro. I teraz mam problem. Jest 50% szans, że wejdę do lustra i 50% szans, że popełnie nieumyślne samobójstwo. Ehh... Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampam, nie? Czy jakoś tam, ale bardziej wolę wódę. Kurwa, dzuewczyno nie teraz.

- Więc ja się z państwem żegnam. Do zobaczenie Wy moje... robaczki? - ostatnie zdanie powiedziałam dość... pedofilsko? Otworzyłam okno i skoczyłam przez nie i tak! Udało się! Ja żyję! Ale teraz jedna rzecz mnie zastaniawia. Dlaczego Ci chuje nie strzelili we mnie, tylko pozwolili mi uciec? Po chwili dałam sobie spokój z tym pytaniem i weszłam do swojego salonu. Odrazu Matt, Lexi i Twin mnie przytulili a ja "kulturalnie" powiedziałam, że mają mnie puścić. Za to Frank zrobił mi wykład, że było to nieodpowiedzialne, lecz całe moje życie jest nieodpowiedzialne, nie? Jeszcze coś tam paplał, ale nie zwróciłam na to uwagi, jak zwykle.

POV: Slenderman

To... to nie może przecież być prawda!

************************************
Tadaam!
Czytasz? Zostaw po sobie znak!
Komentarz~💬
Gwiazdka~⭐

"Córka morderców" ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz