POV: Avinia.
Obudziłam się z cholernym bólem głowy. Przeszłam przez lustro do kuchni i otworzyłam szafkę z lekami. Po chwili znalazłam tabletki na ból głowy i wzięłam kilka.
- Oszalałaś? - Pyta Masky, a ja przekręcam oczami. - Tyle się tego nie bierze! - Mówi zdenerwowany, a do kuchni kurwa połowa domu wparowała.
- Co jest? - Pyta ojczulek, a ja jak nic idę do wyjcia, ale jebany konfident złapał mnie w talii i przycisnął do siebie.
- Nic, poprostu wzięła za dużo tabletek. - Mówi, a ja prycham pod nosem i mruczę cicho, że nic mi nie będzie.
- To tylko tabletki na ból łba... - Mruczę próbując się wyrwać z uścisku Masky'ego. - Do jasnej cholery puść mnie! - Krzyknęłam, ale nie puścił mnie. Zamknęłam oczy i uspokoiłam się trochę. - Kochany Masky, mój współlokatorze, proxy mego ojca, mój znajomy proszę puść mnie, a jak nie to wykurwie Ci w twarz... - Mówię spokojnie, a on po chwili mnie puścił. - Dziękuję. - Mówię i spoglądam na panów. Uśmiecham się wrednie i wychodzę kuchni, a później z domu.
************************************
Czytasz? Zostaw po sobie znak!
Komentarz ~💬
Gwiazdka ~⭐