Wiedziałem, że nie mogę tak po prostu odejść bezwiednie jak tchórz i po raz kolejny wykazać się dużą nieodpowiedzialnością jak robiłem do tej pory. Zdawałem sobie sprawę, że odchodząc z tego świata muszę pomyśleć nie tylko o sobie, ale także o moich najbliższych, którym zdążyłem już wyrządzić niemałą krzywdę, a znikając bez słowa wyjaśnienia zrobiłbym to ponownie. Musiałem się zastanowić, co tym, na których ciągle zależało mi najbardziej na świecie po sobie pozostawię. Postanowiłem tak wszystko pozałatwiać aby zapamiętali mnie jak najlepiej tylko się da. Jednak tym postanowiłem się zająć później, w pierwszej kolejności powstanowiłem zabrać się do czegoś takiego co jest nazywane pospolicie "pogrzebem". Pomyślałem, że wędrówka na tamten świat tak czadowego człowieka jak ja nie powinna wyglądać jak każda inna. To musiało być wielkie wydarzenie, które powinno utkwić w pamięci na długo, dlatego trzeba było podejść do tego bardzo poważnie. Udałem się do najpierw do krawca, aby wybrać dla siebie garnitur na te jakże zacną uroczystość. Poprosiłem typa o jak najdroższy z jak najbardziej intensywnym odcieniem czerni. Gościu prawie zszedł na zawał kiedy zorientował się za ile garnitur zamierzam wziąć. Kiedy mi go mierzył robił to tak delikatnie jakby obcował z prawdziwym dziełem sztuki
Krawiec: A mogę wiedzieć na jaką uroczystość wybiera się pan w tym garniturze, że zamierza pan na niego przeznaczyć tyle, ile wynosi pół mojej pensji? Na ślub ministra pan idzie?
Jakub: Nie, absolutnie drogi panie. W planach mam co prawda bardzo ważną dla mnie uroczystość, ale nie jest to ślub i tym bardziej nie ministra. Jest to pogrzeb
K: A mogę wiedzieć w takim razie kim jest nieboszczyk? Chyba kimś panu bardzo bliskim i to ktoś niewątpliwie niezwykły skoro aż tak bardzo przepłaca pan na garnitur na jego pogrzeb?
J: No bezsprzecznie jest kimś bliskim dla mnie, nawet bardzo, spędziłem z nim całe życie i niezwykłym bezsprzecznie. Ale wie pan co, teraz jak tak pomyślę, to tak naprawdę nie miałem okazji go tak dobrze poznać jak bym chciał
To prawda, nie wykazałem się dużą dozą skromności mówiąc o sobie jako niezwykłym (w końcu nie zasługiwałem na miano takiego nawet w najmniejszym calu), ale ponieważ i tak za kilka miesięcy mnie już nie będzie, to jakie to będzie miało dla kogo znacznie czy nazwałem siebie niezwykłym czy wręcz beznadziejnym
K: Czyli taki prawdziwy przyjaciel rozumiem?
J: Tak jakby
K: A na kiedy ma być gotowy ten garnitur?
J: No wie pan, jeszcze dokładniej daty nie jestem w stanie panu podać, ponieważ wszystko jeszcze trwa. Ale raczej niestety nie dalej jak za kilka miesięcy. Jak już będzie wiadomy ostateczny termin to pana oczywiście poinformuje. A może miałby pan ochotę wpaść na te uroczystość? Gwarantuje, że pan nie pożałuje. W tle zamiast marsza pogrzebowego będzie leciał najlepszy nowy kawałek rockowego zespołu "Soarring Eagles-Podniebne Orły", zna pan?
K: Niestety nie, ale poznam z przyjemnością. Proszę się przejrzeć, zobaczyć jak pan się czuje w tym garniturze, czy jest wygodnie, czy nic nie uwiera
J: No powiem panu, że jest klasa. Faktycznie moim oczom ukazuje się kawał przystojnego eleganta, jednak wie pan, coś mi tu nie pasuje. Bo ten koleś, do którego wybieram się na pogrzeb, on nie znosił takiego sztywnego ubioru z krawatem pod samą szyję. Chyba lepiej będzie jak na ten pogrzeb pójdę w koszulce zespołu o którym wcześniej panu wspomniałem, w ten sposób moim zdaniem oddam mu zdecydowanie większy hołd
K: Na pogrzeb chce pan iść w rockowym t-shercie?
J: Dokładnie. No wie pan, ten gość był trochę ekstrawagancki, także dziękuję panu za możliwość przymiarki, nie rezerwuje tego garnituru, ale na pewno polecę pański sklep moim kolegom. Także jeszcze raz dziękuję, do widzenia i życzę miłego dnia
K: Dziękuję, do widzenia. Dużo zdrowia!
J: Przydałoby się
Po tym jak ustaliłem co będę miał na sobie podczas mojego ostatniego pożegnania, to teraz był czas na postanowienie w czym będę złożą mnie do piachu. W tym celu udałem się do najlepszego zakładu pogrzebowego w Warszawie. W drodze w tamto miejsce moje myśli ciągle krążyły wokoło tego, co teraz słychać i jakie są losy mojej rodziny, która bardzo niedawno opuściła Polskę. Zdecydowałem, że nic mi nie pozostaje jak tylko do nich zadzwonić. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu moje jakiekolwiek próby kontaktu okazały się bezskuteczne, albowiem mojego telefonu nie raczył odebrać ani Tomek ani Kaśka. O Natalce, która chyba jest już na mnie obrażona na amen i nic nie zapowiadało zmiany takiego stanu rzeczy, już nawet nie wspomnę. Postępowanie moich bliskich, wcale mnie nie dziwiło. W końcu jakby mi ktoś zrobił takie świństwo jak ja im to zachowałbym się dokładnie tak samo. Chyba najbardziej z tego wszystkiego dotknęła mnie automatyczna sekretarka mojej księżniczki Kasi: Tu najbardziej nieszczęśliwa i znudzona z powodu badziewnego nowego gacha mojej mamy dziewczynka na świecie. Jak mi się będzie chciało i jakimś cudem najdzie mnie ochota to może odbiorę. Chyba że jesteś moim ojcem, to nie ma mowy. Nie sądzę, żebym mogła się do ciebie jeszcze kiedykolwiek odezwać po tym co mi zrobiłeś, frajerze". Moja najukochańsza córeczka zawsze była szczera, w niektórych momentach takich jak ten rzeczywiście może trochę za bardzo. Ale w pełni jej rozumiałem. Jej słowa choć były chyba najboleśniejszymi jakie było mi dane słyszeć, były w pełni adekwatne do obecnej sytuacji. Postanowiłem, choć wiedziałem, że to nie ma sensu i że i tak mi pewnie nie odpowie, ale nie zamierzałam się poddawać jak weszło mi w nawyk, zostawić jej następującą wiadomość: "Wiem doskonale, że nadal jesteś na mnie zła i uwierz mi, że w pełni rozumiem to, że uważasz mnie za najgorszego ojca na świecie, ale wiedz także że bardzo za tobą tęsknię oraz się martwię czy u ciebie tam wszystko w porządku. Dałaś po sobie poznać, że nowy facet twojej matki jest może trochę sztywny, ale chociaż daj znaka czy Cię nikt tam nie krzywdzi. Gdyby Ci się kiedyś tam chciało w wolnej chwili to zrobić królik to byłbym bardzo wdzięczny. Odezwij się błagam. Twój najgorszy ojciec". W tym przypadku wiedziałem, że taki tytuł mi się w pełni należy, aniżeli "człowieka niezwykłego" jak nazwałem się wtedy tam u tego krawca. Aby zająć czymś myśli i już nie rozwodzić się nad tym jak bardzo cierpię z powodu braku przy mnie mojej rodziny (mój ból wzmagało to, że według mnie nie było to do końca z mojej winy) to postanowiłem przyspieszyć w drodze do tego przedstawiciela zakładu pogrzebowego, który już od pół godziny cierpliwie na mnie czekał. Kiedy wszedłem do tego miejsca, które szczerze mówiąc wyglądało jak z prawdziwego horroru chciałem jak najszybciej stamtąd wyjść. Jednak wiedziałem doskonale, że sprawa jaką muszę tam załatwić jest niecierpiąca zwłoki (he he suchar) i że prędzej czy później zmierzenie się z nią dopadnie każdego bez wyjątku. Sprzedawca w tym zakładzie chyba skończył jakąś szkołę dla mistrzów reklamy, albowiem rzeczywiście przedstawił mi cały swój asortyment w sposób tak atrakcyjny i ciekawy, że gdybym naprawdę miał umrzeć jutro to bym bez wahania wziął pierwszą lepszą trumnę jaką oferował (z trumny z naszego drzewa trafisz pan prosto do nieba czaicie to? albo korzystając z naszej usługi, zapewnisz sobie szczęśliwy żywot wieczny długi czy jakoś tak. Musicie przyznać, że ze względu na swoją kreatywność i umiejętności ciekawej reklamy facet zasługuje na uznanie), jednak pomimo tego, że bardzo się starał abym koniecznie właśnie od niego wziął to łoże, w którym zostanę pochowany na wieki wieków to niestety muszę przyznać z przykrością, że absolutnie żaden model z tego co mi przedstawiał nie odpowiadał mi w ogóle. Jako gitarzysta zespołu rockowego byłem przezwyczajony do robienia wszystkiego na wypasie (umieranie też mam na myśli, jak wszystko to wszystko), a bycie pochowanym w zwykłej i najzwyklejszej czarnej trumnie chociażby nawet z drewna najlepszej jakości było dla takich super osób jak ja co najmniej nieodpowiednie
Pracownik: No to jak widzi pan mamy bardzo szeroki asortyment i do tego zaoferowany najatrakcyjniej jak tylko można. Wydaje mi się, że po mojej perfekcyjnej reklamie udało mi się pana przekonać do tego, aby to właśnie nasz towar zdecydował się pan zakupić. Dodam jeszcze że mamy najniższe ceny w okolicy oraz dajemy największą ilość rabatów w Warszawie z tego co mi wiadomo
Kuba: No dobrze, faktycznie trzeba to przyznać, że statuetka mistrza reklamy to się panu w zupełności należy i że pewnie potrafi wcisnąć nawet telefon człowiekowi głuchemu
P: Oj dziękuję, schlebia mi pan naprawdę
K: Ale niestety mnie pana oferta niestety nie przekonała. A miałby pan coś bardziej punkowego albo rockowego?
P: Słucham jakiego?
K: No wie pan, mnie jakieś tam cztery dechy suchego dębowego, nawet jeśli w nich był pochowany ostatni cesarz Japonii raczej nie kręcą. Jeśli już to jednak zdecyduje się raczej na urnę, ponieważ nie chce żeby mnie później żarły jakieś robaki. I to nie jakąś tam że jest tylko jednego koloru i tyle nudy na pudy. Jeśli już to ten kolor powinien być czarny. Powinna lśnić jak Stratocaster Davida Gilmoura (wyguglujcie sobie, choć jak dla mnie wstyd nie wiedzieć co to takiego). Zmarły był czadowym gitarzystą, który jak grał to dosłownie unosił się w powietrzu. Mówię poważnie. Na urnie powinien się znaleźć napis o następującej dumnej treści "Punks not dead", bo sam punk nigdy nie umrze, tylko jego wykonywacom może się to zdarzyć. To jak? Da się zrobić?
P: Klient nasz pan
K: A i jeśli chodzi o pomnik. To także bym chciał żeby był wykonany z takiego najsolidniejszego kamienia, nie z jakiegoś tam tandetnego i badziewnego marmuru, tylko z takiego twardego i pożądanego granitu. Kształt także życzyłbym sobie nietuzinkowy. Pomnik powinien pokazywać, że w tym miejscu leży muzyk rockowy o wielkim talencie, także najlepiej by było, aby była to błyskawica może, co pan o tym myśli?
P: No cóż, rzeczywiście pana koncepcja nagrobka jest dość niecodzienna i nietypowa muszę przyznać, ale naprawdę brzmi interesująco, na pewno przyciągnie uwagę wielu osób ze względu na ekscentryczny wygląd
K: No wie pan i tak ma być. Przynajmniej będzie wiadomo, że nie ma się doczynienia z zwykłym, szarym zjadaczem chleba tylko z kimś, kto wiedział co to znaczy mieć ciekawe życie. To jak, jesteśmy umówieni?
P: Klient nasz pan jak już wspomniałem...
CZYTASZ
Kuba Roguz- 39 i pół tygodnia
RandomKiedy jest się "królem życia" oraz kocha się je całym sercem to jeszcze trudniej jest zaakceptować wydany wyrok śmierci. Jak Kuba Roguz, emerytowany policjant z Warszawy, który przestał brać cokolwiek na serio w życiu zmierzy się z wyniszczającą go...