14: Odkrycie prawdy

119 6 4
                                    

Ostatnie kilka tygodni były chyba dla mnie jednymi z intensywniejszych jakie w życiu miałem. Każdego dnia wspólnie z Karolą szalałem na jakimś ostrym melanżu. Ten czas spędziłem dokładnie tak jak chciałem, może nie tak jakby chcieli inni, ale przez cały czas dbałem tylko o innych a nie o siebie, więc dlaczego nie mogłem sobie pozwolić wreszcie na to co chce. Jednak jak mówi słynny klasyk "co za dużo to nie zdrowo" i wszystko może się w końcu przejeść. Po 2 tygodniach ostrego imprezowania byłem wykończony jak nigdy. Mój wiek, choć podobno to tylko liczba dawał o sobie znać i kac jaki doznawałem każdego poranka stawał się coraz mocniejszy. Pewnego poranka kiedy obudziłem się znowu z bolącą głową jak nie wiadomo co przyszedł do mnie Tomek, chyba nie po to, żeby pogratulować mi kolejnego zaliczonego zgonu
Tomek: No witam Cię tato. O widzę, że ostro było
Kuba: Hej synek, nie tylko Ci się tak wydaje. Wiesz, że nie takie melanże się przetrwało
T: Ty już na te stare lata do reszty zdurniałeś?! Rodzina na ciebie czeka we Francji, żebyś ją odzyskał a ty prowadzisz się z jakąś gówniarą po klubach!
K: Odezwał się pan dojrzały. Posłuchaj, po pierwsze to od tej gówniary Ci wara a po drugie to jeśli przyszedłeś mi tutaj prawić takie morały od rana to ja dziękuję bardzo za takie synowskie odwiedziny
T: Nie, może w tym celu nie przybyłem Cię pouczać, ale i tak masz ode mnie ochrzan
K: A za co?
T: Czemu tak mnie perfidnie oszukałeś z tym Stefanem co?!
No nie, czyli moje nadzieje, że jednak mój syn nie dowie się że skłamałem okazały się w pełni złudne. Ten chłopak odkąd pamiętam nie potrafił trzymać języka za zębami
K: Ale o co Ci chodzi synek, jak oszukałeś?
T: Ojciec ty naprawdę masz mnie za debila. No przecież z nim rozmawiałem, powiedziałem mu prawdę jak mnie zapytał dlaczego jestem chodzę jakiś zasmucony. Zapytałem go jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje a on mnie normalnie wyśmiał. Pomyślał, że sam musiałem się zchlać na jakieś imprezie i od tego gadam takie głupoty. Z resztą od początku podejrzewałem, że to jest grubymi nićmi szyte. Stefan i rak? Przecież jego przeziębienie łapie może raz na 10 lat chyba. On jest chyba ze stali. Ale mniejsza o to. Powiedz mi,po co Ci ta urna?
K: Tomek, nie twój interes dobrze. Moja sprawa!
T: Słuchaj, albo mi powiesz na jaką cholerę Ci ta pieprzona urna, albo już nie masz syna. Sorry, ale nie chce mieć takiego ojca, który mnie ciągle oszukuje i przez to krzywdzi przez wpędzanie mnie w zmartwienia
No cóż tym razem wiem, że się już chyba nie wywinę. Zostałem naprawdę podstawiony pod ścianą i nie mam wyjścia jak wyjawić coś co może mieć katastrofalne konsekwencje nie tylko dla mnie ale i dla tych, których kocham
K: No dobrze. Nie pozostawiasz mi wyboru. Tomek synu... ta urna jest dla mnie. Ja umieram
T: Co?! Może powtórzyć, bo nie dosłyszałem!
K: Ja umieram. Jestem chory. Nie zostało mi już wiele czasu
T: Nie wierzę Ci! Rozumiesz, nie wierzę do to nie może być prawda!
K: Tomek to jest prawda, przysięgam. Tylko błagam Cię nic nie mów mamie!
T: Twój kretynizm już przekroczył wszelkie granice!
Wybiegł zdenerwowany. Chciałem ruszyć za nim, ale domyśliłem się, że lepiej żeby teraz zostawić go samego, aby mogło w pełni dotrzeć do niego to, co przed chwilą usłyszał. Podszedłem do niego dopiero godzinę później, kiedy to zamyślony siedział na moście i wpatrywał się w horyzont. Chyba dopiero teraz do niego dotarło z czym tak naprawdę ma do czynienia. W jego oczach pojawiły się łzy. Boże, przecież on zawsze zarzekał się, że jest żelazny jak "Iron Man" (to także po ojcu odziedziczył jak widać) i chyba musiałby się podpalić dosłownie, żeby uronić łzę. Niesamowite
Kuba: Nie siedź tak synek długo na dworzu bo się przeziębisz. No co mam Ci powiedzieć. Chyba polecę banałem, że na każdego kiedyś przychodzi czas, to teraz przyszedł na mnie. Umieram i już nic na to chyba się nie poradzi. No cóż, na szczęście świat pozbędzie się
zbędnego balastu
T: Ty nie umrzesz. Nie ma takiej opcji. Nie zgadzam się na to
Cóż, tak to jest z moim synem, że odkąd pamiętam był nieugięty oraz uparty i jak już coś sobie postanowił to do tego dążył bez wyjątku. Choć wiedziałem, że podejmuje się walki z wiatrakami jak przysłowiowy Don Kichot to jak już się rozpędził to nie byłem w stanie go powstrzymać. Postanowił się wybrać ze mną chyba do każdego specjalisty neurochirurga w Warszawie. Poszliśmy nawet do takich co ściany mają przyozdobionymi samymi dyplomami. Ale każdy jaki by nie był, to mówił z przykrością (ja już tam wiem, że pozorną), że w moim przypadku jest już pozamiatane. To świństwo jest się już tak rozrosło i jest w tak zaawansowanym stanie, że jak stanowczo stwierdzili już tylko cud Boży może mnie uratować. Tomek słysząc te wszystkie okropne słowa był mocno przerażony. Ja podchodziłem do wszystkiego na totalnym luzie. Wiedziałem dobrze, że do jakiego lekarzyny byśmy nie poszli, każdy będzie mówił zawsze to samo, że jeżeli już ktoś mógłby mi wyciąć tego guza to mógłby zrobić to jedynie sam wszechmogący. Kiedy wyszliśmy od kolejnego tego dnia specjalisty Tomek wyciągną telefon i zaczął dzwonić, kiedy domyśliłem się gdzie, natychmiast mu go wyrwałem
T: Ale co ty wyprawiasz?! Oddaj mi ten telefon!
K: Ani mi się śni! Najpierw lepiej powiedz mi, gdzie ty chcesz dzwonić?!
T: No do matki, trzeba jej powiedzieć!
K: Nawet o tym nie myśl, nie ma takiej opcji!
T: Ona ma prawo wiedzieć!
K: Nie, nie możesz jej powiedzieć tego, posłuchaj ja nie chce niszczyć jej nowego, szczęśliwego życia jakie sobie teraz ułożyła. Nie po to, doprowadzałem do tego, żeby je teraz miała, żeby je znowu teraz odbierać!
T: A więc to chciałeś osiągnąć zachowując się tamtego wieczoru jak kompletny palant!
K: No uważaj na słowa młody. Tylko nie palant, okej. Zrozum, że całe od pewnego czasu stałem się dla matki utrapieniem i nie chce znowu nim być!
T: Nie będziesz obiecuje, ona Ci może jakoś pomoże. Oddaj mi ten telefon!
K: Nie ma mowy. Słuchaj, po pierwsze mi już nic nie pomoże
T: No ale przecież są jeszcze możliwości leczenia, za granicą na przykład
K: Ta jasne, tam gdzieś na drugim końcu świata ktoś wymyślił jakąś nowatorską metodę w wyniku której jeden pacjent na stu przeżywa. Takie coś to nie jest leczenie, to jest tylko przedłużanie agonii
T: No a..?
K: Witamina C? Dziękuję, postoje
T: Ale tato, mama i Kasia zasługują na to, żeby im powiedzieć. Przecież nie chcesz chyba, żeby pewnego dnia dostały telefon z Polski z informacją o twoim pogrzebie następnego dnia. Wyobrażasz sobie szok, jakiego by doznały
K: Tomek, zrozum, że to nie jest absolutnie odpowiednia pora na takie wyznania. Ty z resztą też się dowiedziałeś o tym w niewłaściwy sposób, ale już nic na to nie poradzimy. Uwierz mi, że kiedy przyjdzie na to czas, to sam im wszystko powiem. Obiecuje Ci to
T: Nie mogę w to uwierzyć, dalej to do mnie nie dociera, że właśnie stoi przede mną mój ojciec, który się dosłownie wykańcza. Zawsze mi powtarzałeś, że tacy ludzie jak ty są nieśmiertelni i niezniszczalni. Miałeś nas nigdy nie zostawić!
Rozpłakał się jak małe dziecko. Przytuliłem go, żeby ochłonął i przestał się mazać, w końcu to wiocha trochę, żeby prawdziwy facet płakał, no nie?
K: Synek, spokojnie. Zobaczysz, że świat tylko skorzysta na mojej śmierci zobaczysz. Jednego będzie mniej to zrobi się więcej miejsca. Wiesz pokłóciłbym się nawet o stwierdzenie, że nawet trochę na własne życzenie za to wszystko złe co wam zdążyłem wyrządzić przez ostatnie 10 lat
T: Ale co ty opowiadasz za głupoty?! Przecież nikt nie zasługuje na takie coś, nawet ktoś najgorszy na świecie, przecież to koniec końców zrozumiałeś swój błąd i w głębi duszy zawsze nas kochałeś, prawda?
K: Nigdy nie było inaczej. Synu tylko do jedną mam do ciebie prośbę
T: Jaką?
K: Taką jedynie, że jak mnie już nie będzie to chciałbym, żeby Kaśka i Natalka trafiły w dobre ręce, bo im się to w zupełności należy. Także bardzo Cię proszę, żebyś dobrze pod moją nieobecność odegrał męską rolę w ich życiu, zrobisz to dla mnie?
T: Nie, nie ma mowy. Nie zrobię tego, bo do tego nie dojdzie rozumiesz! Nie ma takiej opcji! Nigdy nie uwierzę i nie zamierzam oraz nie chce sobie wyobrażać jak będzie bez ciebie. Nie!
Czemu mój synek się tak frustruje nie mam pojęcia. Biedny całkowicie niepotrzebnie sobie tylko zaszkodzi, psując sobie nerwy...

Kuba Roguz- 39 i pół tygodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz