37: Spektakularny... koniec ?

274 9 4
                                    

{Kuba}
Po kilku dniach żmudnych prób na których moje chłopaki wyciskali z siebie siódme poty wszystko było gotowe. No prawie gotowe. Brakowało tylko jednej osoby, niezwykle ważnej-Zuzy. Obiecała przyjechać, a że do tej pory mnie nie zawiodła i zawsze dotrzymywała słowa, to pozostawało tylko dalej na nią czekać. Pewnie chce mieć porządne wejście i pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka wewnętrzna walka z moimi nerwami się toczyła wewnątrz mnie. W końcu to ma być mój ostatni najbardziej spektakularny koncert w moim życiu. Jak przystało na dobrego i doświadczonego muzyka, starałem się zachować stoicki spokój. Choć nie było łatwo delikatnie mówiąc. Tamtego dnia w południe wiedząc jak wielkie wydarzenie mnie czeka niby zwyczajnie czynności takie jak ubieranie się, pakowanie i jazda samochodem wydawały się jakoś zwyczajnie nadzwyczajne. Czułem się teraz jak prawdziwa gwiazda rocka, mówię wam przeżycie nie do opisania. Dosłownie jak gwiazda zostałem przywitany przez wszystkie osoby obecne na miejscu, którym ogromnie dużo zawdzięczam, że tak bardzo mi pomogły zrealizować to moje ostatnie największe marzenie. Słuchając jednego z moich kawałków podczas jazdy na miejsce, pomyślałem, że doskonale opisuje on mnie w mojej obecnej sytuacji i całe moje życie:
Błyski na lodzie
Hotel w Maroko
Byle do przodu
Byle szeroko!
100 pięknych kobiet
100 pięknych wierszy
Wszystko dla ciebie, byleś był pierwszy!
Pędzisz nie myślisz w pierwszym szeregu
Stop koniec jazdy
Stoisz na brzegu!
Zastanawiasz się czy to sens miało
Czy warto było
Patrzysz za siebie
Co się liczyło?!
Co zbudowałeś?!
Co zostawiłeś?!
A może tylko bez sensu żyłeś?!
Coś tam może chciałeś, wyszło za mało
Stoisz na brzegu
Nic nie zostało!
Prom już się zbliża
Nadchodzi koniec
Co zostawiłeś tu po tej stronie?!
Dom, dziecko, drzewo, wielkie kochanie
Czy tylko okropne cienie na ścianie!

Kiedy dotarłem na miejsce, moim oczom ukazała się jak nigdy pięknie przystrojona scena oraz wiszący nad nią napis "Tribute to great musician Jakub Roguz". Postanowiłem zapytać Magdę- główną organizatorkę co znaczą te słowa (bo głupkowi się nie chciało uczyć języków za życia tak dokładnie)
K: Magda?
M: Tak?
K: Co to ma być?
M: No co? Nazwa koncertu "Hołd dla wielkiego muzyka Jakuba Roguza", podoba się?
K: Magda... Ja jestem wzruszony. Dzięki z całego serca za to wszystko za to że udało Ci się załatwić mi ten koncert i w ogóle. Bardzo dobra z ciebie przyjaciółka
M: Dzięki. Nie ma sprawy, w końcu pewnie pamiętasz jaką byłam kiedyś wariatką, więc chciałam po prostu w ten sposób ciebie przeprosić, mam nadzieję, że choć trochę się udało
K: Oj udało Ci się na pewno. I to jeszcze jak. Chodź Cię uściskam
Po tym jak wszystkim należycie i ze łzami w oczach podziękowałem za tak ogromne zaangażowanie się w organizacje tego całego chyba najważniejszego w moim życiu wydarzenia udałem się do swojej garderoby, przygotowanej jak dla prawdziwej wybitnej gwiazdy rocka. Normalnie nie wiedziałem czy to jawa czy sen, że moje największe marzenie właśnie się spełnia. Czułam niesamowite podniecenie, ekscytujące i wzruszenie, ale ono schodziło mi zaraz po tym jak pomyślałem co miało się wydarzyć tuż po moim ostatnim występie. Wiedziałem, że teraz muszę dać z siebie dosłownie wszystko, pełne sto procent. Zostały mi jakieś 2 godziny, które chce spędzić na tym, do czego tak naprawdę zostałem stworzony zaraz po byciu policjantem czyli do bycia rockowym wokalistą. Sprawdziłem czy moja gitara jest w porządku (oczywiście wziąłem swoją najlepszą) i po kilku chwilach, choć z bólem serca że nie ma pod nią najważniejszych dla mnie osób niestety byłem gotowy do wyjścia na scenę...
{Zuza}
Po tym jak dotarłyśmy do Warszawy, Kaśka i Natalia czym prędzej udały się w miejsce, gdzie miał się odbywać koncert. Natomiast ja postanowiłam udać się na spacer, żeby trochę ochłonąć po tym wszystkim co się ostatnio wydarzyło w moim życiu, bo było tego naprawdę sporo jak sami wiecie. Nie mogłam się pogodzić z tym, że Kuba choć przez swoją głupotę tak naprawdę ale jednak został skazany na śmierć przez siłe wyższą i ja nie mogłam temu zaradzić. Choć wiem, że nie powinnam to i tak czułam się współwinna temu, że dziś on odejdzie i nie będzie go wśród nas. W trakcie mojego szlochania z tego powodu zadzwonił mój telefon
Profesor: No dzień dobry pani Ewo
Z: Witam profesorze, co się takiego stało że pan do mnie dzwoni?
Profesor: Dzwonię, żeby pani potwierdzić, że ja niestety nie jestem w stanie podjąć się tak ryzykownego i trudnego zabiegu...
Z: Panie profesorze z całym szacunkiem, ale jeśli dzwoni pan tylko, żeby to powiedzieć to marnuje pan mój czas, którego jak pan wie, nie mam teraz zbyt dużo!
P: Ale przepraszam proszę dać mi dokończyć, strasznie pani jest narwana. Chciałem powiedzieć, że ja się co prawda nie podejmę operacji, ale mój najlepszy przyjaciel, równie dobry fachowiec jak ja a śmiem twierdzić, że może nawet i lepszy twierdzi, że jak najbardziej ją wykona...
Z: Naprawdę? Panie profesorze w tym momencie chce, żeby pan wiedział, że nie tylko jedno życie pan uratował! Lecę przekazać to pacjentowi zanim będzie za późno!
{Kuba}
I nareszcie nadeszła ta wiekopomna chwila na którą czekałem całe życie. Wyszedłem na scenę, przed którą była pełna ogromna widownia. Myśl, że tyle fanów dobrej muzyki rockowej przybyło tu specjalnie dla mnie była dla mnie dosłownie jak miód na serce. Lepszego zakończenia swojego życia chyba nie mogłem sobie wyobrazić jak przy tłumie ludzi bijących mi brawo i czekających aż im zaśpiewam. No cóż, nie pozostało nic innego jak tylko zacząć to po co się do tego doszło, czyli grać dla tych wszystkich młodych, szalejących z radości fanów dobrego rocka
Kuba: "Co wy chcecie zrobić z nami, myśli zamknąć za kratami! Z naszych mózgów zrobić ciasto! My wam rozwalimy miasto! Cały system już się wali! Cały system już się pali! Świat wasz pęka na atomy podpalimy wasze domy! Anarchia! Anarchia!"
Nagle jak specjalnie mi na złość za karę aby wszystko popsuć zaczął padać ulewny deszcz i w mgnieniu oka przepłoszył mi wszystkich moich wiernych fanów. Cały mój wymarzony koncert skończył się w jednej chwili za sprawą złej siły wyższej. Wszystko prysło jak bańka mydlana. Tak to jest właśnie jak wyobraża się w związku z czymś Bóg wie co. No cóż, ja odebrałem to jako wyraźny znak, aby z tym skończyć. Przecież taki człowiek jak ja zbyt dużo krzywd wyrządził, żeby zasłużyć sobie na godny koniec, taki jaki by chciał. Ja potwornie załamany i zawiedziony jak wszyscy moi przyjaciele po tym jak moim oczom ukazała się pusta widownia udałem się do swojej garderoby ponownie. Nie pomyślałem, że dojdzie do tego, abym musiał wziąć w ręce garść leków, którą sobie specjalnie na tę okazję przygotowałem. Postanowiłem zrobić to, co było trzeba. Wiedziałem, że tak będzie lepiej dla wielu osób
K: No to Krycha. Wygrałeś!
Kiedy miałem już tabletki w buzi to nagle usłyszałem ponownie dźwięk, który jest wprost muzyką dla moich uszu, czyli hałas z widowni. Wyplułem natychmiast te paskudne leki i udałem się na scenę, gdzie moja ukochana Kalinka ratowała całe wydarzenie swoim śpiewem, czym ściągnęła może nie całą widownię, ale przynajmniej jej część. Wiedziałem, że co jak co, ale na moją młodszą siostrzyczkę mogę liczyć, ażeby nie wiem co. Dziewczyna naprawdę dawała czadu ściągając może co prawda skromniejszy niż mój, ale jednak jej własny tłum fanów
Kalina: A jeśli to ostatni raz
A jeśli to ostanie promienie słońca
To będziemy walczyć do końca!

Kuba Roguz- 39 i pół tygodniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz